„Brutus” wchodzi do gry
14 lipca 1942 r. Abwehra urządza kontrolowaną „ucieczkę” – z dublerem na scenie – i przerzuca Czerniawskiego do Madrytu; wychudzonego, z fałszywymi dokumentami w kieszeni. Za nim zostawała okupowana Europa, przed nim – niepewność. W Hiszpanii czekał już brytyjski konsul. W gibraltarskiej twierdzy odebrał go samolot RAF. 10 października Czerniawski wylądował w Wielkiej Brytanii – „Armand” i „Hubert” w jednej osobie.
Pułkownik Gano, szef Oddziału II, wiedział, że Sikorski nie zgodzi się na podwójną grę. Obawiał się, że w razie wpadki kompromitacja mogła zniszczyć nie tylko jego, lecz także cały polski rząd w Londynie. Dlatego decyzja mogła być tylko jedna: przekazać „Huberta” w ręce brytyjskich sojuszników.
Roman Czerniawski (1910–1985) w mundurze porucznika. Zdjęcie wykonano w latach 30. XX w.
Foto: CAW
Tam, w londyńskich gabinetach wewnętrznej sekcji SIS – MI5, rozpoczął się nowy rozdział tej gry. Sekcja B1A pod kierownictwem Thomasa Argylla Robertsona – legendarnego „Tara” – specjalizowała się w „odwracaniu” agentów. W styczniu 1943 r. zapadła decyzja – Polak zostaje potrójnym agentem, nazywanym teraz „Brutusem”.
Nie było to jednak „małżeństwo” z miłości. Brytyjczycy – pragmatyczni do bólu – testują go i stawiają twarde warunki. W ich oczach Polak jest błyskotliwy, lecz impulsywny, skory do ryzyka – „ułańska fantazja” kontra ich chłodny rachunek. On sam odpowiada bez kokieterii: w polskim rządzie i wojsku na uchodźstwie trzeba działać w poprzek dyscypliny, jeśli sprawa tego wymaga. W praktyce okazuje się profesjonalistą, którego talent – umiejętność grania równocześnie kilku ról – idealnie pasuje do budowanej przez Londyn matni.
Gumowy czołg M4 Sherman, będący elementem dezinformacyjnej operacji „Fortitude”
Foto: United States Army
Dla Abwehry nadawał starannie dawkowane informacje – „karmę dla kur”. Dość, by Niemcy wciąż wierzyli, że ich człowiek pozostaje lojalny. W rzeczywistości stawał się coraz ważniejszym graczem w jednej z największych akcji wywiadowczych II wojny światowej. Rok później „Brutus” znalazł się w elitarnej grupie agentów wybranych do mistyfikacji, która miała zaważyć na losach wojny – maskowania przygotowań do operacji „Overlord”. Informował o fikcyjnej brytyjskiej 4. Armii stacjonującej w Szkocji, rzekomych radzieckich oficerach w Edynburgu, a w końcu o nieistniejącej armii generała Pattona. Abwehra połykała te kłamstwa bez wahania. Raporty „Huberta” oceniano tak wysoko, że przekazywano je do najwyższych sztabów w „dosłownym brzmieniu”.
„Fortitude” – sztuka iluzji
Rok 1944. Europa czeka na inwazję, a Hitler gorączkowo próbuje odgadnąć, gdzie alianci uderzą. Kanał La Manche stał się zasłoną dymną – za nią szykowano coś, co zaważy na losach wojny. Ale zanim żołnierze postawili stopę na plażach Normandii, toczyła się inna bitwa. Bitwa o iluzję.
Operacja ta otrzymała nazwę „Fortitude”. Jej celem nie było zdobycie ani jednego metra ziemi, lecz zasianie w głowie Führera przekonania, że prawdziwa inwazja nadejdzie z innego miejsca. W Szkocji „rozlokowano” tzw. 4. Armię brytyjską, w południowej Anglii powstała fikcyjna First U.S. Army Group. Jej czołgi były z gumy, samoloty ze sklejki, a ruch radiowy generowali specjaliści od fałszywych sygnałów. Wszystko po to, by pokazać Niemcom, że głównym celem aliantów będzie Pas-de-Calais – najkrótsza droga przez kanał.
