Reklama
Rozwiń

Wielokrotnie oszukał śmierć: życie na krawędzi Aleksandra Stpiczyńskiego

Co łączyło pułkownika barona Arnolda von Lücknera, André Lucknera, Jacques’a Fourdana, Jerzego Wilskiego i „Klarę”? To jedna i ta sama osoba: major Aleksander Stpiczyński.

Publikacja: 04.07.2025 04:33

Marszałek Wilhelm List wita się z gubernatorem Hansem Frankiem podczas pobytu w pałacu w Krzeszowica

Marszałek Wilhelm List wita się z gubernatorem Hansem Frankiem podczas pobytu w pałacu w Krzeszowicach, październik 1940 r.

Foto: NAC

Pałac Saski w Warszawie był przed II wojną światową przede wszystkim siedzibą polskiej dyplomacji i Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli potocznie – wywiadu i kontrwywiadu. Z tym miejscem związane są największe przedwojenne sukcesy i dokonania wojskowych służb specjalnych. W latach 20. i 30. potocznie nazywana „Dwójka” należała do najlepszych wojskowych wywiadów w Europie. Jak pisał historyk Łukasz Ulatowski, specjalizujący się w dziejach polskiego wywiadu II Rzeczypospolitej: „w rozmachu podejmowanych działań, w ich skuteczności, wywiad polski ustępował jedynie wschodniemu sąsiadowi, dystansując przy tym na każdym polu, zachodniego”. Najważniejsze osiągnięcia oficerów Oddziału II to złamanie szyfrów niemieckiej Enigmy. Szeroko o tym informują podręczniki do historii najnowszej.

Po klęsce kampanii wrześniowej 1939 r. niestety miała miejsce największa wpadka naszego wywiadu – utracono znaczną część archiwów, a także dokumenty Straży Granicznej i niemal cały zasób archiwum MSZ. Doprowadziło to w konsekwencji do wyeliminowania wielu zdolnych polskich oficerów. Straty poniesione przez polski wywiad w wyniku przejęcia przez okupanta ściśle tajnych akt były ogromne, ale nie sparaliżowały jego pracy. Polskie struktury były na tyle rozległe i dobrze zakonspirowane, że przez całą wojnę – czy to w PSZ na Zachodzie, czy w ramach Polskiego Państwa Podziemnego, dostarczały aliantom przez cały okres wojny mnóstwo bezcennych informacji. Szacuje się nawet, że połowa osiągnięć wywiadu alianckiego należy właśnie do Polaków.

Czytaj więcej

Korfanty – grabarz III powstania śląskiego

Do największych sukcesów podziemnego wywiadu należy zaliczyć: zdobycie informacji o planowanej napaści Niemiec na ZSRR, odkrycie rakietowego ośrodka w Peenemünde, przesłanie części rakiety V2 do Anglii. Częścią tej działalności było stworzenie kanałów kurierskich, którymi emisariusze AK przenosili dokumenty do polskich władz na uchodźstwie. Na podstawie niezwykłych losów przedwojennego „dwójkarza” majora Aleksandra Stpiczyńskiego prześledzimy, jak to wyglądało w rzeczywistości.

Agent Wydziału „Wschód”

Po udziale, jako ochotnik, w wojnie polsko-bolszewickiej i awansie na rotmistrza Aleksander Stpiczyński trafił w 1934 r. na kurs radiowo-szyfrowy organizowany przez II Oddział Sztabu Generalnego (wywiad i kontrwywiad). Nie przypuszczał, że przez następne lata będzie szpiegiem. Jako agent o kryptonimie F-8 został oddelegowany do pracy w polskim konsulacie w Kijowie. Jego zadaniem było rozpracowywanie armii sowieckiej. Gdy zrobiło się gorąco, został przeniesiony do pracy wywiadowczej w Bratysławie. Kiedy zaś wybuchła wojna, wrócił do Warszawy.

