Najniebezpieczniejszy polski szpieg
Michał Rybikowski w cieniu historii prowadził grę, od której zależały nieraz losy całych państw. Dzięki wsparciu japońskich dyplomatów i wojskowych mógł swobodnie przemieszczać się nie tylko po neutralnej Szwecji, lecz także po krajach bałtyckich, a nawet po samej Rzeszy – łącznie z Berlinem. Tam, w sercu nazistowskich Niemiec, zbierał informacje, budował siatki i przekazywał meldunki nie tylko do polskiego wywiadu, lecz także do sojuszników w Londynie. Równocześnie, jako zaufany i z czasem przyjaciel Onodery, miał dostęp do materiałów wywiadu japońskiego oraz ich analiz. To dawało mu unikalną pozycję – pośrednika między polskim wywiadem a globalną grą wywiadowczą mocarstw.
Jego misja nie ograniczała się do meldunków. Podczas jednej z podróży z Berlina do Sztokholmu przewiózł coś, co miało znaczenie symboliczne – sztandary. Jeden z nich, wyszyty w okupowanym Wilnie z myślą o polskich lotnikach walczących przy boku Royal Air Force, opatrzony był dewizą: „Miłość żąda ofiary”. Drugi, ocalały z września ’39 należał do 81. Pułku Strzelców Grodzieńskich. Rybikowski, ryzykując życie, przewiózł je przez terytorium wroga, a stamtąd trafiły one do rąk żołnierzy walczących na Zachodzie. Ten epizod pokazuje jego odwagę i głęboko zakorzenione poczucie honoru oficerskiego. Co ciekawe, sztandary przekazał Rybikowskiemu wspominany wcześniej wicekonsul Chiune Sugihara.
Były jednak chwile, gdy jego brawura o mały włos nie kosztowała go życie – jak choćby wtedy, gdy Gestapo niemal dopadło go w berlińskiej Ambasadzie Japonii – o czym pisałem wyżej.
Jego działalność nie mogła ujść uwadze Niemców. Dostarczał Onoderze informacje na temat przygotowań III Rzeszy do wojny ze Związkiem Sowieckim. Paradoksalnie to właśnie japońscy sojusznicy nazistów lepiej od nich rozumieli, że starcie z ZSRR będzie dla Hitlera początkiem końca.
Tymczasem niemiecki aparat bezpieczeństwa naciskał coraz mocniej. Sprawa Rybikowskiego trafiła na biurko samego Heinricha Himmlera. Szef SS doskonale wiedział, że za pośrednictwem japońskiego ataszatu polski wywiad mógł przekazywać informacje na Zachód. Domagał się od Onodery wydania polskiego oficera. Japończyk odmówił – nie tylko go nie zdradził, ale chronił. Nie raz ocalił życie Rybikowskiemu, czym przypieczętował ich osobistą więź i lojalność. Himmler, bezradny wobec tej sytuacji, miał nazwać Rybikowskiego „najniebezpieczniejszym funkcjonariuszem polskiego wywiadu”. Nie była to przesada. Polak był nieuchwytny, skuteczny i posiadał niezwykłe kontakty.
Jednym z najgłośniejszych epizodów z jego działalności była sprawa planowanego przejęcia Sztokholmu przez niemieckich dywersantów. Dzięki siatce wywiadowczej, którą zbudował w stolicy Szwecji, Rybikowski ustalił, że na terenie miasta ulokowano grupy sabotażowe przygotowane do błyskawicznego przejęcia 25 kluczowych punktów strategicznych – od budynków administracji po centra komunikacyjne. Informacje trafiły do władz szwedzkich, które błyskawicznie zareagowały. W obliczu czujności Szwedów Niemcy musieli wycofać się z operacji. Według niektórych relacji, właśnie w ten sposób Polak ocalił Szwecję przed okupacją.
Michał Rybikowski (1900–1991). Zdjęcie wykonano ok. 1934 r.
Foto: Domena publiczna
Działalność Rybikowskiego ułatwiały także kontakty jego przełożonego. Onodera był zaprzyjaźniony z admirałem Wilhelmem Canarisem, szefem Abwehry. Spotkania obu oficerów w Berlinie odbywały się także w obecności... Rybikowskiego, który występował w roli tłumacza. To zaś otwierało mu drzwi do rozmów z najważniejszymi postaciami III Rzeszy, a zarazem pozwalało lepiej rozumieć zakulisowe gry rozgrywane w samym sercu nazistowskiej machiny.
Tak wyglądała codzienność polskiego szpiega, którego nazwisko w dokumentach pojawiało się rzadko, ale którego działalność budziła respekt – zarówno wśród sojuszników, jak i wrogów. Rybikowski balansował na granicy życia i śmierci, lojalności i zdrady, dyplomacji i szpiegostwa. A przede wszystkim – był człowiekiem, którego nawet Himmler uważał za najgroźniejszego przeciwnika niemieckiego aparatu bezpieczeństwa.
Miecz od cesarza
Współpraca Michała Rybikowskiego z generałem Onoderą trwała do wiosny 1944 r. Wtedy Japończycy, coraz mocniej naciskani przez niemiecką Abwehrę i jej szwedzkie biuro kierowane przez Hansa Wagnera, nie mogli już dłużej chronić polskiego oficera. Rybikowski został przerzucony do Wielkiej Brytanii. Tam zaproponowano mu kierowanie Referatem „Zachód II” Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza.
Funkcji tej nie przyjął – zamiast tego ruszył na front włoski, gdzie służył w II Korpusie generała Andersa (od 24 października 1944 r. do 1 lutego 1945 r. był dowódcą 5. Batalionu Strzelców Karpackich). Wojnę zakończył w stopniu pułkownika, a jego pracę wywiadowczą uhonorowano drugim w jego karierze krzyżem Virtuti Militari.
Człowiek, którego Himmler chciał widzieć martwym, a którego japońscy szpiedzy ratowali z opresji, umarł spokojnie w Kanadzie (w 1991 r.). W rodzinnych wspomnieniach pozostał obraz oficera, który za swoje zasługi w najdziwniejszym sojuszu wojny otrzymał od cesarza Japonii samurajski miecz – symbol lojalności, honoru i odwagi. Ironia losu? A może najlepszy dowód na to, że w świecie wywiadu granice między wrogiem a przyjacielem bywają bardziej płynne, niż ktokolwiek przypuszcza...
„Halina Szymańska – Polka, której ufał Canaris”. Żona polskiego attaché wojskowego w Berlinie, a zarazem dobra znajoma szefa Abwehry Wilhelma Canarisa, prowadziła niezwykłą grę wywiadowczą w czasie wojny. Dla Brytyjczyków była „Guziczkiem” – agentką, która dostarczała im informacje o niemieckich planach ofensywy w Afryce, inwazji na Maltę, a nawet o spisku na życie Hitlera.