Stara legenda powtarzana przez przewodników w zachodniej Arabii mówi, że Aleksander wybrał się do oazy Siwa wprost z doliny Nilu śladem wędrownych ptaków lecących przez pustynię w stronę chylącego się do snu słońca. Ptaki miały podążać do „zachodnich oaz", z których najsłynniejszą była Siwa. To jednak nieprawda. Aleksander, jak to opisał jego towarzysz, Kallistenes, a za nim Rzymianie wybrał zupełnie inną marszrutę. Podążył wzdłuż brzegów morza, z obozu, który miał w przyszłości stać się Aleksandrią, do Marsa Matruh, a potem 300 kilometrów w głąb lądu.
Cały ten dystans oddział Aleksandra przebył w trzy tygodnie i to nie bez problemów. Już czwartego dnia zabrakło wody i życie wędrowców uratowała burza. Potem orszak Aleksandra zaatakował wiatr pustyni, chamsin, przewodnicy zgubili drogę i wyprawa pewnie skończyłaby się tragicznie, gdyby nie klucz przypadkowych ptaków (tu historia schodzi się z legendą), które wskazały drogę do tysiąca źródeł Siwy. Tak więc w ostatnich dniach lutego, po pierwszym w życiu hauście pustyni, Aleksander wkroczył do sławionej kultem Amona oazy i już w pierwszych krokach skierował się do siedziby wyroczni. Nikt z jego orszaku nie był świadkiem spotkania, nikomu Macedończyk nie ujawnił treści proroctwa, niemniej wychodząc z przybytku, obwieścił towarzyszom, że „usłyszał to, czego pragnie jego serce". Czego pragnęło? Władzy nad światem, sławy, powodzenia w planowanej wyprawie do Azji? Na pewno. Przede wszystkim chciał jednak potwierdzenia przez wyrocznię faktu swojej boskości. Co prawda, zdążono go już posadzić na tronie faraonów, nazwać „bogiem i królem, wcieleniem i synem Ra i Ozyrysa, Złotym Horusem, potężnym księciem, ukochanym przez Amona, władcą Górnego i Dolnego Egiptu", ale dla pewności chciał zapytać o tę ceremonialną prawdę u źródła.
Wyszedł więc ze świątyni spokojny, bez cienia strapienia, z przekonaniem, że zostały mu wyjawione ważne tajemnice (napisał o tym w liście do matki, obiecując, że wyjawi jej szczegóły w trakcie osobistego spotkania, do którego nigdy nie doszło). Czyżby ostatecznie odgonił złośliwego ducha ojca, Filipa? A może, uzyskując wiedzę o swoim boskim pochodzeniu, poczuł się rozgrzeszony z jego (domniemywanego przez starożytnych) zabójstwa; w świetle prawdy o boskim pochodzeniu, zabiłby nie ojca, a obcego człowieka. Zostawmy Macedończyka w chwili, gdy ściąga uzdę Bucefała, podrywa konia do galopu i pędzi otoczony orszakiem w drogę powrotną, do Aleksandrii, a potem przez Gaugamelę, Persepolis i Indie na spotkanie nieuchronnych wyroków losu.
Przyjrzyjmy się miejscu akcji. Oaza Siwa pustoszeje. Zachodzi słońce. Znów czuć zapach wielbłądziego potu i soli z jeziora Birket Siwa. Ludzie kładą się spać i tylko migoczące płomyki kaganków w przedsionku świątyni Amona wskazują, że są tu, obok potężnych duchów, także i ludzie żywi. Oaza Siwa zasypia. Jak od wieków, tak i dziś. Zmienił się krajobraz. Wioska Agourmy, w której niegdyś zbudowano (dwie) świątynie Amona, jest już tylko nędznym przedmieściem średniowiecznego miasta Shali. Monumentalna świątynia wyroczni to ruina. Opisane przez Herodota źródło Kleopatry zwane dziś Ain Juba, po tym jak pławili się w nim świętokradczo żołnierze Rommla, zostało odarte ze świętości. Górująca nad miastem cytadela Shali to tylko rozmyte przez deszcze makabryczne siedlisko nietoperzy. A była niegdyś twierdzą! Chroniła ludzi z berberyjskiego plemienia Amazigh, którzy osiedlili się tu wiele wieków przed Chrystusem. Ale nie byli pierwsi.
W oazie znajdują się ślady tajemniczych osadników sprzed dziesięciu tysięcy lat. Kim byli i jakim bogom służyli? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że Siwa należała do państwa faraonów przynajmniej od czasów XXVI dynastii (672–525 przed Chrystusem). Nazywano ją w tamtym czasie Sekht-am, czyli „Krajem palm". Po pamiętnej wizycie Aleksandra weszła w świat kultury ptolemejskiej. Obie dynastie pozostawiły po sobie obszerne nekropolie. Do dziś setki splądrowanych i pustych grobów, wraz z tysiącem jeszcze niezbadanych, tłoczą się na górze cmentarnej Bilad al-Rum. Góra piętrzy się jak złoty wulkaniczny stożek nad miastem i wykreśla przed zmrokiem strefę granatowego cienia. Czyż to nie jest posępny znak boga Seta, który od tysiącleci próbuje zawładnąć królestwem Amona-Ra?