Kahina – berberyjska prorokini i królowa Aurès

Pod koniec VII w. Kahina wyruszyła na czele plemion pustyni na arabskich najeźdźców. Pokonała ich, by podjąć najpotworniejszą decyzję w historii Maghrebu. Historycy do dziś dyskutują o sensie jej walki oraz przyczynach klęski. I o tym, czy była żydówką, czy chrześcijanką.

Publikacja: 15.05.2025 21:00

Panorama amfiteatru w Al-Dżamm, stanowiska archeologicznego w mieście Al-Dżamm (El-Jem; dawniej: Thy

Panorama amfiteatru w Al-Dżamm, stanowiska archeologicznego w mieście Al-Dżamm (El-Jem; dawniej: Thysdrus) w Tunezji. Amfiteatr, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1979 r., został zbudowany około 238 r., gdy współczesna Tunezja była częścią rzymskiej Afryki

Foto: Diego Delso\Wikimedia Commons

Kto dziś zwiedza północ Afryki, musi odnieść wrażenie cywilizacyjnego ubóstwa; oto lokalni muzułmanie z biedy budują na piaszczystej ziemi swoje nigdy niedokończone domy; miasta są brudnawe, rzadko kiedy wyposażone w obiekty godne uwagi. Ziemia wysuszona i półmartwa, tu i ówdzie obsadzona po horyzont gajami oliwnymi. I wędruje się z tym stereotypem w pamięci, aż trafia do ruin Kartaginy, Sabrathy czy Leptis Magna – i wtedy stajemy zdziwieni wobec ruin upadłych miast, i pojawia się refleksja o potędze cywilizacji, która tu niegdyś była.

Amfiteatr w Afryce

Jakże silne jest to wrażenie w miejscu zwanym przez Arabów Al-Dżamm, gdzie w odległym od morza punkcie na mapie z zakurzonego tunezyjskiego miasteczka wyłania się nagle gigantyczny kamienny złom, ruiny rzymskiego amfiteatru rozmiarów niemal rzymskiego Koloseum. O ile jednak tamten zabytek jest u siebie, przy Forum Romanum, całkiem na miejscu, o tyle amfiteatr w El-Jem wydaje się jakąś piramidalną bzdurą; niby skąd tu zabytek tej rangi? Wysokie mury arkadowych ganków amfiteatru, nienaruszone sklepienia podcieni, eliptyczny krąg dawnych trybun w stanie niemal nienaruszonym, pośrodku fundamenty podziemi, na których układano niegdyś deski podłóg, doskonale zachowane cele gladiatorów, inne przeznaczone dla lwów i tygrysów, pozostałości po zawiłym mechanizmie ramp i zapadni, dzięki któremu waleczni Galowie w jednej chwili lądowali naprzeciw drapieżników – oto centrum rozrywki starożytnego miasta Thysdrus.

Czytaj więcej

Po rewolucji, przed sezonem

Czyżby owo Thysdrus – skoro stać je było na obliczony na 30 tys. gapiów amfiteatr – było stolicą prowincji albo lokalnym ośrodkiem kulturalnym?

Otóż nie, miasto było w czasach rzymskich niczym innym, jak tylko centrum handlu oliwą. W Thysdrus oliwę magazynowano i stąd wysyłano do portów, a stamtąd dalej – do wielkich ośrodków Imperium Romanum. Jakież było bogactwo prowincji, jakie bogactwo miasta, że jego obywateli stać było w trzecim wieku po Chrystusie na wystawienie drugiego co do wielkości amfiteatru w państwie Cezarów. Nieco mniejszy od rzymskiego, był jednak nowocześniejszy, zgrabniejszy, zbudowany w zgodzie z wszelkimi prawidłami sztuki i stylu. Swoje tysiące gapiów gromadził często, choć nie wiemy, jak często, bo mało przetrwało zapisów o sposobie używania tej budowli.

Stało więc owo pseudo-Koloseum producentów oliwy przez wiele stuleci pośrodku zamożnego kraju, w samym środku miasta, otoczone niekończącymi się gajami i setkami mniejszych bądź większych folwarczków, gdzie spokojne i momentami gnuśne życie wiedli zamożni obywatele wszechpotężnego Rzymu. Niekiedy ich losem potrząsała jednak historia. A to kontrolę nad Afryką przejmowali Wandale, a to odbijał ją z rąk króla Genzeryka bizantyjski generał Belizariusz. Do miasta przybywali więc co jakiś czas gońcy nowej władzy, zmieniali się namiestnicy i napisy na bitych w Kartaginie monetach; komu innemu trzeba było płacić podatki, ale poza tym niewiele się zmieniało. Ziemia niezmiennie dawała plon, drzewka oliwne rosły spokojnie ku niebu; słońce świeciło i kraj rósł swoim bogactwem. Tylko czasem, jak gradowa chmura, zwalali się na Thysdrus najeźdźcy znikąd, ludzie pustyni. Im słabsze były władze prowincji, im mniej wystawiano garnizonów, tym najazdy były częstsze. Płonęły wówczas folwarki, ludzie ginęli albo znikali w otchłaniach pustyni. Mieli szczęście, jeśli wykupywali ich potem krewni. Mogli wrócić do swoich domów i gajów, dalej zajmować poczesne miejsca w amfiteatrze. Jednak często nie wracali. Nomadzi potrzebowali bowiem również ludzi; kobiet i dzieci, których geny wzbogacały berberyjską rasę pustyni. Wtenczas słuch o porwanych obywatelach rzymskiej Afryki ginął na zawsze.