5 września 1939 r. ewakuował się z Warszawy z Oddziałem II, a 18 września przekroczył granicę polsko-rumuńską. Internowany w Kutach przedostał się przez Jugosławię i Włochy do Francji. W styczniu 1940 r. dotarł do Paryża i natychmiast wstąpił do odtwarzanych tam Polskich Sił Zbrojnych. Nie dane mu było służyć w mundurze. Przeniesiono go do dyspozycji Biura Personalnego Sztabu Naczelnego Wodza, a 21 kwietnia 1940 r. zaprzysiężono na rotę ZWZ (ZWZ-AK). Został wyznaczony emisariuszem naczelnego wodza do okupowanego kraju. Niecały miesiąc później, 19 maja 1940 r., Stpiczyński wyruszył z powrotem do Polski, wioząc „Instrukcję Nr 4” (na mocy której podporządkowano obszary okupacji sowieckiej generałowi Roweckiemu) wraz z „Zasadami organizacji pracy w Kraju” i „Wytycznymi współpracy ze stronnictwami politycznymi”. Z Angers przez Paryż, Budapeszt, Koszyce, Kraków do Warszawy „podróż” trwała dwa tygodnie.

W marcu 1941 r. Komenda Główna ZWZ-AK podjęła decyzję o wyodrębnieniu ze struktur podziemnego wywiadu II Oddziału sieci wywiadowczej „Wschód”, mającej za zadanie działania na zapleczu frontu wschodniego po przewidywanej napaści Niemiec na ZSRR. Organizatorem i kierownikiem referatu wschodniego WW-72 („Pralnia”), obejmującego Litwę, Wileńszczyznę, Łotwę i Białoruś, został rotmistrz „Wilski”, czyli… Aleksander Stpiczyński. W Wilnie przebywał do kwietnia 1942 r.

Czwarty z „666”

Podczas wojny przekazywanie informacji wywiadowczych do Londynu było niezwykle istotne. Odbywało się to głównie przez radiostacje. Ale drogą radiową nie można było przesłać zdjęć, map, planów czy części niemieckiej broni. Dlatego postanowiono zbadać trasy kurierskie i wysyłać nimi emisariuszy państwa podziemnego do Londynu. Wysyłać emisariuszy… Łatwo powiedzieć, ale trzeba sobie uzmysłowić, że cała Europa do granicy z Hiszpanią była okupowana przez III Rzeszę.

Do 1941 r. korzystano ze stosunkowo bezpiecznej drogi przez Słowację i Budapeszt i dalej do portów adriatyckich lub do Włoch. Po ataku na Związek Sowiecki ta droga okazała się całkowicie zamknięta. Najkrótsza droga do Londynu wiodła przez Niemcy, Francję i Hiszpanię.

Czytaj więcej

Daszyński, Dmowski, Paderewski, Piłsudski. Jak II RP rozczarowała ojców niepodległości

Pomysł szefa AK, pułkownika Mariana Drobika o utworzeniu specjalnej komórki podchwycił Kazimierz Leski, pseudonim „Bradl”, inżynier, agent tajemniczej grupy Muszkieterów, a później AK. „Bradl” uznał, że gra jest warta ryzyka. Potrzebni byli jednak ludzie, którzy znali biegle kilka języków.

Pod koniec 1942 r. Aleksander Stpiczyński został przeniesiony do „666”. Jego biegła znajomość niemieckiego, francuskiego i hiszpańskiego miała pomóc w przetarciu szlaku kurierskiego przez Hiszpanię. W grudniu 1942 r. Stpiczyński – zaopatrzony w świetnie podrobione dokumenty przez komórkę legalizacyjną Oddziału II KG AK „Agaton” – jako pułkownik baron Arnold von Lückner wsiadł do Urlaubzugu na Dworcu Głównym w Warszawie. Cel – Paryż. Nawet nie przypuszczał, że jego „podróż” potrwa niemal rok.

Fałszywy baron zwodzi feldmarszałka

Przez Wiedeń dotarł do Elfringen, miasteczka na ówczesnej granicy niemiecko-francuskiej. Tam okazało się, że nie ma przepustki uprawniającej do przekroczenia granicy. Eskortowany przez esesmanów musiał wrócić do komendy alzackiego okręgu wojskowego w Strasburgu. Komendantem był tam feldmarszałek Wilhelm List, który w 1939 r. wszedł do Polski na czele 14. Armii. Nazwisko i tytuł arystokratyczny zrobiły wrażenie, feldmarszałek zaprosił von Lücknera na poranną pogawędkę.

