Kiedy Włodzimierz Żołnierowicz zaczął poważnie myśleć o małżeństwie, stanął przed nie lada problemem. Do urzędu stanu cywilnego należało dostarczyć oryginał metryki urodzenia, tymczasem w posiadaniu jego rodziny był jedynie odpis. Rodzice, Bronisław i Marta Żołnierowiczowie, zgodnie twierdzili, że oryginał spłonął w czasie wojny w bielskim archiwum i nie ma sensu go poszukiwać. Uparty chłopak miał jednak wątpliwości, wsiadł więc do pociągu i po kilku godzinach stanął przed USC w Bielsku.
Pierwsza niepokojąca myśl, że jego rodzina ukrywa jakąś mroczną tajemnicę, pojawiła się, kiedy miejscowi urzędnicy zaprzeczyli, że archiwum spłonęło w czasie wojny. Nie brakowało żadnych akt, ale w kartotekach zamiast Żołnierowicza jako jego ojciec figurował Edward Lubusch. Data urodzenia była identyczna. Podobnie było w kościele, w którym Włodzimierz został ochrzczony. Skołowany udał się do mieszkającej w Bielsku ciotki. Kiedy zaczął ją wypytywać o przeszłość rodziny, wyraźnie się zdenerwowała. Naciskana wykrzyczała: „Ty nie szukaj prawdy, bo twój ojciec był esesmanem w Auschwitz". Tajemnica wyszła na jaw, ale tylko w kręgu rodzinnym. Światu ujawnili ją dopiero wnukowie Edwarda Lubuscha vel Bronisława Żołnierowicza. Jak się okazało, wcale nie musieli się za swojego dziadka wstydzić.
„Polska mowa jest do rzyci..."
Edward Lubusch młodość spędził w mieście, które było etnicznym tyglem, 60 proc. mieszkańców deklarowało narodowość niemiecką, resztę stanowili Polacy i Żydzi. „Niewykluczone, że to właśnie doświadczenia rodzinne z wielokulturowym miastem w tle wpłynęły na jego późniejsze zachowanie wobec więźniów największego niemieckiego obozu zagłady" – piszą Anna i Marek Szafrańscy w opracowaniu poświęconym Lubuschowi („SS-man z KL Auschwitz, który zdał egzamin z człowieczeństwa").
Na świat przyszedł 22 lutego 1922 r., ojciec był Niemcem, matka Polką, cenioną w mieście położną. Choć Edward biegle posługiwał się zarówno językiem niemieckim, jak i polskim, osobiście bardziej czuł się Niemcem. Świadczy o tym chociażby znamienne wydarzenie z czasów, kiedy uczęszczał do zawodowej szkoły mechanicznej, przytoczone we wspomnieniach jego kolegi ze szkolnej ławy Franciszka Kramarczyka. W klasie było tylko kilku Polaków, ale w 1939 r., tuż przed wojną, nauczyciel prowadzący zajęcia z przysposobienia wojskowego polecił uczniom, aby nawet w rozmowach między sobą nie posługiwali się językiem niemieckim. Lubusch zakaz ten ostentacyjnie lekceważył, co zirytowało Kramarczyka, który w ostrych słowach przypomniał o nim koledze. „Słysząc to, Lubusch lekceważąco odpowiedział: »Wasza mowa polska – to do rzyci, nasza niemiecka...«, lecz nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ otrzymał mocne uderzenie w twarz od Kramarczyka. Sprawa nabrała rozgłosu i Edward Lubusch za swoją antypolską wypowiedź został skreślony z listy uczniów szkoły. Ponadto wyrokiem sądowym on i jego matka na sześć lat zostali pozbawieni praw obywatelskich" – twierdzi dr Adam Cyra, historyk z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, który w 2009 r. spisał relację Kramarczyka.
Edward miał starszego brata, który po wybuchu wojny został powołany do służby w Wehrmachcie i zginął na froncie. Berta Lubusch bardzo to przeżyła i postanowiła zrobić wszystko, co w jej mocy, aby drugi syn nie trafił do armii. Wpadła więc na pomysł, aby załatwić mu pracę w obozie koncentracyjnym, który Niemcy założyli niespełna 30 km od Bielska. Jest mało prawdopodobne, aby Berta i jej syn mieli wtedy świadomość, co tak naprawdę dzieje się za ogrodzeniem obozu. Wielotygodniowe starania w końcu przyniosły efekt i 1 lutego 1940 r. Edward Lubusch przyjechał do Auschwitz. Początkowo pracował jako telefonista w sztabie komendantury, potem został blockführerem, by w końcu awansować na stopień rottenführera (kaprala, szefa sekcji). Zatrudnienie w obozie koncentracyjnym wiązało się ze wstąpieniem do SS. W ten sposób Lubusch został esesmanem z Auschwitz.