Nadchodzą Arabowie

Ów świat miał jednak wszelkie cechy ukształtowanej przez Pax Romana stabilności; najazdy zdarzały się nieregularnie, wręcz rzadko. Tak było do połowy wieku siódmego, gdy z odległych terenów Półwyspu Arabskiego zaczęła się rozlewać jak powódź fala nowego porządku. Do Afryki, z początku wolno, potem z nagłą siłą przedzierał się islam. W istocie zainteresowania spadkobierców Mahometa – w pierwszych latach po jego śmierci – nie sięgały Maghrebu. Islam rozwijał się początkowo na wschód. Najpierw padła chrześcijańska Syria (635–636), potem terytorium współczesnego Iraku (635–637). Mniej więcej w tym samym czasie armie islamu zalały Palestynę (638–640) i rozpoczęły podbój sasanidzkiej Persji (637–642). Pod sam koniec czwartej dekady zagony wojowników Allaha uderzyły na Egipt (639–642) i zaczęły wyprawiać się na nieodległą libijską Cyrenajkę. Chmura wielkiej rewolucji niebezpiecznie zbliżyła się do Thysdrus. Jednak wtedy, z nagła, na kilka dziesięcioleci wyhamowała. Dlaczego? Skończył się impet pierwszych lat eksplozji nowej religii. Doszło do ustabilizowania dynastii, dla której budowanie fundamentów władzy było przez chwilę ważniejsze od podbojów. W istocie, na chwilę, ponieważ już kilka lat później Umajjadzi okazali się równie ekspansywni jak pierwsi towarzysze Proroka. Jednym z głównych celów miał się okazać bogaty, wciąż słodko drzemiący Maghreb.

Czytaj więcej

Perfidny Maghreb

Pierwszą wyprawę na zachód poprowadził z Egiptu wódz arabski Okba ibn Nafi około 668 r. Jego rajd zaczął się od założenia w dzisiejszej Tunezji obozu wojennego Al-Kairuan. Był bazą wyjściową do dalszych ekspedycji. Bizantyjczycy pozamykali się w miastach przybrzeżnych. Pustynne garnizony poddały się lub zostały wyrżnięte przez najeźdźców. Górskimi zaś częściami kraju władali niepodzielnie Berberowie. Błyskawicznym atakiem, niezauważony przez obce armie, Okba przeciął jak sztyletem cały Maghreb i w 680 r. dotarł z rozpędu aż do Mauretanii. Legenda mówi, że był tak zajadły, iż wjechał konno ze swymi wojownikami w fale Atlantyku i ciął je mieczem z wściekłości, że nie ma przed sobą już nic do zdobycia.

W następnym roku Okba podjął decyzję o powrocie do Kairuanu i pewnie dotarłby do punktu wyjścia swojej eskapady całkiem bezpiecznie, gdyby nie nagły atak Berberów. Trudno rozważać ich ówczesne racje polityczne; czy poczuli się zagrożeni, czy to kwestia porozumienia z Bizantyjczykami, czy też może powodowani proroczą wizją nieodległej przyszłości wojownicy zjednoczonych plemion Hawwara, Nefzawa i Dżerawa pod wodzą chrześcijanina Kosejli przypuścili atak na zagon Okby ibn Nafiego i wycięli w pień oddział wojowników Allaha. Nie wiemy, czy ktoś ocalał z bitwy pod Biskrą w Numidii. Jeśli tak, to zaniósł do Kairu tak przerażające wieści, że Arabowie nie podjęli natychmiastowej kontrakcji. Uznali, że przeciwnicy są wystarczająco potężni, by pokonać każdą wysłaną przeciw nim ekspedycję. Na podbicie Maghrebu potrzebna jest cała armia!

