Prowadzenie popularnych i szeroko komentowanych profili w mediach społecznościowych daje szokujący obraz rzeczywistości. Praktycznie od ukraińskiego Euromajdanu, ze szczególnym nasileniem po aneksji Krymu (2014) i później po rozpoczęciu wojny na Ukrainie (2022), narastała wśród Polaków skłonność do przywoływania postaci Stepana Bandery i Rzezi Wołyńskiej w kontekście aktualnych wydarzeń politycznych, relacji Polski z Ukrainą i obecnej wojny.
O ile panuje zgoda co do tego, że ukraiński nacjonalista był terrorystą, a bestialskiego mordowania Polaków przez Ukraińców na Wołyniu trudno nie uznawać za jedno z najmroczniejszych wydarzeń XX wieku, o tyle już sam sposób przywoływania tych wydarzeń i ich komentowania przez polskich użytkowników mediów społecznościowych daje dużo do myślenia. Czy komentarze w internecie to zdanie ogółu Polaków, czy może rzeczywistość wykreowana przez niezliczoną liczbę fikcyjnych kont, jak mantra powielających takie hasła? Oczywiście każdy Polak ma prawo przypominać o konieczności upamiętniania ofiar na Wołyniu i ich ekshumacji, ale fakt, że często komentarze na ten temat dodają fikcyjne konta, nieposiadające znajomych, których aktywność skupia się wyłącznie na tym zagadnieniu, nasuwa podejrzenie, że aktywność ukierunkowana na takie „trendy” jest w jakiś sposób sterowana. Termin „banderowiec” przeniknął do języka internetowych dyskusji jako synonim Ukraińca, choć dla mieszkańców wschodu czy centrum atakowanego dziś przez Rosję kraju nie jest on żadnym bohaterem, a tak naprawdę na zachodzie Ukrainy uznaje go za takiego tylko kilka procent ludności.
Czy granie kartą nierozliczonej zbrodni, pronazistowskich sympatii, może być sposobem na sztuczne inspirowanie rozbieżności między dwoma narodami w sytuacji, gdy połączyło je jedno zagrożenie? Jakie mamy prawdziwe, niewykreowane sztucznie rozbieżności w rozumieniu historii Polski i Ukrainy? O tym rozmawiam z ukraińskim historykiem dr. hab. Georgijem Kassianovem, kierującym obecnie Laboratorium Studiów nad Pamięcią Międzynarodową (LIMES) Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Profesor Kassianov jest ekspertem Rady Europy w Obserwatorium Nauczania Historii w Europie. Wcześniej kierował Katedrą Historii Współczesnej i Polityki Instytutu Historii Ukrainy Narodowej Akademii Nauk, był także dyrektorem Instytutu Podręczników Ministerstwa Edukacji i Nauki Ukrainy.
Kim dla współczesnego Ukraińca jest Stepan Bandera? Pewien znany zachodni historyk zajmujący się dziejami Polski powiedział mi kiedyś nieoficjalnie, że w końcu powinniśmy zrozumieć, iż dla Ukraińców może on być takim samym bohaterem, jak dla Polaków jest... Józef Piłsudski.
Prawdopodobnie historyk ten żartował. Po pierwsze, to zabawne, że Banderę porównuje się do Piłsudskiego, bo format tych dwóch ludzi w żaden sposób do siebie nie przystaje. Piłsudskiego można nazwać, mimo wszystkich jego błędów i negatywnych stron osobowości, wielkim twórcą państwa. To był naprawdę wybitny człowiek – i intelektualnie, i politycznie. Bandera absolutnie nie należy do postaci tego kalibru, dlatego uważam takie porównanie za żart. Co do samego Bandery, to trzeba zrozumieć, o czym mówimy – czy o prawdziwym człowieku, czy może o wizerunku wykreowanym w społeczeństwie ukraińskim i promowanym także i dziś. Czy chcemy rozmawiać o kulcie Bandery, czyli jego zakłamanym obrazie, wizerunku tworzonym w mediach, czy o działaniach typu flash mob kilka lat temu, gdy grupa nacjonalistów pojawiała się w różnych miejscach miast, śpiewając pieśń „Batko nasz Bandera”, co zostało opublikowane w mediach społecznościowych. Ze względu na to, że żyjemy w społeczeństwie informacyjnym, w erze mediów społecznościowych, nawet takie małe wydarzenia mogą zyskiwać znaczny zasięg. Wtedy można odnieść wrażenie, że są czymś ważnym dla społeczeństwa. Tymczasem Bandera jako postać historyczna został na Ukrainie rozdmuchany ostatnio, podobnie jak i w Polsce, gdzie istnieje pewien segment polityków próbujący udowodnić, że wszyscy Ukraińcy uwielbiają Banderę. Rzeczywiście badania socjologiczne w ostatnich latach pokazują wzrost jego „rozpoznawalności” na Ukrainie, co wynika z kilku czynników: zmniejszenia (z powodu okupacji i masowej migracji) liczby ludności w regionach tradycyjnie odpornych na jego wizerunek, propagandy ikonograficznej przedstawiającej go wyłącznie jako bezkompromisowego bojownika przeciwko rosyjskiemu imperializmowi oraz piętnowania przez sługi kultu Bandery wszelkiej krytyki pod jego adresem jako przylgnięcia do „kremlowskich narracji”, co w warunkach wojny staje się niebezpieczne. W rzeczywistości jednak jego wizerunek nie odgrywa tak ważnej roli w życiu Ukraińców. Należy podkreślić, że był liderem tylko jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, obok frakcji Andrija Melnyka. Następnie dziesięć z pięćdziesięciu lat swojego życia spędził w więzieniach, będąc kimś w rodzaju zawodowego rewolucjonisty, nie zdobył wykształcenia, nie rozwinął żadnej kariery, a jego dorobek w czasach Drugiej Rzeczypospolitej, bo przecież był obywatelem polskim, stanowiło zorganizowanie kilku mordów politycznych. Za swoje czyny został skazany na dożywotnie więzienie. To cała jego historia, więc nie wiem, dlaczego ma być dziś odbierany jako symbol. Czego dokonał? Spędził kilka lat w Berezie Kartuskiej, potem współpracował z Niemcami przeciwko Związkowi Sowieckiemu i Polsce. A następnie w 1941 roku został ponownie uwięziony – tym razem przez Niemców – w Sachsenhausen w specjalnym bloku tego obozu. Niemcy wierzyli, że będzie dla nich użyteczny, dlatego go nie zabili i w 1944 roku wypuścili na wolność.