18 czerwca 1815 r. około godziny 11 oficer sztabu głównego Wielkiej Armii Jerzy Depot Zdanowicz wyruszył w kierunku pozycji zajmowanych przez korpus marszałka Grouchy'ego. Wiózł rozkaz, którego błyskawiczne wykonanie miało zadecydować o wyniku bitwy. 35-tysięczna armia marszałka, ostatni odwód Francuzów, miała natychmiast maszerować w kierunku wioski Waterloo i uderzyć od tyłu na brytyjski korpus księcia Wellingtona. Napoleon, który nie bał się ryzykownych posunięć, tym razem był bardzo ostrożny. Waga rozkazu była tak wielka, że osobiście polecił Zdanowiczowi, by jechał jak najdłuższą drogą, żeby uniknąć nieprzyjacielskich podjazdów. Polski oficer skrupulatnie wykonał polecenie boga wojny i na miejsce dotarł dopiero ok. 17.30. Za późno. Żołnierze Grouchy'ego od kilku godzin byli związani walką z Prusakami gen. Thielmanna. Zamiast niego do Waterloo doszły pozostałe siły pruskie pod dowództwem marszałka Blüchera. Los bitwy był przesądzony. Następnego dnia notowania paryskiej giełdy zapikowały gwałtownie w dół...