Klęski Rzymian i Berberów

Działania wojenne podjęto ponownie w 686 r. Tym razem chodziło jednak tylko o ekspedycję karną wymierzoną w potęgę Kosejli. Arabski wódz Zuhair ibn Kajs al-Balawi dopadł nieprzygotowanego do walki Kosejlę i w którejś z potyczek zmiażdżył jego oddział. Wódz Berberów zginął. Arabowie odbili zajęty przez Berberów Kairuan, lecz na tym poprzestali, podbój Maghrebu wymagał bowiem większych środków. Rozpoczęli przygotowania do nowej – wielkiej – wyprawy i wyposażania nowej – wielkiej – armii. Tylko taka mogła bowiem skutecznie włączyć prowincje północnej Afryki do kalifatu. Zebrano ją w połowie lat 90. VII w., doskonale wyposażono i oddano pod komendę Hasana ibn Numana al-Ghassaniego – wodza systematycznego i cierpliwego. Wojownicy islamu zaczęli od systematycznego podboju kolejnych miast nabrzeżnych, by w końcu w 695 r. oblec i zdobyć regionalną stolicę Bizantyjczyków – Kartaginę. Była to klęska, z której Grecy w Afryce naprawdę nigdy już się nie podnieśli. Islam na dobre zagościł w Maghrebie i zostałby tu aż do naszych czasów, gdyby nie bohaterka tej opowieści: Al-Kahina. To właściwy moment, by ją wprowadzić na scenę.

Czytaj więcej

Maghreb, bliska zagranica Francji

Tak, czas, kiedy się pojawiła, był dla Maghrebu wyjątkowo ciężki. Arabowie zaczęli wprowadzać swoje prawa w regionie. Przejmowali majątki i wycinali winnice. Bizantyjczycy w popłochu odpłynęli do Konstantynopola. Ludność zniszczonych miast częściowo trafiła do niewoli. Cały chrześcijański od stuleci region zastygł w przerażeniu. By domknąć dzieła podboju wypadało jeszcze zhołdować kryjących się w górach Berberów. Pozornie było to łatwe; Kosejla już nie żył. Plemiona były rozproszone. Hassan zebrał wojsko i ruszył w stronę gór. Sądził, że czeka go łatwa kampania. Szybko miał się dowiedzieć, jak bardzo się myli. Nie przewidział bowiem, że jego przeciwnikiem stanie się ktoś potężniejszy od wodza Kosejli. Na dodatek kobieta. Przejęła przywództwo Berberów po Kosejli. Prowadziła sprzymierzone oddziały przeciw Arabom. Armie spotkały się pod Meskianą, nieopodal dzisiejszej Annaby w Algierii. Doszło do bitwy! Klęska Arabów była kompletna! Jazda berberyjska rozniosła armię Hassana. On sam jednak nie zginął. Uciekł z resztkami korpusu do Cyrenajki. Nowa przywódczyni, Kahina, miała więc prostą drogę do obicia Kartaginy i miast nabrzeżnych. Dokonała tego bez wysiłku. Wieści o klęsce Arabów rozniosły się echem po całym regionie. Z nową wielką flotą wrócili Bizantyjczycy. Czy podporządkowali się nowej pani Maghrebu? Tego nie wiadomo.

Kim była Kahina?

Z mroku przeszłości wyszła dzięki staraniom wielkiego historyka arabskiego Ibn Khalduna (1332–1406), który opisał jej dzieje oraz związany z nią epizod historii Maghrebu. Ibn Khaldun jako pierwszy ogłosił światu, że Kahina prócz tego, że władała Berberami, była wieszczką i prorokinią. Stąd zresztą jej imię: al-Kahinat w klasycznym arabskim znaczy – wieszczka. Jak ją nazywali Berberowie? Do tradycji przeszły imiona: Dihya, Dahya albo Damiya. Kahiną nazwali ją arabscy przeciwnicy i z pewnością nie szło tu o szacunek, a raczej o nadanie postaci atrybutów grozy i niesamowitości; czyż mogła ich pokonać zwykła kobieta? Legendy przytaczane przez Ibn Khalduna mają konsekwentnie na celu zbudowanie wizerunku osoby o nadprzyrodzonych zdolnościach. Kahina jest więc córką wodza plemienia Dżerawa o imieniu Tabat (według innych źródeł – Matiya). Ojciec ginie w czasach jej młodości lub (inna wersja) zmusza ją do małżeństwa z tyranem, który gnębi jej lud. Kahina wie, że tylko przez ślub może dać narodowi wolność, godzi się więc na małżeństwo. Związek nie trwa jednak długo. Już w noc poślubną dochodzi do aktu sprawiedliwej odpłaty. Kahina bez litości morduje świeżo poślubionego męża, a potem z okrwawionymi dłońmi wychodzi przed stłoczony tłum weselników Dżerawa i ogłasza się władcą. Pochodnie oświetlają jej olbrzymią postać i długie zmierzwione włosy.