„Adiutant wprowadza mnie do gabinetu [feldmarszałka].

– Proszę, niech pan siada. Słyszę, że jedzie pan z Mińska; to bardzo interesujące, cóż tam słychać u was na froncie?

Przywołuję do porządku wszystkie swoje dość rozbiegane władze umysłowe.

– Trzymamy się dobrze, jak zawsze, ekscelencjo, nie mamy powodów do obaw.

– Zima dokucza wam pewno bardzo…

– Dajemy sobie z nią radę, zresztą nie mamy czasu myśleć o niej, grzejemy się nadzieją szybkiego zwycięstwa.

– Trzymacie się więc dobrze? To mnie cieszy. Znam trochę te warunki i wiem, że nie jest tam tak łatwo. Pan jedzie do Paryża?

– Tak, i do Tours, mam tam terminowe sprawy, chodzi o maszyny do prac ziemnych na lotniskach. To dość pilne, mam pociąg o 9, chciałbym zdążyć, więc jeśli ekscelencja pozwoli…

– Tak, tak, oczywiście. Pańska przepustka jest już pewno gotowa, nie wiem jednak, czy zdąży pan na ten pociąg, chyba odeślę pana samochodem” (ten oraz wszystkie następne cytaty pochodzą ze wspomnień Aleksandra Stpiczyńskiego „Wbrew wyrokowi losu”).

„Pan baron”, a tak naprawdę oficer Komendy Głównej AK autem feldmarszałka odwieziony na dworzec kolejowy zdążył na pociąg! Po kolejnych, już spokojnych kilku godzinach dojechał do Paryża.

Spotkanie w okupowanym Paryżu

Każdy wojskowy po przybyciu do innego miasta musiał się zameldować w siedzibie komendy. Fałszywy baron udał się na plac Opery, by dopełnić obowiązku. Dostał pokój w wybranym hotelu i czekał na mającego dojechać Kazimierza Leskiego „Bradla”, szefa komórki „666”. Razem mieli udać się na granicę francusko-hiszpańską i ocenić „atrakcyjność” tej trasy przerzutowej.

„Bradl” nie dotarł na umówione spotkanie. Co zrobić, by jednak się spotkać w okupowanym Paryżu?

„Niewiele myśląc, idę do komendy i dyżurnemu podoficerowi informacyjnemu każę na wielkiej czarnej tablicy, ustawionej na środku sali, napisać kredą dużymi literami, że oberst Arnold von Lückner prosi jego ekscelencję generała von Hallmanna o skomunikowanie się z nim w hotelu Rochechoire”.

Leski „podróżował” pod fałszywą tożsamością generała Juliusa von Hallmanna, pełniącego służbę w autentycznej organizacji działającej na zapleczu frontu wschodniego. Dzięki tej bezczelnej zagrywce obaj polscy agenci w końcu spotykają się (pociąg Leskiego został obrzucony bombami w Berlinie i dlatego wynikło jego spóźnienie na wyznaczone spotkanie).

Ustalają z francuskim ruchem oporu, że Stpiczyński przejdzie granicę z Hiszpanią przez zachodnią część Pirenejów koło miasteczka Oloron. Przekroczywszy zieloną granicę między okupowaną Francją a Vichy, po skontaktowaniu się z przewodnikiem, a w zasadzie z przemytnikiem, „Wilski” podejmuje pierwszą próbę przejścia przez Pireneje. Niestety, śniegi i duża obecność niemieckich żołnierzy udaremniają tę próbę. Obaj z obserwatorem Leskim wracają do Paryża.