W tę iluzję wpisywał się Czerniawski. Jego depesze były jednymi z najważniejszych w operacji „Fortitude”. „Brutus” przekonywał, że inwazja rzeczywiście nastąpi w Normandii (co nie było blefem), ale podał termin przesunięty o sześć tygodni. Efekt był natychmiastowy – feldmarszałek Rommel uznał, że może pozwolić sobie na urlop. Równocześnie inne raporty Czerniawskiego mówiły o przygotowaniach do drugiego, decydującego uderzenia w Pas-de-Calais. To była wiadomość, którą Hitler chciał usłyszeć najbardziej. Dlatego przez kluczowe tygodnie najlepsze niemieckie dywizje stały bezużyteczne w Calais, zamiast ruszyć do Normandii. Raporty „Brutusa” trafiały wysoko – czytał je nie tylko sztab Abwehry, ale i sam Hitler. Po drugiej stronie kanału ich kopie leżały na biurkach Churchilla i Stalina. Polak stał się więc ogniwem łączącym obie strony w grze, w której każdy szczegół mógł zadecydować o losach lądowania.
6 czerwca 1944 r. alianci ruszyli. Gdy desant w Normandii rozpoczął się o świcie, niemieckie odwody wciąż czekały na atak w Pas-de-Calais. Zmyleni przez „Fortitude”, uwięzieni w iluzji, dowódcy III Rzeszy zareagowali zbyt późno. Fałszywe informacje słał Niemocom do momentu przekroczenia Renu przez wojska alianckie. Wtedy nadał im pożegnalną depeszę.
Po wszystkim
Czerniawski, choć był jednym z bohaterów operacji „Fortitude”, nie należał do agentów łatwych w prowadzeniu. Wierność Polsce, a zwłaszcza antybolszewickie przekonania, wielokrotnie ścierały się z chłodnym pragmatyzmem brytyjskich służb. Wystarczy wspomnieć głośny incydent z generałem Stanisławem Ujejskim, którego publicznie obraził za udział w sowieckim przyjęciu, mimo wiedzy generała o Katyniu. Sprawa zakończyła się aresztem i wyrokiem – dwa miesiące więzienia dla oficera, którego depesze czytał sam Hitler. Potem sprawę wyciszono, a „Brutus” wrócił do gry.
Po wojnie został w Londynie, już jako pułkownik. Był aktywny w emigracyjnym środowisku lotniczym, wikłał się w burzliwe romanse, hodował koty i z pasją oglądał filmy o Jamesie Bondzie – fikcyjnym agencie, którego przygody dziwnie przypominały jego własne. W 1972 r. spotkał się twarzą w twarz z Hugo Bleicherem, podoficerem Abwehry, który niegdyś ścigał go we Francji, a po wojnie sprzedawał cygara w niemieckim miasteczku.
Czerniawski bywał oskarżany o zdradę, podejrzewany o nierealne wizje sojuszu z Wehrmachtem, obarczany odpowiedzialnością za działania, których pełnego obrazu dziś już nikt nie zrekonstruuje. Brak dokumentów, spalone archiwa przez płk Gano, urwane wątki – wszystko to sprawia, że jego historia wymyka się prostym ocenom. Do końca był aktywny w kręgach polskiej emigracji. W latach 1978–1985 był nawet ministrem w trzech rządach Kazimierza Sabbata na uchodźstwie, a to miało swoje symboliczne znaczenie.
Zmarł w 1985 r., pochowano go kwaterze wojennej cmentarza w Newark-on-Trent. Do końca pozostał postacią zagadkową, balansującą na granicy legendy i kontrowersji. Roman Czerniawski – patriota, awanturnik, agent – zapisał się w historii jako człowiek, który umiał sprawić, że wróg patrzył nie tam, gdzie trzeba. Historia Romana Czerniawskiego – „Armanda”, „Huberta”, „Brutusa” – to historia człowieka, który z chaosu wojny potrafił ułożyć porządek informacji. I dzięki temu wygrał najtrudniejszą bitwę: wojnę nerwów.
17 października w „Rzeczy o Historii”: „Jerzy Iwanow – Szajnowicz – śmierć w cieniu Akropolu”. W historii II wojny światowej nie brakowało bohaterów, którzy samotnie stawiali czoła całym armiom. Wśród nich jest postać szczególna – Polak, który stał się bohaterem Grecji. Jerzy Iwanow-Szajnowicz – agent, sabotażysta, sportowiec, człowiek o wielu twarzach, który przeszedł do legendy.