Czytaj więcej

Królowa Mauretanii – córka Kleopatry i Marka Antoniusza

Taki obraz zapisał Ibn Khaldun. Arabski dziejopisarz wspomina również, że Kahina (jak zazwyczaj czarownice) miała trzech synów: dwóch naturalnych i jednego adoptowanego. Był nim schwytany do niewoli arabski oficer. Dzięki darowi proroctwa zawczasu wiedziała, że adopcja żołnierza wrogiej armii pozwoli jej ocalić los dynastii. Ibn Khaldun – co należy przyjąć z naturalną rezerwą – określa również precyzyjnie jej wiek: oto w chwili śmierci miała Kahina (!) 127 lat. Bez ujmy dla historyka – należy tę liczbę potraktować raczej jako metaforę zaawansowanego wieku prorokini. I ostatnia – bodaj najważniejsza – i jak inne niesprawdzona informacja o Kahinie, przekazana przez Ibn Khalduna (powtarzana potem przez większość jego następców) – oto stała prorokini na czele plemienia wyznającego judaizm. Czyżby była Żydówką? Historykom trudno w tej sprawie dojść do porozumienia. Dysputa na ten temat trwa nieprzerwanie od dziesięcioleci. Pewne jest natomiast to, że to jej oddziały rozniosły w puch Arabów. Została na placu boju z mieczem w ręku i dawną rzymską Afryką u stóp. Czy olśniona triumfem nad islamem miała szanse stać się władczynią nowego imperium?

Podpalenie świata

Do Kartaginy wrócili Bizantyjczycy. Zjednoczone plemiona berberyjskie stanowiły znaczną siłę zbrojną. Przywódcy plemion nie kwestionowali pozycji Kahiny. Niewątpliwie doszło do paktów z Grekami. Czy należy budować wspólne państwo? Nie mieściło się to nigdy w polityce Konstantynopola, dlatego do porozumienia w tym punkcie dojść nie mogło. Czy ścigać Arabów w Cyrenajce i Egipcie? Do tego potrzeba było nie tylko skonfederowanych plemion, ale i wsparcia regularnej armii bizantyjskiej. Taki sojusz nie miał szans. Cóż więc zostało Kahinie?

Dochodzimy powoli do kluczowego momentu tej historii. Kahina zwołuje radę wojenną przywódców plemion i wojowników. Ma postawić zasadnicze pytanie o dalszą strategię. Ale to tylko pozory. W głowie ma już wszystko poukładane. Jeszcze chwila i publicznie, stojąc przed wodzami swojej armii, ogłosi straszliwy i samobójczy plan, jakiego świat jeszcze nie widział.

Czytaj więcej

Jak wielkie bitwy zmieniają losy świata

Wczesny, podzwrotnikowy wieczór, gdzieś na pustyni. W świetle ognisk pojawiają się gromady jeźdźców. Rżą podenerwowane konie. Co chwila przysiadają na zadach, wzbijając tumany kurzu. Beczą wielbłądy. W oczy wdziera się kwaśny zapach ich odchodów i ostry dym ognisk. Nic nie widać – klną przyjezdni. Ale mimo to noc jest jasna. Tysiące gwiazd na sklepieniu dają wydarzeniu wyjątkową oprawę. Oficerowie i żołnierze zostają przy ogniskach. Do centralnego namiotu mają wstęp tylko wodzowie. Jest ich już pod baldachimem kilkunastu. Szybkimi krokami dochodzą następni. Ktoś mówi uniesionym głosem. Ktoś inny gardłowo krzyczy. Szczęka broń. Podniecenie sięga szczytu. I wtedy odzywa się bęben. Rytmicznie. Miarowo. Przed front starszyzny wychodzi młody Berber. Ma na ramionach złote bransolety. Jest królewskiego rodu. Podnosi głos: „Posłuchajcie prorokini! Posłuchajcie wielkiej naszej matki Damiji!”.

Kahina występuje przed szereg wodzów. Ma zmierzwione włosy i biały turban ze złotym klejnotem. Pociągła twarz i gorejące czarne oczy. Wyrzuca przed siebie ręce. „Nasze miasta zawsze będą budzić pożądania arabskich najeźdźców. Ale nie skarby są dla nas najważniejsze. Ważniejsza jest wolność. A zamiast złota i srebra zadowolimy się tym, co daje nasza ziemia. Zniszczmy miasta… Niech w ich gruzach spłoną zgubne bogactwa świata. A kiedy pokusa chciwości naszych wrogów zetknie się z pustką, może wtedy doznamy spokoju od tych ludów wojennych”.

Tak jej mowę zanotował wielki historyk, Edward Gibbon. Zastanawiam się, jak zareagowali słuchacze? Gdyby byli między nimi bizantyjscy wojskowi, zamarliby w przerażeniu. Gdyby tej mowy słuchali Grecy i Rzymianie, uznaliby je za szaleństwo. Ale słuchali jej bitni wojownicy pustyni. Rycerze piaskowych klanów Hawwara, Nefzawa i Dżerawa. Musieli więc wydać z gardeł oszałamiający krzyk radości, dziki, okrutny i pełen triumfu! Oto do głosu doszedł ktoś z ich świata. Ktoś, kto odrzuca chore złudzenia cywilizacji. Ktoś, kto czuje świat w całej jego gwałtowności i poruszeniu. Wie, że życie to płomień, ciągłe burzenie i stwarzanie, że życie – to śmierć. Nawet jeśli był między nimi człowiek, który przeczuwał, że Kahina i jej wojenny tłum właśnie wkraczają na ścieżkę samozagłady, to wolał milczeć.