Wpadka w Amélie-les-Bains

Leski wrócił do Warszawy. „Wilski” czekał na sprzyjające warunki i kolejną próbę. Niestety, pojawiły się problemy – podziemie francuskie nie jest w stanie załatwić odpowiednich przepustek do przekroczenia granicy z Vichy. Dlatego poda pomysł, by przejechać tę granicę… w tendrze lokomotywy specjalnego pociągu Pierre’a  Lavala (od 18 czerwca 1942 r. mianowany przez marszałka Pétaina szefem rządu Vichy).

Musi też „zniknąć” pułkownik von Lückner. Pojawia się na scenie Francuz – André Luckner.

„Lokomotywa rusza, woda zaczyna chlupać. Na zwrotnicach tworzą się fale, które zalewają deski i ubranie. Marznę. Marznę tak kilka godzin, nogi zdrętwiały od skurczonej pozycji, jest okropnie duszno, choć zimno”.

Niestety, szczęście od „Wilskiego” się odwraca. 6 lutego 1943 r. w nadgranicznym mieście Amélie-les-Bains, skąd po raz drugi miał ruszyć w Pireneje, zostaje zatrzymany wraz z francuskim przewodnikiem przez niemiecki patrol. Żandarmi Vichy podejrzewają, że jest przemytnikiem i aresztują go w cytadeli w Perpignan. Po pięciu dniach przesłuchania przejęło Gestapo, które z kolei podejrzewa Stpiczyńskiego, że jest uciekającym przed nazistami Żydem. Tłumaczy, że jest Polakiem, architektem, który ucieka z okupowanej Warszawy za chlebem i pracą do Portugalii. Takie wyznanie budzi największe zdziwienie – no bo jak przez granice, patrole, wszechobecne Gestapo i kontrole dokumentów udaje się jakiemuś Polakowi przejechać pół Europy?!

„– Co panowie ze mną zrobicie, czy będę rozstrzelany?

– Ależ skąd, właściwie powinien pan dostać odznaczenie za każdą przekroczoną granicę...”.

Po kolejnych dniach i przesłuchaniach w transporcie więźniów trafił do obozu koncentracyjnego w Compiegne.

„Equipe de metro”

W obozie uwięzionych jest wielu Polaków, a wśród nich Gumiński, w cywilu sztygar górniczy z Katowic. Od razu rodzi się plan wykonania podkopu i ucieczki. Wychodziło im z obliczeń, że wystarczy „jedynie” 30 metrów... Plan zatwierdzony. Prace ruszyły.

„Posuwaliśmy się jednak wolno, o jeden, a czasem – z trudem – o dwa metry dziennie. Zależało to od rodzaju ściany. Trafiały się często duże głazy krzemienia, które należało wyłuskiwać z wapienia jak orzechy z czekolady. Były czasem tak wielkie i ciężkie, że przeniesienie ich przez ciasny tunel sprawiało wiele trudności i kłopotu, jak i wciągnięcie na strych. Raz trafił się nawet taki, że zablokował nam tunel. Cały dzień został stracony, zanim rozbiliśmy go na części. Nie było do tego żadnych narzędzi, więc piłowało się twardy kamień nożami – można powiedzieć: gryźliśmy go zębami”.

Zadbano nawet o elektryczne oświetlenie tunelu i jego wentylację. Prace posuwały się dość sprawnie, jednak... ktoś doniósł. Zabrakło kilku dni, kilku metrów do wolności. 29 marca 1943 r., po szesnastu dniach ciężkiej, niemal katorżniczej pracy nastąpiła wpadka. „Według pomiarów niemieckich osiągnęliśmy 27 i pół metra”. Do obozu zjechała specjalna komisja Gestapo, która orzekła, że wszyscy budowniczowie lub – jak nazwali ich współwięźniowie – „equipe de metro” powinni zostać natychmiast rozstrzelani, bo przez gotowy tunel nie uciekłoby 15–20 więźniów, lecz prawie cały obóz! Po tygodniu niemieckich debat postanowiono, że autorzy podkopu trafią do obozu koncentracyjnego na terenie III Rzeszy, skąd nie byłoby już ratunku. Zanim jednak miał nastąpić wyjazd, Niemcy rozkazali tunel zakopać... „Trzeba było znosić ziemię ze strychu i tunel – ten ukochany tunel – własnoręcznie zasypywać”.

