Krzysztof Jaraczewski urodził się i wychowywał w Wielkiej Brytanii, gdzie też pracował jako architekt.
– Zawsze czułem się Polakiem – mówi Krzysztof Jaraczewski. – Przy pierwszej możliwości przyjechałem wraz z żoną do Polski. Wynikało to z rodzinnej tradycji angażowania się w losy kraju. Dziadek, jak wiadomo, oddał się walce o niepodległość, sprawom społecznym, budowie państwa. Każdy robił to, co mógł. Babcia podczas II wojny światowej sporo pisała i publikowała. Mama pilotowała samoloty z fabryk, lotnisk i pól bitew. Ojciec był w marynarce wojennej, m.in. dowodził flotyllą ścigaczy.
Trudnym przeżyciem dla rodziny były czasy stalinowskie. Kontakty z krajem okazywały się nie wsparciem, lecz zagrożeniem dla ludzi. Trzeba je było zerwać.
– Kiedy w połowie lat 70. opozycja organizowała się w pracy na rzecz innej Polski, nasza rodzina włączyła się w nurt przemian. Miałem swój udział w wystawie dokumentów opozycji: „Fasada i tyły”, która jeździła po całej Anglii i po świecie. Moja siostra wciągnęła się w Polsce w działalność opozycji, a potem „Solidarności”. Ja w mniejszym stopniu, bo w Anglii. Każdy na swój sposób włączał się w budowę nowego, innego państwa.
Wybór studiów dzisiejszego dyrektora powstającego muzeum w Sulejówku okazał się nieprzypadkowy.