W radzieckiej interpretacji najnowszej historii jednym z niepodważalnych kanonów była wyższość rodzimych samolotów bojowych i ich pilotów. Nie tylko nad Luftwaffe, ale także siłami powietrznymi zachodnich aliantów. Mit o przodującej w świecie technice lotniczej utrzymał się w powojennym ZSRR i jest pielęgnowany we współczesnej Rosji. Obecnie wychodzi na jaw nieco inna prawda, ukazująca jeśli nie wstydliwe, to z pewnością skrzętnie ukrywane oblicze. Jakie? Na przykład takie, że tuż po zakończeniu wojny pułki obrony powietrznej Moskwy miały na wyposażeniu focke-wulfy Fw-190 D, czyli samoloty dopiero co pokonanego przeciwnika. Dlaczego? Bo ZSSR nie miał samolotów myśliwskich, które mogły walczyć na takim pułapie, na jakim poruszały się latające fortece B-17 i B-29 floty powietrznej USA, czyli niedawnego sojusznika. Takich faktów jest oczywiście więcej.