Ucieczka z transportu

26 kwietnia 1943 r. Stpiczyński z innymi współwięźniami opuszczają obóz w Compiegne. Wsadzeni do pociągu zmierzają w kierunku granicy niemieckiej. Francję przejeżdżają w dzień, by uniemożliwić im ucieczkę. W nocy, po przejechaniu granicy, ale jeszcze blisko Francji – wydłubują trzy deski ze ściany i... skaczą. „Nie czuję upadku, siła pędu rzuca mną parę kozłów i leżę na ziemi, na kamieniach. Podnoszę głowę – tuż, tuż o pół kroku migają koła wagonów. Błyskają reflektory, więc nos wciskam w kamienie. (…) Podnoszę rękę, żegnajcie kraty i druty... Jestem wolny. Szybko wstaję... i padam w tej samej chwili z powrotem. Co jest, u diabła, nie ma na czym stać, szarpiący ból w kolanie, chwytam ręką – zamiast kolana dziura. Cholerny świat!”.

Nieszczęśliwy upadek, strzaskana noga, zbiegły więzień na terenie Niemiec... W takiej sytuacji nie widać nadziei. Inni, którym udało się wyskoczyć z pędzącego pociągu, nie są w stanie transportować rannego Stpiczyńskiego. Muszą uciekać dalej. Trzem udaje się dostać do Londynu i zameldować, że emisariusz żyje, że jest ranny i że będzie próbował – mimo wszystko – dotrzeć do Anglii.

Aleksander Stpiczyński – oficer wywiadu II RP, ZWZ-AK, kurier, cichociemny – odznaczany Orderem Virt

Aleksander Stpiczyński – oficer wywiadu II RP, ZWZ-AK, kurier, cichociemny – odznaczany Orderem Virtuti Militari przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego; po prawej: Jan Nowak-Jeziorański. Londyn, 24 stycznia 1944 r.

Foto: nac

Ranny „Wilski” nad ranem zostaje znaleziony przez robotników kolejowych. Tworzy nową legendę – przekonuje, że wpadł pod pociąg i musi zostać przewieziony do szpitala. Że jest Polakiem z Wileńszczyzny, który w 1939 r. uciekł przed okupacją sowiecką do Francji, w której zajmował się nielegalnym handlem. Ale groziła mu wpadka i postanowił... uciekać do okupowanej Polski. Przewieziony na pobliską stację kolejową, w Falkenburgu, opatrzony przez lekarza, przesłuchany przez Gestapo i miejscowych żandarmów, którzy „kupili” jego opowieść, zostaje dostarczony na więzienny oddział szpitala w Metz. Dopiero 11 maja lekarze przeprowadzają operację strzaskanej nogi. „Otwarto kolano, złożono strzaskane jabłko i związano drutem, po czym ranę zszyto. Krajali bez znieczulenia i narkozy, wiem za to teraz, co tam jest w kolanie, bo byłem przywiązany tak do stołu operacyjnego, że siedziałem i musiałem patrzeć”.

I znowu więzienie, i znowu ucieczka

Więzienie w Metz to nie obóz koncentracyjny. A strażnicy więzienni to nie Gestapo. Co prawda, cela jest na trzecim piętrze, ale kraty w oknie nie są zamurowane, tylko przykręcone. Pojawia się nadzieja na ucieczkę. Teraz tylko trzeba wyleczyć – jako tako – nogę, która po zagojeniu się rany zostanie sztywna.

22 lipca jest gotowy. Po wykręceniu ostatniej z czterech śrub zsuwa się po linie z podartej pościeli i ucieka po raz wtóry. Szczęście sprzyja Stpiczyńskiemu. Metz to nie niemieckie miasto, tylko francuska Lotaryngia, gdzie jest dużo Polaków z przedwojennej emigracji zarobkowej. Ukrywany przez rodaków próbuje doprowadzić nogę do stanu umożliwiającego dalszą podróż.

