"Jego historia mnie ujęła. Jak człowiek, który był zmuszony wyjechać ze swego kraju, nie reprezentował żadnej instytucji, żadnego rządu - on prawie nie miał domu, żył w biedzie, brakowało mu czasem jedzenia - mógł osiągnąć tyle, co on? Codziennie chodził do siedziby ONZ w Nowym Jorku, by przekonywać delegatów i ambasadorów, żeby ludobójstwo zostało uznane za zbrodnię" - powiedziała PAP amerykańska reżyserka Edet Belzberg.