Reklama

Zamiast polemiki dialog

Niech nam, polskim katolikom, postawienie propozycji dialogu skierowanych do narodu naszych wczorajszych najeźdźców, będzie wolno uważać za obowiązek.

Publikacja: 22.12.2025 11:33

Paweł VI zachęca do inicjowania i ponawiania dialogu – podkreślał 60 lat temu abp. Bolesław Kominek.

Paweł VI zachęca do inicjowania i ponawiania dialogu – podkreślał 60 lat temu abp. Bolesław Kominek. Na zdjęciu: spotkanie polskich biskupów z papieżem, Watykan, 13 listopada 1965 r. zbiory Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”

Samowystarczalność państw i narodów jest dzisiaj wykluczona. Ani cud gospodarczy, ani wzrost produkcji nie pozwalają na autarkię. Właśnie wzmagające się potrzeby ludzkie wykluczają możliwość hermetycznego zamknięcia jednego państwa przed drugim. Tym bardziej przeczy temu zaznaczająca się coraz bardziej socjologiczna jedność nie tylko Europy, ale świata. Co dopiero sądzić o uciekaniu jednego narodu przed drugim w świetle solidarności chrześcijańskiej i wobec ewangelicznych nakazów międzyludzkiego braterstwa. Normą przestaje być dzisiaj wyłączny interes jednego państwa – celownikiem staje się wspólne dobro rodziny ludzkiej. Znaczenie tej zasady jest tym większe, że według „Pacem in terris” (encyklika napisana przez Jana XXIII w 1963 r., dotycząca pokoju i sprawiedliwości społecznej – przyp. red.) interes stosunków międzypaństwowych, międzynarodowych nie śmie w niczym ubliżać potrzebom i wartościom poszczególnych osób ludzkich – bez względu na ich odrębność narodową lub religijną.

Co z tego wynika? Że kontakty, zależności i spotkania między Polakami i Niemcami będą w przyszłości coraz bardziej konieczne. Dialog jest nieunikniony. Dialog, a nie polemika. Rzecz to zrozumiała, że dwadzieścia lat temu nie było warunków do rozmowy. Przynajmniej nie w skali tak szerokiej jak dzisiaj. Potem nadeszły czasy polemik – pasji polemicznych, które tylu wypowiedziom ze strony niemieckiej po dziś dzień odbierają spokój, odbierają im możliwość maksymalnie obiektywnych interpretacji. Cokolwiek Niemcy chcieliby o nas sądzić, jednego nie mogą zaprzeczyć: cieszyliśmy się zawsze z tych niemieckich wypowiedzi dotyczących Polski, które były wolne od uprzedzeń, od różnych resentymentów i emocjonalnych zatamowań. Czuliśmy zadowolenie, bo każda lojalna wypowiedź skierowana była ku rzeczowemu dialogowi.

Sądzimy, że wraz z Pawłowym traktatem o dialogu, zawartym w encyklice „Ecclesiam suam”, nastąpił w świecie i w Kościele nowy czas rozmowy, wymiany zdań – błogosławiony czas jakiegoś nowego zbliżenia czy zrozumienia między ludźmi. Jest to czas po temu, by nareszcie przerwać ogień polemiczny, a szukać tego, co antagonizmy w stosunkach polsko-niemieckich pomoże rozładowywać. Wydaje się, że korzystając z tego tempus acceptabile, mamy nie tylko prawo, ale obowiązek inicjować dialogi. Po dwudziestu latach ten ogromny cień wlokący się w reminiscencjach ludzi poszkodowanych przez wojnę zmniejszył się wydatnie; rany zostały nieco zagojone, pamięć grozy i zniszczenia przycichła. Ale nie wszystko zostało zatarte. Trwa jeszcze niejedno wrażenie niedosytu, zawodu, frustracji. Tu tkwią główne źródła agresji i ataków, jakich jesteśmy świadkami w wypowiedziach prasy niemieckiej. A ten stan nie musi przecie pozostać stanem chronicznym, nieuleczalnym. Dlatego godzi się próbować usuwania tych osadów alergii i niechęci. W tym celu wysuwamy propozycje lojalnego dialogu – przyzwoitego, takiego, jaki przystoi ludziom dobrej, niezacietrzewionej woli.

