Realia, w jakich placówka pokazuje niedawno minione czasy, wydają się idealne. Muzeum PRL, oddział Muzeum Historii Polski, zajmuje potężny, socrealistyczny budynek dawnego kina Światowid, stworzonego w Nowej Hucie jako reakcja komunistycznych władz na „Poemat dla dorosłych" Adama Ważyka z 1955 r., w którym poeta wytknął komunistycznym władzom m.in. demoralizację robotników i brak dostępu do instytucji kultury. Ale choć oddział muzeum istnieje już czwarty rok, pomysłodawcy placówki – Krystyna Zachwatowicz i Andrzej Wajda – postanowili właśnie napisać jej historię od początku. Bez udziału obecnej dyrekcji muzeum i według własnego scenariusza. Na ostatnim przed wakacjami posiedzeniu Rady Miasta Krakowa, 11 lipca, Andrzej Wajda odczytał specjalne wystąpienie, w którym przekonywał rajców, by miasto przejęło placówkę, gdyż dotychczasowy jej model „się nie sprawdził".
– Ostateczny kształt muzeum nie został dookreślony. To nie ma być skansen socjalizmu, ale niezależny od politycznych wyborów model muzeum – mówił reżyser. – Patrzymy na okres PRL w kategoriach zbiorowych biografii. Placówka ma prezentować losy „ludzi z marmuru i żelaza", którzy pracowali dla Polski.
Wajda przedstawił też radnym deklarację ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. A ten – po konsultacjach z prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim – obiecuje, że jeśli miasto przejmie muzeum, to co najmniej przez pięć lat będzie przekazywał 1 mln zł rocznie na jego prowadzenie. Dodatkowe środki przeznaczyć ma na sfinansowanie konkursu na scenariusz i projekt ekspozycji stałej, jej wykonanie oraz aranżację wnętrz oraz adaptację budynku.
Radni pomysłowi dotąd nie przyklasnęli. Głosowanie dotyczące przyszłości muzeum ma się odbyć we wrześniu. Ale bój o to, kto i jak opowie historię PRL, już się toczy.
W kolejce do muzeum
Od ponad trzech lat nowohuckim muzeum kieruje Jadwiga Emilewicz, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, później radca prezesa Rady Ministrów w Departamencie Spraw Zagranicznych, stypendystka Uniwersytetu w Oksfordzie. Mimo że dysponuje budżetem zaledwie około 350 tys. zł rocznie, a na etacie (oprócz siebie) ma w muzeum tylko jedną osobę, zdołała zorganizować wiele ciekawych wystaw, spotkań i lekcji historii. Placówka przyciąga tysiące młodych ludzi, a w kolejnych przedsięwzięciach pomaga zespół wolontariuszy – studentów, licealistów, gimnazjalistów. Czasem ok. 70 osób.