Czy Kahina naprawdę chciała zagłady?

Czy przemawiała przez nią naiwna wiara, że najeźdźca wyprawia się do jej ojczyzny dla grabieży? Czy może, nieodrodne dziecko swojego bitnego ludu, wychowana była w odwiecznej wrogości do miast? Tego nie wiemy i wiedzieć nie będziemy. Jakiekolwiek byłyby jednak jej osobiste motywacje, rzuciła żagiew wojny i zniszczenia. I to na wyjątkowo podatny grunt. Późną nocą wodzowie plemion i przywódcy klanów rozjechali się do swoich grot i namiotów. A następnego dnia zapłonął cały świat. Watahy jeźdźców uderzyły na miasta i wsie, folwarki i zamki Afryki. Co miało mury, mogło się bronić. Ale mury były tylko tam, gdzie wielkie miasta. Nie miały ich ani przedmieścia, ani folwarki. Nie miały ani małe nadmorskie miasteczka, ani niechronione niczym innym niż pustynia oazy. Wszędzie, gdzie był dostatek, życie, majątek – docierali siepacze. Dotarli i do Thysdrus. Miasto utonęło w płomieniach. Domy, rezydencje, bazyliki i składy handlowe paliły się jak pochodnie, podsycane świeżo tłoczoną oliwą. Łuna nad miastem była jak – przed wiekami – apokaliptyczna gwiazda Wezuwiusza nad Herkulanum i Pompejami. W świetle ognia wysypujący się z domostw – jak robactwo – ludzie brnęli w śmierć i zniszczenie. Nikt nie potrafił powstrzymać szybkiej ręki nomadów, miecz ciął na równi biżuterię i noszące ją szyje Rzymian. O świcie wojownicy Kahiny weszli do ogrodów. Któż tu był ich wrogiem? Drzewa! Winorośl i oliwka. Chyliły szyje pod ciosami toporów. Kraj zamieniał się w pustynię. Lud pustyni grabił i palił. Kahina wróżyła. Mieszkańcy miast i oaz przeklinali: „Po cóż nam taka wolność! Przecież jej sens jest w bezpieczeństwie. W porządku. Własności. Barbarzyńcy nie mają nic do stracenia. Cóż? Namioty? Skalne groty z legowiskami, jak u zwierząt? Nie mają nic, co wytworzyła cywilizacja, prócz tego, co ukradli”. Czyż Kahina nie dała im szansy rabunku? Czyż nie jest matką zniszczenia?

Watahy idą na wschód i zachód. Płomienie sięgają granic rozpaczy na wschodzie i zachodzie. Gniew ludów pustyni rozchodzi się jak płomień wzdłuż całego wybrzeża. Płonie Thysdrus. Leptis Magna. Sabratha. I Kartagina. Mieszkańcy miast uciekają w czerń nocy. Kahina triumfuje.

Arabowie wracają

Arabowie jednak wrócili. Hasan nie dał za wygraną. Wielka armia wyszła z Kairu, przeszła Pustynię Libijską i rozlała się po całym Maghrebie. Kahina wysłała wojenne wici. Zawezwała pod swój sztandar wodzów plemion i klanów, ale nikt się nie stawił na jej wezwanie. Rozjuszone hordy nomadów nadal paliły odległe miasta. Bizantyjscy sojusznicy bali się jej bardziej od Arabów. Ocalali mieszkańcy miast wypatrywali Hasana jak zbawienia! Kto przeżył szaleństwo, łaknął pokoju. Kahina musiała stanąć do walki, dysponując tylko oddziałami współplemieńców. Armia Hasana ustawiła się naprzeciw. Wódz arabski miał nie tylko przewagę militarną, ale też pełne rozpoznanie planów Kahiny. W jednym z podjazdów pojmał bowiem swego dawnego oficera, adoptowanego niegdyś przez Kahinę. A w noc przed bitwą do arabskiego obozu dotarli dwaj zdrożeni berberyjscy wojownicy. Rozmawiać chcieli tylko z wodzem. Byli to synowie Kahiny, wysłani przez matkę pod opiekę pojmanego już przez Arabów trzeciego z braci. Legenda mówi, że wysłała ich do obozu wroga w proroczym widzeniu przyszłości. Wiedziała, że to jedyna szansa, by zachowali życie. Hasan oddał w ręce jednego z synów Kahiny skrzydło swojej armii. O świcie arabska armia uderzyła. Bitwa nie trwała długo. Berberyjska jazda nie wytrzymała naporu wojowników Allaha. Jeźdźcy Kahiny wpadli w panikę. A w chwilę później dali gardła zakrzywionym szablom Arabów. Kto nie zginął, uciekł w góry. Klęska była zupełna. I ostateczna. A nowi władcy nieprzejednani i okrutni. Gibbon pisze, że do niewoli trafiło 300 tys. Berberów: 60 tys. (należna kalifowi piąta część) zostało sprzedanych w niewolę, 30 tys. wcielono do arabskiej armii (to ci ludzie w 711 r. zdobędą z Tarikiem ibn Zijadem wizygocką Hiszpanię), resztę przemieniono pod mieczem w bogobojny lud święcący Allaha i jego Wysłannika. By jednak zapobiec dalszym buntom, kalif sprezentował Berberom sąsiadów: 50 tys. namiotów muzułmańskich nomadów przewędrowało z Półwyspu Arabskiego na Saharę, by tam zostać po wieki. Nie minie sto lat i niemal cały Maghreb zacznie mówić i myśleć w języku arabskim. Jeden naród. Jeden język. I jeden władca. W Damaszku. Taki był plan najeźdźców.

Czytaj więcej

Żydzi północnej Afryki

Opór Berberów

Berberowie jednak nigdy nie zrezygnowali z oporu wobec Arabów. Islamizacja przebiegała więc z licznymi kryzysami. Nadzwyczaj łatwo Berberowie przyjmowali pleniące się w islamie herezje. Jeszcze w VIII w. liczne klany obróciły się w stronę charydżyzmu. Był to najbardziej rewolucyjny odłam religii Proroka. Charydżyci wprowadzili hasła równości i braterstwa wszystkich muzułmanów bez względu na pochodzenie etniczne, a do pięciu filarów religii dodali szósty – dżihad – rozumiany jako święta wojna skierowana nie tylko przeciw niewiernym, ale również przeciwko „złym” muzułmanom i „złym” władcom. Ich skrajny odłam – wytępieni zresztą szybko azrakidzi – karał współwyznawców za grzech ciężki śmiercią, a eksterminując niewiernych, nie wahał się zabijać małe dzieci. Przystali więc Berberowie do charydżytów i przez kolejne dziesięciolecia wzniecali kolejne powstania przeciwko sunnickiej władzy.

Przez chwilę uspokoiła ich iberyjska przygoda Tarika ibn Zijada; podbój wizygockiej Hiszpanii nie był jednak lekiem, który skutecznie wygoił blizny po arabskim najeździe. Jeszcze przez wiele stuleci próbowali budować niezależne byty polityczne, jak choćby schizmatyckie królestwo Berghouata na północnym zachodzie wczesnośredniowiecznego Maroka. Ów byt – państwo berberyjskie – dał światu jedyną na owe czasy lokalną i niearabską wersję Koranu. Jakie herezje zawierała? Trudno odpowiedzieć, bo wszystkie egzemplarze zostały spalone przez pogromców Berghouata – fanatycznych purytanów z dynastii Almorawidów – wywodzących się z innego, też berberyjskiego plemienia. Ich przywódca zredagował święte księgi w dialekcie tachelhiyt. Część z nich przetrwała do czasów współczesnych, podobnie jak niezależność licznych klanów pustyni, które, choć pod formalnym zwierzchnictwem arabskich królestw i szejkanatów, zachowały autonomię do połowy XX w. Sahara była dla nich jak matka i najlepsza przyjaciółka. Nieprzebyte pustynie, górskie łańcuchy i doliny skutecznie odgradzały od świata i politycznych zakusów imperiów.