Po nawiązaniu kontaktu z ruchem oporu przekracza granicę niemiecko-francuską. Ma nową tożsamość: nazywa się Jacques Fourdan. Przerzucony do Paryża do kolejnej polskiej rodziny oczekuje na moment przerzutu. 17 października 1943 r. z łąki pod Tours odlatuje angielskim samolotem do Londynu.

Cichociemny

Po operacji kolana już w angielskim szpitalu, odznaczony 24 stycznia 1944 r. przez Naczelnego Wodza generała Kazimierza Sosnkowskiego Orderem Virtuti Militari mógłby zostać oficerem sztabowym. Już nic nie musiał. I nikt od Stpiczyńskiego nie oczekiwał jakichś nowych heroicznych czynów. Ale nie, niespokojny to był duch. Zgłosił się na kurs spadochronowy dla cichociemnych. Za wszelką cenę chciał wrócić do kraju. Po przeszkoleniu spadochronowym przetransportowano go do Głównej Bazy Przerzutowej nieopodal Brindisi we Włoszech. Awansowano go na stopień majora, ze starszeństwem od 1 marca 1944 r.

W nocy z 21 na 22 września 1944 r. został zrzucony na placówkę „Rozmaryn” na Kielecczyźnie. Po udanym skoku, pod pseudonimem „Klara”, uczestniczył w walkach Kieleckiego Korpusu AK. W listopadzie wyruszył do Częstochowy, w grudniu dotarł do Krakowa.

W przeddzień Wigilii, 23 grudnia 1944 r., został aresztowany w Krakowie przez Gestapo; osadzony w więzieniu przy ul. Montelupich, torturowany przez funkcjonariuszy Gestapo i Abwehry; 16 stycznia 1945 r. wywieziony do obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen. Przerzucany był jeszcze do obozów w Mittelbau-Dora, Sachsenhausen i na koniec do Mauthausen; 5 maja 1945 r. uwolniony przez oddziały amerykańskiej 11. Dywizji Pancernej. Po wojnie wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, a potem z całą rodziną do Ekwadoru. Do Polski wrócił w 1974 r. Zmarł 20 września 1987 r.

Tak kończy się ta opowieść o niezwykłym człowieku. Dla którego walka o Niepodległą była najwyższym nakazem. Dla którego wykonanie rozkazu było najważniejszym obowiązkiem.

Źródła: Aleksander Stpiczyński, „Wbrew wyrokowi losu”, Instytut Wydawniczy PAX 1988; Historia Polskiego Państwa Podziemnego „Polska Walcząca”, tom 23. „Wywiad Armii Krajowej” i tom 25. „Kontrwywiad Armii Krajowej”, wydawnictwa Edipresse i Bellona, 2016; Praca zbiorowa „Armia Krajowa. Szkice z dziejów Sił Zbrojnych Polskiego Państwa Podziemnego”, Oficyna Wydawnicza RYTM 1999.

Pałac Saski w Warszawie był przed II wojną światową przede wszystkim siedzibą polskiej dyplomacji i Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli potocznie – wywiadu i kontrwywiadu. Z tym miejscem związane są największe przedwojenne sukcesy i dokonania wojskowych służb specjalnych. W latach 20. i 30. potocznie nazywana „Dwójka” należała do najlepszych wojskowych wywiadów w Europie. Jak pisał historyk Łukasz Ulatowski, specjalizujący się w dziejach polskiego wywiadu II Rzeczypospolitej: „w rozmachu podejmowanych działań, w ich skuteczności, wywiad polski ustępował jedynie wschodniemu sąsiadowi, dystansując przy tym na każdym polu, zachodniego”. Najważniejsze osiągnięcia oficerów Oddziału II to złamanie szyfrów niemieckiej Enigmy. Szeroko o tym informują podręczniki do historii najnowszej.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Pociąg do Warszawy. Rozmowa z Piotrem Nowiną-Konopką
Historia Polski
Gdzie jest „Portret młodzieńca” Rafaela Santi?
Historia Polski
Dlaczego na Podkarpaciu pamiętają o Włodzimierzu Dzieduszyckim
Historia Polski
Pierwszy transport do piekła
Historia Polski
Polskie wojsko w ostatnich dniach III Rzeszy