Wrzesień przypomina nam nie tylko o naszej własnej bezsilności, ale także o zdradzie sojuszników. Bo tak właśnie należy nazwać ich postawę. Żołnierze francuscy zajadający się serami i pijący hektolitry wina w wygodnych pomieszczeniach bunkrów na Linii Maginota – oto obraz, którego nigdy nie wolno nam zapomnieć. Pięć milionów dobrze wyposażonych żołnierzy, tysiące świetnie przeszkolonych oficerów, całkiem dobry sprzęt mechaniczny i pancerny, a po przeciwnej stronie granicy jedynie symboliczne siły Wehrmachtu. Reszta wojsk niemieckich paliła przecież w tym czasie polskie wsie i miasta. Trzeba bowiem pamiętać, że to nie SS, ale regularne wojsko niemieckie zagrało ponure preludium do strasznej symfonii przemysłowego ludobójstwa, którym mieli się później zająć koledzy z SS. Warszawa płonęła, a francuscy żołnierze śmiali się przy wodewilowych nagraniach Maurice'a Chevaliera. Czyż nie wyczerpuje to definicji zdrady jako świadomego odstąpienia od zobowiązań wobec sojusznika? Francuzi mają powody do wstydu.