Łatwo przewidzieć reakcje i zastrzeżenia, jakie zgłaszają się po obu stronach. Z pewnością protestują te pisma, które wczoraj zaprotestowały przeciwko polskości Ziem Zachodnich. A po stronie polskiej też w niejednym miejscu odzywa się pamięć o bólu i doznanych krzywdach. Ale czyż nie świadczy to wyraźnie o urazach i uprzedzeniach, które należy rozładowywać? Tym pilniejsza potrzeba rzetelnego, uczciwego dialogu. Niech mu patronują najlepsze ideały, podkreślane już na innym miejscu, a wyznawane dzisiaj po obu stronach bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

Warunki polsko- -niemieckiego dialogu

Dialog winien być stale na nowo inicjowany, gdyż tą drogą można wyprostować wiele nabrzmiałych rozżaleń i uczuciowych zatamowań. Ale to rzecz trudna, wymagająca nieprzeciętnej delikatności. Trzeba o tym pamiętać, korzystając nawet z tak przemyślanych wskazówek, jakie ustala dialogowy dokument Pawła VI. Od czego uzależnia Ojciec Święty możliwość i powodzenie dialogu?

Reklama
Reklama

Wiadomo, że lista założeń uczciwego dialogu ustalona przez Pawła VI zakłada rzeczy trudne. Wchodzą one głęboko w kulturę rozmówców, w moralną postawę partnerów dialogu. Boję się wyliczać te wszystkie wskazane przez Papieża właściwości uczciwego dialogu. Trochę i z tego powodu, że wspomniane odgłosy pobrzmiewające ostatnio w prasie niemieckiej odbiegają daleko od normy, może nawet za daleko. Starczy tylko zestawić oba nurty myślowe – encyklikę i niektóre ataki niemieckie – by dostrzec właściwe proporcje. Przesada wychodzi od razu na jaw. Obietnice wyłaniają się natomiast z innej strony. Paweł VI zachęca do niezmordowanego inicjowania i ponawiania dialogu, uzależniając jego powodzenie od cierpliwości i długomyślności. Jeśli do tego dochodzi komunikatywność i kultura w sformułowaniach oraz odrobina ufności i rozwagi, wtedy wymiana zdań przynosi pożytek.

A pod osłoną przyzwoitości i kurtuazji znajdować się muszą walory jeszcze poważniejsze. Przede wszystkim wysuwać należy to, co obie strony łączy. Czyż niełatwo tu o zdenerwowanie, gotowe wprost przemilczeć jakiekolwiek styczne między nami. Otóż na przekór wszystkim Kasandrom powiedzmy jasno: łączą nas wartości ogólnoludzkie i ogólnochrześcijańskie. Możemy się zbliżyć na płaszczyźnie dobrej woli – na platformie gotowości służenia interesom pozaegoistycznym i kierowania się elementarnymi zasadami moralnymi, wyczuwanymi powszechnie w głosie sumienia.

Dlatego też działanie wbrew moralnemu nakazowi wewnętrznemu musi z gruntu udaremnić wszelkie próby dialogu. Nie można też rozpoczynać od spraw obolałych, nabrzmiałych od resentymentów i urazów. Bo tu działają subiektywne odczucia, tu najczęściej odzywają się emocjonalne zatamowania i pretensje. To znaczy, że mowa o „restaurowaniu”, o „przywracaniu” – powiedzmy wyraźnie – o przesiedlaniu dziewięciu milionów polskich mieszkańców Ziem Zachodnich zabija dialog w zarodku. Dwóch moich korespondentów zachodnioniemieckich pisze wyraźnie, że żaden rząd niemiecki nie byłby w stanie czymkolwiek usprawiedliwić takiego żądania, żeby wysiedlać Polaków z Ziem Zachodnich. Rozmowa partnerów dialogu nie powinna czepiać się przeszłości, zwłaszcza że przeszłość jest ponura, ale winna zająć się teraźniejszością i przyszłością. Punktem startowym w proponowanych wymianach poglądów muszą pozostać istniejące obecnie bezsporne fakty i lojalność wobec przeżywanej rzeczywistości. Aprioryczne założenia i żądania, szczególnie w naszym wypadku – w wypadku polskiej rzeczywistości Ziem Zachodnich – żadną miarą nie sprzyjają interpretacji obiektywnej, uczciwej. Chyba warunkiem dialogu musi też być szacunek dla własnego narodu, a także poszanowanie dla narodu przeciwnego. Zarówno naród polski, co i niemiecki, składa się ostatecznie z ludzi odkupionych, a tym samym i grzesznych. My, Polacy, nie wypieramy się naszych wad narodowych – ale staramy się podnosić kulturę narodową i społeczną. Mieliśmy w związku z tym specjalną akcję duszpasterską, zwaną w naszej Wielkiej Nowennie rokiem walki z wadami narodowymi. Angelizowanie własnego narodu a satanizowanie sąsiadów prowadzi w prostej konsekwencji do pogańskiego nacjonalizmu. Tak jest rzeczywiście, gdyż naród własny staje się wtedy absolutem, bożyszczem, zastępującym absolut Boga nieśmiertelnego.

