Z tego artykułu się dowiesz:
- Jakie były kluczowe etapy życia i działalności Izabelli Horodeckiej?
- Jak wyglądała sytuacja w warszawskim szpitalu w pierwszych dniach wojny?
- Jakie wyzwania towarzyszyły ewakuacji sanitariuszki z Warszawy?
- W jakich okolicznościach Izabella Horodecka ostatni raz widziała się ze swoim mężem?
Z mojego rodzinnego domu wyniosłam silnie rozwinięte poczucie patriotyzmu. W 1937 roku ukończyłam specjalny kurs Czerwonego Krzyża dla sióstr sanitarnych na wypadek wojny i byłam, jak wszystkie moje koleżanki, traktowana jako rezerwa wojenna. Po zajęciach teoretycznych obowiązywała nas sześciotygodniowa praktyka w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie. Praca w szpitalu bardzo mi się podobała. Pozostałam tam aż do połowy lipca 1939, pełniąc już funkcję siostry instrumentariuszki na sali operacyjnej z dużym zadowoleniem własnym i, jak mi mówiono, personelu lekarskiego. Pracę tę pełniłam honorowo.
Drugi maja 1939 był dniem imienin mojego męża – Zygmunta. Przed wojną panował zwyczaj, że solenizant przyjmował życzenia przyjaciół między godziną 17.00 a 19.00, częstując odwiedzających kawą, herbatą, koniakiem, likierami i słodyczami. Był to dzień powszedni. Przypuszczając, że goście mogą się spóźniać, postanowiłam przygotować do jedzenia coś bardziej konkretnego. Wracałam z miasta około godziny 14.00, niosąc dużo zakupionych paczuszek. Na schodach mojego domu spotkałam wspaniałą Cygankę. Takiej Cyganki nigdy przedtem nie widziałam. Była to stara, ale bardzo piękna, elegancka kobieta. Obfitością swoich spódnic zajęła całą szerokość schodów. Piękne, potrójne czarne warkocze, splecione po obu stronach głowy, były podwinięte, tworzyły duże pętle. Chusta na głowie była cała ubrana cekinami. Była to chyba jakaś królowa cygańska czy ktoś w tym rodzaju. Chciała mi powróżyć. Odmówiłam, tłumacząc się brakiem czasu. Ona, niezrażona, powiedziała mi: „Wybierasz się z mężem za granicę, ale ty nigdzie za granicę nie pojedziesz. Będziesz jeździć po kraju nie z mężem, a ze starszym człowiekiem”. Poczułam się nieswojo po tym oświadczeniu. Rzeczywiście, byliśmy z mężem zapisani na wycieczkę statkiem dookoła Europy i nasze nazwiska były już wydrukowane na liście uczestników wysyłanej do zainteresowanych. Wycieczka miała się odbyć w końcu czerwca tego roku. Cyganka chciała mi jeszcze powiedzieć moje imię – zgodziłam się. Imię nie jest popularne, więc zaciekawiona czekałam, czy zgadnie. Męczyła się czas jakiś. Widziałam, że ma trudności. W końcu, niezadowolona z siebie, wychodząc już na ulicę, powiedziała: „Liza czy coś”. Była blisko prawdy, bo mam na imię Iza. Nie trafiła, a ja z satysfakcją zaprzeczyłam.
Czytaj więcej
Od pierwszych lat po wojnie, każdego 28 września obchodzimy Dzień Pamięci Więźniów Obozu Dulag 12...
Minęło kilka dni. O Cygance nie myślałam wcale do chwili, gdy wracający z pracy mąż przyniósł wiadomość, że nie możemy jechać na wycieczkę, bo Ministerstwo Sprawiedliwości, w którym pracował, wydało zakaz opuszczania kraju dla całej magistratury. A jednak Cyganka to przewidziała…