Następca Zygmunta I wzrastał w niezwykłych warunkach i otoczeniu, nawet jak na królewskiego syna. Osobami, które najczęściej widywał, były matka i siostry oraz panny z fraucymeru Bony, trzynaście urodziwych Włoszek. Królowa osobiście wybierała dla niego nauczycieli. Jednym z nich został Sycylijczyk Silvius Siculus Amatus, duże zasługi na polu kształcenia królewicza położył ochmistrz Piotr Opaliński. Bona nie życzyła sobie, aby wpływ na syna miał ktokolwiek z opozycji. Jej wybór był kontestowany, ale próby zmiany Amatusa i kilku jego włoskich pomocników nie powiodły się. Jednak – jak stwierdził Stanisław Cynarski, biograf króla piszący w ubiegłym wieku – „wbrew zarzutom o zaniedbanie edukacji królewicz posiadał wcale rozległą wiedzę z zakresu nauk humanistycznych, a także geometrii i przyrody. Świetnie opanował sztukę przemawiania i pisania listów. Wielokrotnie podkreślano jego dobrą znajomość łaciny oraz języka włoskiego i niemieckiego”. I dodał: „Duży wpływ na rozwój jego zainteresowań intelektualnych miał fakt, że dorastał w atmosferze renesansowego dworu Zygmunta I i Bony. Widział rozbudowę zamku królewskiego na Wawelu, wznoszenie kaplicy Zygmuntowskiej w katedrze. Przy nim toczyły się rozmowy o sztuce i rozwiązaniach architektonicznych. To wszystko musiało wywierać wpływ na jego wrażliwą naturę i budzić zainteresowanie sztuką”. Jednocześnie jednak mieszkał na Wawelu w niedużej komnacie – on, który jako dziesięciolatek został podniesiony do godności wielkiego księcia Litwy i króla Polski! Bardzo możliwe, że również ten fakt w jakiś sposób zwichnął jego spojrzenie na świat.
Uległy wobec zaborczej matki – królowej Bony
Marek Ferenc zauważył: „Zygmunt August miał wszystko, a otoczenie traktowało go z uniżonością. Wiedział też od dzieciństwa, że jest kimś wyjątkowym, innym niż ludzie, z którymi się styka. Taka sytuacja rodzi samotność”. Zapewne była ona tym większa, że przez całe dzieciństwo, do około piętnastego roku życia, pozostawał pod niemal zupełną kontrolą matki. Jednak również wtedy, kiedy był już młodym mężczyzną, trudno było mu wyjść z jej głębokiego cienia. Chorobliwa wręcz nadopiekuńczość Bony z pewnością po części miała związek z nieszczęsnym zdarzeniem podczas polowania, kiedy utraciła ciążę i drugiego z synów. Królowa żyła w ciągłej obawie o życie Augusta. W połowie 1543 roku Marsupin postawił ponurą diagnozę: „Młody król nic nie mówi, niczego słuchać nie chce i do żadnych spraw mieszać się nie śmie, tak się boi Bony, matki swojej”, przy czym pisał to w tym samym roku, w którym Zygmunt August po raz pierwszy stanął na ślubnym kobiercu! To dla każdego byłby fatalny bagaż na resztę życia. Zrzucenie z siebie gorsetu zahamowań, lęków, męczących wspomnień nie mogło być łatwym zadaniem. I zapewne nie powiodło się do końca bez pozostawienia śladów w psychice króla.
Czytaj więcej
Wojciech Gerson, wybitny pedagog oraz reprezentant realizmu i akademizmu w drugiej połowie XIX w., spośród swoich obrazów najwyżej cenił te o tematyce historycznej, konkurował bowiem z samym Matejką.
Dopiero w połowie lat czterdziestych Augustowi udało się wyzwolić spod dokuczliwego, obezwładniającego wpływu matki. Fakt ten łączył się z objęciem przez niego samodzielnych rządów na Litwie; przestrzeń dzieląca Kraków od Wilna zastąpiła najlepszego terapeutę i pozwoliła młodemu mężczyźnie odetchnąć wreszcie pełną piersią. Zachłysnął się wolnością i niczym niedojrzały sztubak nazbyt długo pozbawiony samodzielności korzystał z niej na różne sposoby. Ważne miejsce zajmowały w jego życiu kochanki, z którymi miał do czynienia już od wielu lat. Prawdopodobnie już wówczas, jako kilkunastoletni chłopiec, mógł być zarażony chorobą weneryczną. Całkiem niewykluczone, że rękę przyłożyła do tego matka, która z dość powszechną ówczesną praktyką ułatwiła mu seksualną inicjację, podsuwając mu atrakcyjne dwórki. Jest nawet znane nazwisko jednej z nich – Diana di Cordona – która jako jedna z pierwszych miała zostać kochanką młodziutkiego Zygmunta.
Któregoś letniego dnia w 1543 roku życie króla uległo zmianie. Za sprawą obdarzonej zjawiskową urodą dwudziestokilkuletniej Barbary Radziwiłłówny (data jej urodzin jest osadzana pomiędzy 1520 a 1523 rokiem), wdowy po wojewodzie trockim Stanisławie Gasztołdzie, uderzył go grom miłości. Nagle, z ogromną siłą i pozostawiając trwały ślad na resztę życia. To była miłość od pierwszego wejrzenia, trochę podobna do tej, której uległ Jagiełło, oddając serce Elżbiecie Granowskiej. Jednak o wiele silniejsza i czyniąca z Zygmunta Augusta niemal bezwolnego niewolnika. Wielu współczesnym dało to asumpt do twierdzeń, że Barbara użyła do tego diabelskich sztuczek i bez wątpienia musiała mieć konszachty z szatanem. Czasami można spotkać twierdzenia, że wśród najsłynniejszych romansów w historii Polski właśnie ten, ostatniego Jagiellona z Barbarą Radziwiłłówną, wiedzie zdecydowany prym, pozostawiając w tyle Sobieskiego i sławną Marysieńkę oraz wielkiego księcia Konstantego i hrabiankę (później księżną łowicką) Joannę Grudzińską. Kwestia dyskusyjna, ale bezdyskusyjne pozostaje to, że żarem uczucia, jakim związało się tych dwoje, z łatwością można byłoby obdzielić wiele innych udanych i trwałych związków. A także ilością skandali, pomówień, niewybrednych komentarzy i brutalnych ataków, które najpierw ich romansowi, a później małżeństwu towarzyszyły. Przy czym głównie skrupiały się one na Barbarze, która bywała nazywana „wielką nierządnicą litewską”.