Kiedy mówimy o wadach, pamiętamy też, że cnoty i wady narodu mogą być m.in. wynikiem historii. Nie jest tajemnicą, jak niekorzystnie zaciążyły na naszym usposobieniu, a także na naszym wyrobieniu moralnym porozbiorowe lata niewoli. A tu już wina leży nie tylko po naszej stronie. Trzeba to znowu powiedzieć w imię dialogowej prawdy, choćby dla Niemców przykrej i bolesnej.

Wspólna odpowiedzialność

Opinie kolportowane przez prasę niemiecką oskarżają nas – także Kościół w naszym kraju – o nacjonalizm. Chce się przez to powiedzieć, że reprezentowane przez nas formy świadomości narodowej nie są dzisiejsze – że są one oddalone od współczesnego obrazu Europy, a właściwie całego świata.

Wydaje się, że przeszłość, zarówno dawna, jak i najbliższa, tłumaczy naszą postawę wystarczająco. Wiele faktów historycznych świadczy raczej o polskiej tolerancji. Jakże często okazywano z naszej strony zrozumienie dla cudzych potrzeb. Tyle razy w historii umieliśmy się „szlachetnie różnić” i to również od naszych zachodnich sąsiadów. Niemal całe pokolenia Polaków potrafiły poświęcać życie nie tylko dla własnej ojczyzny, ale dla interesów szerszych. „Za naszą wolność i waszą” – to nie było hasło rzadkie, a przyjmowali je nasi ludzie odważnie i często. Tak działo się i podczas ostatniej wojny. Ale jedno wolno chyba podkreślić szczególnie mocno. Bez elementarnej świadomości narodowej utrzymanie się Polski na mapie Europy, mimo tylokrotnych prób jej unicestwienia, byłoby chyba wykluczone. Z licznych kontaktów osobistych wiem dobrze, że rzecz tę usiłuje dzisiaj zrozumieć wielu Niemców.

Reklama
Reklama

Obecnie nie o przeszłość chodzi – ważna jest teraźniejszość, jakże różna, jakże nietypowa wobec faktów znanych z przeszłości. Ongi Kościół pomagał nam pielęgnować nasze poczucie narodowe – rozwijał je niestrudzenie również poza granicami oficjalnego państwa polskiego. Na Śląsku, Pomorzu i Warmii polska mowa przetrwała przede wszystkim w pieśni kościelnej, w modlitwach i nabożeństwach – w oficjalnym rytuale kościelnym.

Autor historycznego listu abp Bolesław Kominek (na zdjęciu w środku) z biskupami Karolem Wojtyłą (z

Autor historycznego listu abp Bolesław Kominek (na zdjęciu w środku) z biskupami Karolem Wojtyłą (z lewej) i Antonim Baraniakiem

Foto: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dzisiaj Kościół, zwłaszcza Kościół soborowy, wyprowadza nas na płaszczyznę szerszą, ogólnoludzką. Robi to dlatego, ponieważ taki jest obecnie prawdziwy interes ludzkości. Otóż ten ponadnarodowy kierunek będzie chyba przez obie strony do przyjęcia, jeśli na niedawną, a jakże dotkliwą przeszłość między Polską a Niemcami spojrzymy pod wyższym kątem – w nadprzyrodzonej perspektywie chrześcijańskiej. W promieniach odświeżonego spojrzenia nadprzyrodzonego łatwiej nam będzie – mimo wszystkie emocjonalne zatamowania – odkrywać wzajemnie wspólne pierwiastki ludzkiej solidarności i chrześcijańskiego braterstwa.

Przynaglać winna nas po obu stronach wspólna odpowiedzialność. Wiemy, że wśród Niemców słowo o odpowiedzialności zbiorowej budzić może opory. Słusznie, ale też i niesłusznie. Niesłusznie dlatego, ponieważ przed ludzką zbiorowością stoją zawsze wspólne, z natury wynikające zadania, które są podstawą poprawnych stosunków między ludźmi. Tak było wtedy, kiedy hitleryzm usiłował narzucić ujarzmionym narodom tzw. Neuordnung in Europa. Tak jest dzisiaj, kiedy obywatele świata w erze atomowej muszą ocalić zagrożone wartości człowieczeństwa. Natomiast opór wobec pojęcia społecznej odpowiedzialności jest tylko o tyle słuszny, że wrażliwość ludzka, całe nastawienie człowieka na zadania społeczne jest w ostatecznej instancji rzeczą jednostkową, osobistą.

