Hipokryzja arabskich zdobywców raczej zniechęcała miejscową ludność do przyjmowania nowej religii. Do czasu aż pojawiły się ruchy heterodoksyjne. Ogromny sukces na tym polu odniesie zwłaszcza purytański charydżytyzm głoszący równość i braterstwo wszystkich muzułmanów bez względu na pochodzenie społeczne czy etniczne. Miał też ogromny potencjał rewolucyjny, uznając świętą wojnę (dżihad) za szósty filar wiary. Wojnę tę wydano nie tyle „niewiernym”, ile „złym” muzułmanom i niesprawiedliwym władcom. W VIII wieku pod sztandarami charydżyckimi wybuchały w Maghrebie powstania berberyjskie. Perfidny Maghreb! – znowu mówili Arabowie. Ale oni też bywali perfidni. Wysłanie Berberów do Andaluzji na jakiś czas uspokoiło sytuację w regionie. Może właśnie dzięki temu Arabowie utrwalili tu swoją władzę.

Kwestia substratu niearabskiego w kulturze Maghrebu pozostaje dyskusyjna. Emigracyjni działacze Berberyjskiego Ruchu Kulturalnego Amazigh jednym tchem wymieniają kilku antycznych pisarzy łacińskich z Afryki ze św. Augustynem na czele. Jeśli chodzi o okres muzułmański, wspominają o niektórych prawnikach i mistykach. Wszyscy oni pisali wszakże po arabsku...

Poza ustną literaturą ludową, przysłowiami i pieśniami żniwiarzy najcenniejsze dzieła w języku rodzimym się niestety nie zachowały. Najważniejsze – to Koran po berberyjsku, owoc lokalnej wersji islamu stworzonej w tajemniczym, schizmatyckim królestwie Berghouata na północnym zachodzie wczesnośredniowiecznego Maroka. Koran ów spalili potem fanatyczni purytanie z dynastii Almohadów (1130 – 1269), wywodzący się z innego berberyjskiego plemienia. Ich przywódca zredagował swoje święte księgi w berberyjskim dialekcie taszelaheit. To właśnie drugi wielki i niezachowany zabytek literatury berberyjskiej. Wojownicy ci arabskiego – rzecz jasna – nie znali i niewiele wiedzieli o prawdach Koranu, za które walczyli. Oddziały Tarika z pewnością w większości nie mówiły jeszcze po arabsku, a o prawdach Koranu miały blade pojęcie. Może żadnego. W co wierzyły? Bóg jeden raczy wiedzieć.