Czytaj więcej

W co wierzyli wojownicy Tarika

Do niedawna historia nie znała imienia „Kahina” albo znała je pobieżnie. Obijało się dyskretnie na marginesie dzieł dawnych historyków. Ale im bliżej współczesności, tym bardziej imię i losy Kahiny fascynowały, tym liczniejsze obrastały jej postać legendy. Jedną z ciekawszych i najczęściej poruszanych kwestii z biografii Kahiny jest sprawa jej wyznania. Ibn Khaldun, a za nim najważniejsi historycy czasów nowożytnych, powtarzali tezę o jej żydostwie. Rzecz jasna nie była Kahina Żydówką z urodzenia. Mogła być wyznania mojżeszowego, o czym nikt jednak nie pisze wprost. Ibn Khaldun wspomina o berberyjskich plemionach, które przyjęły Stary Testament. Było między nimi plemię Dżerawa. Kahina, pochodząca z Dżerawa, musiała być więc – zdaniem interpretatorów Ibn Khalduna – wyznania mojżeszowego. Problem w tym, że nie wspominają o tym ważnym fakcie żadne współczesne Kahinie źródła. A jest ich sporo. O wyznających judaizm koczownikach pisze m.in. w końcu IX w. żydowski podróżnik Eldad ha-Dani: „[…] w całym ich Talmudzie nie znajdziesz imienia żydowskiego uczonego […] wszyscy zdrowi mężczyźni […] poświęcają się sztuce wojennej […] wyjeżdżają każdego roku o tej samej porze na trzy miesiące na wojnę. Gdy nastaje wieczór piątkowy, zsiadają z koni i rozpoczynają święcenie soboty, lecz koni nie rozjuczają. I tak święcą sobotę, o ile ich kto nie zaczepi. Gdy jednak wróg na nich uderzy, siadają na koń i walczą dalej, nie troszcząc się wcale o zakazy sobotnie…”. Śledząc historię Maghrebu, ha-Dani musiał otrzeć się o mit Kahiny, jej legenda była w jego czasach bardzo głośna. A jednak nie przypisuje jej do tradycji starotestamentowej. To dość symptomatyczne; gdyby żydowskość Kahiny była dla niego oczywista, zapewne nie omieszkałby o tym wspomnieć. Jej postać byłaby dla niego może największym pomnikiem tysiącletniej obecności Żydów w północnej Afryce. Bo właśnie tak długo współtworzyli cywilizację Maghrebu. Najdalej na zachód, do Maroka, według miejscowych legend, dotarli jeszcze w czasach biblijnych. Mieli być wojownikami Abnera, którzy przedarli się przez stoki Atlasu w pogoni za uciekającymi Filistynami.

Żydówka czy chrześcijanka?

Inna legenda, również z Maroka, powiada, że tamtejsi Żydzi są potomkami Jonasza, którego wieloryb wypluł właśnie w tamtych okolicach. Dowodów na to, rzecz jasna, nie ma, acz faktem bezspornym pozostaje, że na lokalnym cmentarzu żydowskim znajduje się po dziś dzień grób pewnego rabiego, datowany na piąty rok przed Chrystusem. W całej północnej Afryce można znaleźć pozostałości po licznych synagogach. Żydowskie domy modlitw znajdujemy w Hipponie, Cyrcie, Tebessie, Sitifis, Tipasie, Cezarei Mauretańskiej i Volubilis. Talmud wymienia na dodatek kilku rabinów z Kartaginy. Bezdyskusyjne jest więc, że współtworzyli Żydzi współczesny Kahinie świat na równych prawach z Bizantyjczykami i Berberami. Nikt też nie polemizuje z tezą Ibn Khalduna, że niektóre plemiona berberyjskie przyjęły Stary Testament. Są na to dowody nie tylko historyczne: jeszcze w XIX w. na terenie Kabylii żyła grupa ludności zwana „bahuzim”, która przysięgała na Mojżesza i przestrzegała szabatu. W żaden sposób jednak to wszystko nie rozstrzyga o wyznaniu Kahiny. Dlatego może dziwić, że teza Ibn Khalduna tak bezkrytycznie była przyjmowana przez historyków tej klasy co Edward Gibbon czy Washington Irving. Co było niepodważalnym założeniem przez stulecia, dziś jest podawane w wątpliwość. Współczesna historiografia coraz częściej kwestionuje żydowskość Kahiny, a nowe światło w tej sprawie rzuca Mohamed Talbi (1971), który wspomina, że w podróżach zwykł towarzyszyć prorokini „idol” (prawdopodobnie ikona przedstawiająca Dziewicę Marię lub któregoś ze świętych). Zważywszy, że ani judaizm, ani islam nie tolerują materialnych przedstawień bóstwa i trudno sobie wyobrazić, żeby w tych czasach był to jakiś fetysz pogański, można z pewnym prawdopodobieństwem założyć, że Kahina była chrześcijanką. Ale to nie koniec.

Wyjątkowo zastanawia kwestia jej legendarnych umiejętności proroczych. Można mieć wrażenie, że cała konstrukcja wizerunku Kahiny w dziele Ibn Khalduna czytelnie opiera się na podkreślaniu czy wręcz wyjaskrawianiu jej zdolności nadnaturalnych. Kontekst jest jasny: Ibn Khaldun właśnie w „czarach” szuka przyczyn jej zwycięstw nad Arabami. Daje przy tym do zrozumienia, iż herezją byłoby twierdzenie, że wielkich wodzów Proroka pokonała zwykła kobieta. Możliwe też, że spod werniksu przeziera w jego pracach także dawna (i współczesna) wiara Berberów, że tylko kobiecie przynależne są cechy prorocze. Upierając się jednak przy swoim twierdzeniu, jakoś zbyt łatwo przechodzi Ibn Khaldun nad kompletnym brakiem logiki pomiędzy założeniem, że widziała przyszłość, i jej faktycznymi losami. Jak pogodzić dar proroczy z decyzjami politycznymi, które przyniosły skutek absolutnie odwrotny do zamierzonego? Zniszczenie miast nie uratowało bowiem Berberów przed zagładą, tylko ją przyspieszyło.

