Napoleon, wspominając pod koniec życia 18 czerwca 1815 r., zwykł powtarzać: „niepojęty dzień”. Rzeczywiście, trudno zrozumieć mnogość popełnionych przez niego błędów, za które klęska była w pełni zasłużoną karą. Z początku chyba nie uświadamiał sobie skali porażki i jej skutków. Uznał, że należy jak najszybciej wracać do Paryża, zanim dotrą tam złe wiadomości. Łudził się, że w Palais Bourbon zdoła przekonać obie izby parlamentu do planu odbudowy armii żołnierzami z poboru. Swoim zdumionym adiutantom mówił o 100-tysięczniej armii.
Czytaj więcej
18 czerwca 1815 r. zakończyła się epoka napoleońska. Zaledwie dwa dni po spektakularnym sukcesie...
Pospieszny powrót do Paryża
Napoleon rusza zatem pospiesznie w kierunku stolicy, jadąc najpierw konno, a potem korzystając z szybkiego dyliżansu pocztowego. Po drodze dostrzega jednak, że złe wieści go wyprzedzają. Pewien oberżysta w Rocroi nie zgadza się podać cesarzowi ciepłego posiłku za kwit rekwizycyjny. Żąda 300 franków w gotówce, dając do zrozumienia, że weksle cesarskie są już dla niego bezwartościowe.
W środę 21 czerwca 1815 r., Napoleon dojeżdża do Pałacu Elizejskiego. Nikt go oficjalnie nie wita, nie ma salw honorowych na jego cześć. Wszyscy patrzą na niego jakby ze wstydem i z niechęcią. Uświadamia sobie, że jest brudny i roztacza wokół siebie odór. Szybko nakazuje przygotować sobie gorącą kąpiel, przez chwilę się relaksuje, ale zaraz wzywa swoich ministrów. Nie spieszą się. Kiedy się pojawiają, na ich twarzach dostrzega obojętność, w ich gestach sztywność, a w odpowiedziach ostrożny minimalizm. Nie są już wylewni, nie podlizują się, unikają tytułów. A może jednak natychmiastowy powrót do Paryża był błędem? Może odczytują go jako ucieczkę? Ministrowie odradzają mu wizytę w parlamencie. Po długiej dyskusji ulega. Wysyła do izb jedynie wiadomość, że wrócił do Paryża, aby „skonsultować z ministrami środki służące ocaleniu narodowemu”. To źle dobrane słowa, których później będzie bardzo żałował. Tak jak tego, że jednak nie stanął do konfrontacji z krytykami w Palais Bourbon. A tam przecież mówi się już w otwarty sposób o klęsce i potępia za nią Bonapartego.
Czytaj więcej
Szarża pod Somosierrą nie była więc wcale szaloną galopadą, w której wszyscy krzyczeli „Hura!” i...