Klimat naszej planety ewoluuje, jest to zjawisko naturalne, średnie temperatury rosną i maleją na przemian od milionów lat. W tę klimatyczna sinusoidę wpisuje się pojęcie tzw. małej epoki lodowej, zagościło ono już na stałe w podręcznikach i encyklopediach.
Emmanuel Le Roy Ladurie (1929–2023) – jeden z pierwszych historyków klimatu – zwrócił uwagę na fakt, że surowe zimy, a zarazem chłodne i mokre pory letnie, nasilały się począwszy od XIV w., a tendencja ta dobiega końca w połowie wieku XIX. Ten zimny okres nastąpił bezpośrednio po okresie cieplejszym, po średniowiecznym optimum klimatycznym obejmujący lata 950–1350. Ta mała epoka lodowa najintensywniej zaznaczyła się w Europie i w Ameryce Północnej.
Mała epoka lodowa w Europie i Ameryce Północnej
Fizycy atmosfery opisali to zjawisko. Zacznijmy od tego, że promieniowanie elektromagnetyczne Słońca przenika przez atmosferę, dostarczając w ten sposób Ziemi potrzebną jej energię. Nasz glob zużytkowuje część tej energii, lecz niektóre gazy, obecne w powietrzu w sposób naturalny, absorbują część promieniowania, ogrzewając atmosferę; na tym m.in. polega efekt cieplarniany. Klimat jest efektem balansu między energią absorbowaną i zużytkowywaną przez Ziemię. Zakłócenie tego balansu sprawia, że rośnie zawartość dwutlenku węgla w atmosferze, czyli akumuluje się w niej energia, wzrasta temperatura. I na odwrót.
Owo „na odwrót” wywołało małą epokę lodową. Jej maksimum miało miejsce w XVII stuleciu. Jakie to miało skutki dla ludności, widać jak na dłoni na przykładzie choćby dziejów Polski – kilkustopniowy spadek średniej temperatury negatywnie odbił się na rolnictwie, zasiewy wymarzały bądź gniły od nadmiernych opadów; rezultatem były klęski głodu, zahamowanie rozwoju gospodarczego i spadek liczby ludności.