Jak zginęła prorokini?

Chyba że było zupełnie inaczej. Kahina, widząc nieuniknioną przyszłość arabskiego Maghrebu, z premedytacją chciała – zamiast raju – zostawić najeźdźcom w schedzie pustynię. Możliwe też jest, że arabski dziejopis nagiął nieco zdarzenia do swojej historiozofii, ponieważ mechanizm dziejów według Ibn Khalduna (za co szczególnie wysoko ceni go Arnold J. Toynbee) to wieczna walka pasterzy z rolnikami, nomadów z ludnością osiadłą. Upadek miast wskutek rajdów berberyjskich zagonów pod przywództwem prorokini jest tego doskonałą ilustracją. Mogły więc być losy Kahiny niczym innym, tylko lekko naciąganą ilustracją khaldunowskiej wizji dziejów. Dyskretnie podąża tym śladem Gibbon, który jest zdecydowanie sceptyczny wobec tezy o zniszczeniu afrykańskich miast przez wojowników prorokini. Pisze, że pewnie niesłusznie przypisano jej wszystkie nieszczęścia trzystu lat afrykańskich klęsk od czasów upadku Rzymu na zachodzie. Zbyt łatwo wliczono w poczet jej czynów efekty podboju Afryki przez Wandalów i stuletnią furię donatystów. Czyżby więc nie była wyłączną sprawczynią upadku? Jeśli to prawda, zupełnie inaczej należy odpowiadać na pytania o jej dar widzenia.

A jak skończyła? Bo ten obraz zostawiłem na koniec. Autorzy są w tej kwestii podzieleni. Gibbon pisze, że oddała życie, walcząc z mieczem w ręku już w pierwszej bitwie. Washington Irving przeciąga jej epopeję, dodając kilka epizodów. Oto trafia prorokini w ręce Arabów. Jest rzucona na kolana przed oblicze śmiertelnego wroga – Hasana ibn Nomana al-Ghassaniego. Wódz nie chce jej śmierci; opłatą za osobistą wolność ma być przyjęcie islamu i zwierzchności arabskiej. Kahina dumnie odmawia, zostaje więc wydana katu. Hasan każe ją ściąć na oczach całej armii. To heroiczna wersja śmierci i przez swój dydaktyzm chyba mało prawdopodobna.

W literaturze można znaleźć jeszcze inne scenariusze, jak choćby ten z trucizną w roli głównej – trucizną, która przyniosła wolność, gdy zawiodły miecz i rącze konie. I jeszcze jedna piękna historia, opowiadana przez arabskich przewodników w El-Jem. Oto ostatnie chwile przed śmiertelną bitwą spędza Kahina w obróconym w twierdzę rzymskim amfiteatrze w Thysdrus. Staje przed nielicznym zastępem współplemieńców i przemawia o berberyjskiej wolności, która przechodzi właśnie na zawsze do historii. To piękny obraz. Prorokini z rozwianym włosem pośrodku uświęconej krwią gladiatorów i dzikich bestii sceny. Słońce przedziera się przez pogruchotane ganki z marmuru. Głos rezonuje dźwięcznie w zamkniętej przestrzeni cyrku. Wojownicy Dżerawa milczą. Jej głos ogromnieje. To ostatnie słowa przed bitwą. Krzyk beznadziei prorokini, która, mimo iż znała przyszłość, wydała swój kraj na zniszczenie. Mimo że świadoma klęski biła się z wrogiem, jakby miała szansę go pokonać.

Kto dziś zwiedza północ Afryki, musi odnieść wrażenie cywilizacyjnego ubóstwa; oto lokalni muzułmanie z biedy budują na piaszczystej ziemi swoje nigdy niedokończone domy; miasta są brudnawe, rzadko kiedy wyposażone w obiekty godne uwagi. Ziemia wysuszona i półmartwa, tu i ówdzie obsadzona po horyzont gajami oliwnymi. I wędruje się z tym stereotypem w pamięci, aż trafia do ruin Kartaginy, Sabrathy czy Leptis Magna – i wtedy stajemy zdziwieni wobec ruin upadłych miast, i pojawia się refleksja o potędze cywilizacji, która tu niegdyś była.

Pozostało jeszcze 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Dżihad: korzenie konfliktu
Historia świata
Sukcesja apostolska pod znakiem zapytania
Historia świata
Argentyna: W piwnicy Sądu Najwyższego znaleziono 83 pudełka z zawartością z III Rzeszy
Historia świata
Co chcieli zrobić Niemcy w Teheranie?
Historia świata
Jak Sokrates został skazany na karę śmierci. Cykuta godna filozofa