Pomnik abp Bolesława Kominka we Wrocławiu

Pomnik abp Bolesława Kominka we Wrocławiu

Foto: materiały prasowe

Ale tak poważne zadania, jakie są nam nałożone dzisiaj, nie mogą być osiągalne ani indywidualnie, ani partykularnie, ale w skali zbiorowej – wręcz ponadpaństwowej. Dlatego koniecznie należy pielęgnować powszechne, choć subiektywne nastawienie jednostek na aktualne zadania zbiorów. Takim zadaniem jest dzisiaj niepodzielność pokoju, obowiązek ocalenia prawdziwej ludzkiej kultury i cywilizacji – słowem całokształtu tych warunków, bez których mieszkańcy nie tylko Europy, ale ziemskiego globu nie będą w stanie dotrzeć do swej pełni, do celu własnej egzystencji. Rzecz to dzisiaj tak ważna, że mocuje się o nią zarówno Kościół, jak i większość świata. Jest to niemal jedyna bezsporna platforma pomiędzy wszystkimi ludźmi, dobrej, niekłamanej woli. Czy Polacy i Niemcy, mieszkający we wspólnym, a zarazem nieobojętnym miejscu Europy, mogą przed tą jedyną w swoim rodzaju sprawą stronić lub uciekać?

Reklama
Reklama

Jako chrześcijanie wiemy więcej. Że wokół tych pozornie oczywistych, a jednak niezwykle skomplikowanych obowiązków nie wolno nam przechodzić obojętnie, bo są one dla nas wezwaniem Bożym. Wydaje się, że to właśnie poprzez znaki teraźniejszego czasu Bóg stawia przed Kościołem – a tym samym i przed ludźmi rzetelnej woli – dzisiejsze posłannictwo, aktualny mandat do wykonania.

Takim widomym znakiem jest też i potrzeba dialogu – naturalne zapotrzebowanie na lepszą wymianę zdań, poważna troska o wzajemne zrozumienie. Dlatego niech nam, polskim katolikom, postawienie tych propozycji dialogu, skierowanych do narodu naszych wczorajszych najeźdźców, będzie wolno uważać za obowiązek – za odpowiedź na boskie wezwanie naszego czasu.

ks. Abp Bolesław Kominek

Wprawadzenie historyczne

Tekst zatrzymany przez cenzurę dr hab. Wojciech Kucharski

Reklama
Reklama

Autor orędzia do biskupów niemieckich, abp. Bolesław Kominek, przygotowując opinię publiczną do tez zawartych w tym historycznym dokumencie opracował artykuł, który miał ukazać się w 47 numerze „Tygodnika Powszechnego” z 21 listopada 1965 r. Niestety tekst został zatrzymany przez urząd cenzury i nigdy nie ukazał się drukiem w prasie. Jak opowiadał po latach sekretarz i bliski współpracownik abp. Kominka, ks. prof. Jan Krucina, informując arcybiskupa o zatrzymaniu tekstu miał powiedzieć: „nie przeszedł przez ucho igielne”. Arcybiskup wrocławski przebywając w Rzymie, podczas ostatniej sesji Soboru Watykańskiego II, przygotował także kilka egzemplarzy tłumaczenia na język niemiecki tego tekstu, które rozdawał zainteresowanym, szczególnie niemieckim biskupom i dziennikarzom. Artykuł powstał pod koniec października lub na początku listopada 1965 r., z jednej strony jako komentarz do „Orędzia”, z drugiej strony jako swego rodzaju krytyka z bardzo polemicznymi artykułami niemieckiej prasy na temat 20-lecia obchodów polskiej administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych, które zorganizowano we Wrocławiu na przełomie sierpnia i września 1965.

Obok publikujemy większą część tekstu abp. Kominka, która wydaje się wciąż w dużym stopniu aktualna w kontekście relacji polsko-niemieckich oraz integracji europejskiej. Pominięto trzy pierwsze części artykułu. Część pierwsza: „Echa i odgłosy”, odnosi się głównie do wspomnianych publikacji dziennikarzy niemieckich; część druga: „Czy taka jest dusza niemiecka”, dotyczy wzajemnych stereotypów i manipulacji opinią publiczną; część trzecia „Polemika znaczy walka” – zawiera krytykę relacji opartych na polemice. Podstawą wydania jest tekst zachowany w odpisie w archiwum Urzędu do spraw Wyznań, przechowywanym w Archiwum Akt Nowych.

Historia Polski
Opowieść o odwadze, wierze i przebaczeniu
Historia Polski
Tożsamość miasta zbudowana na pojednaniu
Historia Polski
Historia niezwykłego orędzia
Historia Polski
Julian S. Kulski, człowiek Starzyńskiego
Historia Polski
Clare Mulley: Koniec wojny przyniósł wolność, ale nie Polsce…
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama