Przypadki szalonego Kambyzesa II

Martwa armia Kambyzesa II, zaginiona gdzieś na egipskiej Pustyni Zachodniej. I jej lustrzane odbicie – powtarzana od stuleci beduińska legenda o dolinie zasłanej ludzkimi kośćmi. Ale nie tylko legenda.

Publikacja: 29.05.2025 21:00

Oaza Siwa, Egipt. Shali (Stare Miasto) słynie z architektury kersheef (cegła mułowa). W oddali widać

Oaza Siwa, Egipt. Shali (Stare Miasto) słynie z architektury kersheef (cegła mułowa). W oddali widać bujną zieleń

Foto: Bogusław Chrabota

Wśród ludzi Amazigh co chwila spotyka się takich, co cmentarzysko widzieli, a nawet jeśli nie oni, to ich dziadowie, ojcowie, stryjowie. Stosy ludzkich kości ułożonych w pryzmy. Wystające jak resztki rusztowań spod rozwiewanych przez wiatr pisakowych wydm. Pojawiające się na chwilę, by szybko znów zapaść się pod ziemię. Taka jest opowieść o armii Kambyzesa II. O wielkiej wyprawie w piaski i zagładzie.

Co się wydarzyło? Otóż według Herodota chwilę po bitwie pod Peluzjum (525 r. przed Chrystusem), w której Achemenida Kambyzes II pokonał faraona Psametycha III, a potem zajął Memfis i Teby, doniesiono mu, że wedle proroctwa nie może czuć się zwycięskim królem, a zawłaszczona przez niego korona Górnego i Dolnego Egiptu prawnie mu się nie należy, dopóki nie zdobędzie świętej oazy Siwa, w której schronili się ostatni zwolennicy dynastii saickiej.

XIX-wieczna ilustracja przedstawiająca spotkanie Kambyzesa z Psametychem III, którego pokonał w bitw

XIX-wieczna ilustracja przedstawiająca spotkanie Kambyzesa z Psametychem III, którego pokonał w bitwie pod Peluzjum (525 r. przed Chrystusem)

Foto: Louvre Museum

Czym kierował się władca Persji?

Wielki król wyekwipował więc 50-tysięczną armię, dał jej beduińskich przewodników i wysłał z misją rzucenia na kolana ostatnich wrogów Persji. Był rok 524 przed Chrystusem. Armia była wielojęzyczna i prócz oddziału królewskiej gwardii, czyli „Nieśmiertelnych”, składała się z Medów i Syryjczyków, najemników z Baktrii i Sogdiany, dumnych wojowników z irańskich równin i gór Kaukazu; wszystkich – z wyjątkiem ludzi pustyni.

Wyruszyli z doliny Nilu i szlakiem wzdłuż oazy Fajum udali się w stronę oazy Siwa. Po drodze mieli zaopatrywać się w wodę i zajmować dla króla Persji pozostałe oazy: Chargę, Dahlę i Farafrę, po nich Bahariję i z nich przeprowadzić szturm na tę największą – oazę Siwa. To ona była głównym celem Kambyzesa. Ważny punkt kultu Amona, cudownie zalesiony kawałek pustyni, sławny z 1000 źródeł, znajdowała się w rękach egipskich od z górą dwóch stuleci. Oaza mogła wyżywić kilka tysięcy ludzi, tworzyła więc grożącą Achemenidom eksklawę starego porządku. Mogło z niej wyjść groźne dla perskiego panowania w Egipcie uderzenie.

Czytaj więcej

Sprawiedliwość Kambyzesa - Piotr Królak o obrazie Gerarda Davida

Tak zapewne myślał Kambyzes II, o ile kiedykolwiek kierowały nim racjonalne przesłanki. Należy jednak w to wątpić. Przekazy historyków w sposób jednoznaczny mówią o jego postępującym szaleństwie. Młody król po opuszczeniu Persji zaczął przejawiać objawy coraz większego despotyzmu i megalomanii. Tuż po zdobyciu Egiptu odesłał do Persji swojego młodszego brata Bardiję (według innych źródeł – kazał go zamordować) i dokonał publicznej egzekucji świętego byka Apisa. Jeśliby oba zdarzenia tłumaczyć na język współczesnej polityki: o ile to pierwsze mogła uzasadniać wschodnia polityka dynastyczna, to drugie było kompletnie absurdalne, w sposób oczywisty wprowadzało bowiem perskiego króla w krąg świętokradztwa. Porażka wyprawy do oazy Siwa miała być odtąd tłumaczona jako zemsta bogów. O tym jednak za chwilę.

Perska armia na egipskiej pustyni

Oto wyrusza więc pyszna perska armia na pustynię. Opuszczenie doliny Nilu zajmuje ledwie kilka godzin, bo pustynia na wysokości Teb dochodzi niemal do rzeki. Zbrojne zastępy wchodzą na bezdroża. Na początku widać jakiś szlak, ale po kilku godzinach marszu i on roztapia się w bezmiarze wydm. Wojowników jest 50 tys. – to niesłychanie długi korowód. Maszerują zastęp po zastępie, długimi kilometrami zbrojnych, obwieszonych metalowymi blachami ludzi. Wyruszali o świcie, a teraz zbliża się południe, więc trąby hejnalistów grają sygnał do postoju.

Armia staje. Dopiero teraz widać ją doskonale, to niekończący się sznur czerniejących na piasku ludzi. Z nieba leje się „płynny ołów”; tylko oficerowie korzystają z niesionych przez niewolników parasoli; wodzowie – z napędzających powietrze wachlarzy. Reszta armii nagrzewa się w pełnym słońcu jak w mosiężnej brytfannie. Wczesnym popołudniem trąbki i piszczałki dają znać do wymarszu. To absurdalny błąd wodzów wyprawy; w tak piekielnym żarze wędruje się nocą, a w dzień odpoczywa. Armia podnosi się leniwie i idzie. Żołnierze marzą tylko o jednym – o kropli wody, ale jej racje szybko ulegają ograniczeniu. Armia wlecze się noga za nogą, coraz wolniej i wolniej. Do oazy Fajum jest wciąż wiele mil drogi. Dochodzą do niej po kilku dniach marszu. Tam wojsko już bez żadnej dyscypliny rzuca się do brzegu jeziora, by ugasić pragnienie. Ludzie piją wodę jak szaleni. Nie zadają pytań, co to za woda, gdzie są jej źródła, czy nie spowoduje groźnych chorób. Jeziora w Fajum to stare rozlewiska. Pozostałość po pokrywającym kiedyś te tereny oceanie Tetydy. Morze wiele milionów lat temu wyschło. W dolinach zostały resztki wody. Fenomen jezior pustyni ma właśnie taką genezę.

Czerwonka – „niespodzianka” z jezior Fajum

Armia ma ruszyć następnego dnia. Ale jest unieruchomiona. Więcej niż połowa wojska cierpi na bóle brzucha. Skuleni w cierpieniu żołnierze podnoszą się tylko na chwilę, by pobiec na pustynię i się wypróżnić. To czerwonka. Niespodzianka wód jezior w Fajum. W końcu armia rusza. Ale ledwie posuwa się do przodu. Żołnierze przewracają się w czasie marszu. Rozrzedzony kał spływa po ich udach i łydkach. Niektórzy padają w drgawkach na ziemię. Armia musi się zatrzymać. Kolejny postój w oazie Charga i następny. Tym razem już na pustyni. Kierunek? Oaza Dahla i jej cieniste gaje palmowe. Tam będzie można odpocząć. Ale gdzie ona jest? Jak daleko? Ile jeszcze mil? Ile godzin zmęczenia, a nawet męczeństwa tych najciężej doświadczonych.

Bogowie wszystkich krajów imperium pomóżcie! Mija siódmy dzień wędrówki. Dajcie wodę i odpoczynek! Dajcie rozum naszym wodzom i ich oficerom. Dajcie chwilę wytchnienia. Nie ma odpoczynku. Nie ma wytchnienia. Wachlarze i parasole pracują nad głowami wodzów. Trud i męczeństwo zwykłego żołnierza są im obce jak poprzednia epoka. „Bogowie, pomóżcie!” – krzyczą prości żołnierze. W ich glinianych bukłakach nie ma już kropli wody. „Bogowie, ratujcie lub – zabijcie!”. W złym momencie wypowiedziano te słowa. Któryś z bogów usłyszał. Na południu pojawia się czarny pasek śmiertelnej chmury. Powoli ogromnieje na oczach wędrującej armii. „Co to?” – krzyczą oficerowie. „Gdzie się skryć?” – wrzeszczą przerażeni żołnierze.

Czytaj więcej

Tajemnica zatopiona w egipskim jeziorze

Śmiercionośna burza piaskowa

Wąska zapowiedź śmierci szybko rośnie, zajmuje już pół horyzontu, w chwilę później pół nieba, a po kilku minutach na wymęczoną armię Kambyzesa zwala się burza piaskowa, jakiej nikt nigdy nie widział ani o jakiej nie słyszał. Miliony ton piasku zwalają się na perskie regimenty i zasypują je wielometrową warstwą. Po kilku godzinach burza mija, ale po armii Kambyzesa nie ma śladu. Wiatr hula spokojnie po korowodzie nowych wydm, a gdzieś w odmętach błękitu latają gęste stada tłustych ptaków. Ale nie dla nich ta armia. Ludzie śpią zasypani snem spokojnym i głębokim. Przerażone oczy zostawili w poprzednim życiu. Oto doczekali się odpoczynku. Doczekali się na wieczny czas.

Nie wiadomo ani gdzie, ani kiedy pustynia rozprawiła się z armią, która miała rzucić na kolana oazy zachodnie. Do oazy Siwa nigdy nie dotarła. Obrońcy miasta nie doznali żadnego zagrożenia. Kambyzes i jego następcy słali ekspedycje w poszukiwaniu zaginionego korpusu, ale miejsca tragedii nie odkryto. Trzeba było dwóch i pół tysiąca lat, by znaleźć jakieś mikroskopijne ślady. Najpierw były to porzucone na pustyni bezładnie garnki i bukłaki. Potem jakieś części zbroi i szkielety. Co pewien czas środowiska naukowe epatowały coraz nowszymi informacjami o rzekomym odnalezieniu zaginionej armii.

Czytaj więcej

Egipska Siwa – czysta mistyka

Znalezisko: zaginiona armia Kambyzesa?

Jesienią 2009 r. rewelacje o znalezieniu zaginionego korpusu ogłosili członkowie włoskiej ekspedycji saharyjskiej Uniwersytetu w Lecce. Ludzkie szczątki odkryto przez przypadek, poszukując w okolicy oazy Bahrein (ledwie kilkadziesiąt kilometrów na południowy wschód od oazy Siwa) resztek po upadku meteorytu. Uwagę badaczy skupiła podłużna skała z niszą w środku. Już na pierwszy rzut oka wydawała się perfekcyjnym schronieniem w czasie burzy piaskowej. Koło skały znaleziono kilkaset ludzkich czaszek i kości, do tego resztki żelaznych mieczy, grotów od strzał i męskiej biżuterii. Szczegółowe analizy potwierdziły, że to znaleziska z epoki Achemenidów.

Czyżby to pozostałości po niedoszłych zdobywcach Siwa? Pewności nie ma; owe kilkaset czaszek to znacznie mniej niż szczątki 50-tysięcznej armii. I jeszcze jeden, może ważniejszy argument. Marszruta perskiej armii miała przebiegać starym szlakiem oaz. Korpus miał zdobywać po kolei: Dahlę, Farafrę, Bahariję i stamtąd uderzyć na oazę Siwa. Do żadnej z wymienionych nigdy nie dotarł. Czyżby wodzowie byli na tyle szaleni, by mijając oazy, pójść przez pustynię? Bo tylko tak można tłumaczyć obecność szkieletów w Bahreinie, u wrót oazy Siwa.

Armia Kambyzesa II w chwili uderzenia burzy piaskowej na egipskiej pustyni (524 r. przed Chrystusem)

Armia Kambyzesa II w chwili uderzenia burzy piaskowej na egipskiej pustyni (524 r. przed Chrystusem) – wyobrażenie na rycinie z XIX w.

Foto: wikipedia

A może była to jednostka, która wyruszyła później? Może to jeden z oddziałów poszukujących zaginionej armii? Trudno czuć się do końca przekonanym argumentami naukowców z Uniwersytetu w Lecce. Legenda zaginionej armii i arabska opowieść o tajemniczej dolinie zasłanej ludzkimi kośćmi nie znalazły jeszcze punktu wspólnego. Musimy uzbroić się w cierpliwość może na wiele jeszcze lat.

Kambyzes i bogowie

Winny jestem jeszcze informacji, co się stało z szalonym perskim królem Kambyzesem II Achemenidą. Utrata wysłanej na zachód armii nie wyleczyła go z pasji podbojów. Chciał śladem swojego ojca Cyrusa II Wielkiego przejść do historii ze sławą wielkiego zdobywcy. Na jego tebańskim dworze (rodzinna Persja go nie pociągała, rządził więc imperium z Egiptu) podjęto przygotowania do wielkiej wyprawy na południe. Celem było tajemnicze królestwo Etiopów, znane Egipcjanom od stuleci i legendarnie bogate. Kambyzes II rozpoczął przygotowania do wyprawy, nieświadom ani lokalizacji celu, ani geograficznych realiów regionu. Jedyne, na co liczył, to łut szczęścia i wsparcie opiekuna perskiej dynastii, boskiego Ahura Mazdy. Nie wziął jednak pod uwagę lokalnych bogów Egiptu, którzy szykowali zemstę za zaszlachtowanie świętego byka Apisa. Zapewne więc kolejna wielka armia przepadłaby bez wieści gdzieś na drodze do Etiopii, gdyby nie bunt w macierzystej Persji.

Oto do dworu Kambyzesa dotarli gońcy z Wyżyny Irańskiej z wieścią, że jego młodszy brat Bardija ogłosił się wielkim królem i przejął władzę nad resztą imperium. Jakże wielkie było zdziwienie Kambyzesa, który osobiście zalecił zamordowanie Bardiji jeszcze w Egipcie, w czasie planowanej wyprawy do oazy Siwa. Szybko okazało się, że pod imieniem Bardiji ukrywa się samozwaniec, medyjski mag Gaumata. Uzurpacja wydawała się możliwa, Kambyzes bowiem utrzymywał morderstwo Bardiji w największym sekrecie. Zamiast więc do kraju Etiopów król wyprawił się pospiesznie do Persji.

Miecz Kambyzesa i Dariusz I Achemenida

Jednak w drodze dopadli Kambyzesa mściwi bogowie Egiptu – zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Dość dokładnie opisuje to Herodot. Według jego zapisu perski król ranił się nieszczęśliwie własnym mieczem i zmarł w boleściach. Inne źródła kluczą między nieszczęśliwym wypadkiem, a planowanym zabójstwem. Najczęstszą wersją jest użycie trucizny; ta w arsenale ówczesnej polityki uchodziła za broń najskuteczniejszą i niezastąpioną.

Odszedł więc Kambyzes w przeszłość ledwie po siedmiu latach panowania, zostawiając złą legendę i – a to w historii liczy się najbardziej – otwarte drzwi dla dynasty naprawdę wielkiego, Dariusza. Ten uciął głowę pseudo-Bardiji, zapanował nad buntem Medów i zorganizował państwo tak doskonale, że przetrwało jako potęga aż do czasów wyprawy Aleksandra. Wyprawy do kraju Etiopów go nie korciły ani pustynna Siwa. Umocnił za to perską hegemonię perską w Azji, obalając bunt Babilończyków oraz rozbijając w pył powstańców jońskich. Powiększył też swoje państwo, dołączając od imperium Achemenidów Dolinę Indusu, Chorezm, Pamir, kaukaskie wybrzeże Morza Czarnego i  Trację. 

Wiele pokoleń po nim kat Achemenidów Aleksander dotarł do oazy Siwa bez wielkiej armii, od strony morza, mądrzej, bezpieczniej i bez nadmiernego ryzyka. I tak historia się zamyka. Wyprawa po złote runo jednym przynosi klęskę, innym chwałę. Żartem historii jest, że do legendy przechodzą jedni i drudzy, wygrani i pokonani, a dziejopis ma problem, kogo przemilczeć, a o kim napisać. Przypadkiem obaj, Kambyzes i Aleksander, trafili na historyków łaskawych. Wiemy zatem o obu. Choć jakież te opowieści różne.

Wśród ludzi Amazigh co chwila spotyka się takich, co cmentarzysko widzieli, a nawet jeśli nie oni, to ich dziadowie, ojcowie, stryjowie. Stosy ludzkich kości ułożonych w pryzmy. Wystające jak resztki rusztowań spod rozwiewanych przez wiatr pisakowych wydm. Pojawiające się na chwilę, by szybko znów zapaść się pod ziemię. Taka jest opowieść o armii Kambyzesa II. O wielkiej wyprawie w piaski i zagładzie.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Paweł Łepkowski: Spór o naturę Jezusa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. uruchomił nową usługę doradztwa inwestycyjnego
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Do odnalezienia drugi dół śmierci
Historia
Paweł Łepkowski: „Największy wybuch radości!”
Historia
Metro, czyli dzieje rozwoju komunikacji miejskiej Część II
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Historia
Krzysztof Kowalski: Cień mamony nad przeszłością
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont