D-Day, czyli od sromotnej klęski w 1942 r. do wielkiego zwycięstwa

Sukces lądowania w Normandii w czerwcu 1944 r. był bezpośrednim rezultatem dwuletniego procesu wyciągania wniosków przez aliantów z katastrofalnej porażki pod Dieppe oraz systematycznego zdobywania doświadczeń w operacjach desantowych na wszystkich frontach II wojny światowej.

Publikacja: 05.06.2025 21:00

6 czerwca 1944 r. (D-Day) rozpoczęła się operacja lądowania wojsk alianckich na plażach Normandii, a

6 czerwca 1944 r. (D-Day) rozpoczęła się operacja lądowania wojsk alianckich na plażach Normandii, a tym samym – ostatni akt upadku hitlerowskich Niemiec

Foto: Everett Collection/shutterstock

6 czerwca 1944 r. rozpoczęła się operacja lądowania wojsk alianckich we Francji, a tym samym – ostatni akt upadku hitlerowskich Niemiec. Do dziś ta operacja, oznaczona kryptonimem „Overlord” (mianem D-Day określany jest dzień lądowania), pozostaje największymi działaniami desantowymi w dziejach. Nie powinno zatem dziwić, że wymagała bezprecedensowego wysiłku logistycznego, zastosowania nowatorskich rozwiązań technicznych oraz skoordynowanego działania sił alianckich na niewyobrażalną wcześniej skalę.

Nim skupimy się na opowieści o tym, jak do lądowania w Normandii w ogóle doszło, bez wgłębiania się w zbędne w tym miejscu szczegóły od razu, powiedzmy sobie, że otwarty w wyniku D-Day front we Francji, wbrew ukutemu przez radziecką propagandę terminowi, formalnie drugim frontem nie był. Pomijając już inne teatry działań, musimy pamiętać, że również na kontynencie europejskim toczyły się w tym czasie (od 1943 r.) walki na froncie włoskim. Nie ulega jednak wątpliwości, że dopiero przeniesienie walk do Francji w istotnym stopniu odciążyło front wschodni, umożliwiając wojskom ZSRR przyspieszenie ofensywy, a w dalszej perspektywie wygranie wyścigu o Berlin.

Warto sobie również uświadomić, że zanim nadszedł 6 czerwca 1944 r., alianci zachodni musieli przejść długą i trudną drogę. Zdobywanie potrzebnej wiedzy, umiejętności oraz opracowanie niezbędnych nowych rozwiązań technicznych nie było łatwe.

Długa droga aliantów na normandzkie plaże

Kwestia uruchomienia frontu we Francji znalazła się na porządku dziennym rozmów z Sowietami niemal od początku ich zaangażowania w wojnę po stronie aliantów. Mimo nacisków strony radzieckiej zachodnim aliantom nie spieszyło się z otwieraniem tzw. drugiego frontu. Od połowy 1942 r. panował konsensus, że bardziej priorytetowe są inne teatry działań. Dla Amerykanów był to Pacyfik. Dla Brytyjczyków – Afryka Północna. Alianci zdali sobie sprawę, że nie są jeszcze gotowi do otwierania kolejnego frontu i przeprowadzenia koniecznej w takiej sytuacji operacji desantowej o niewyobrażalnej w dotychczasowej historii skali.

Do rozwiązania pozostawało wiele problemów logistycznych, technicznych, materiałowych, a także organizacyjnych. Kłopot polegał na tym, że początkowo nie bardzo potrafiono zdefiniować to, na czym potencjalne problemy mogłyby polegać. Aliantom brakowało jeszcze doświadczenia w prowadzeniu wielkich operacji desantowych. Wojna na Pacyfiku dopiero się rozpoczynała. Zastosowana później w zdobywaniu przez Amerykanów wysp na Pacyfiku taktyka desantowa jeszcze nie istniała. Brytyjczycy i ich sojusznicy też nie mieli na swoim koncie wielkich operacji desantowych, bo za takie trudno uznać lądowanie w Dakarze czy Narwiku w 1940 r. W roku 1941 doszło jeszcze do desantów w Afryce (w ramach operacji „Compass” – pierwszej większej i udanej ofensywy aliantów w Afryce) i na greckich wyspach, z których alianci musieli się zresztą szybko wycofać.

W sierpniu 1942 r. nad kamienistą plażą Dieppe rozegrała się jedna z najbardziej krwawych klęsk aliantów (w ramach operacji „Jubilee”). W ciągu sześciu godzin walk zginęło lub trafiło do niewoli ponad 3600 żołnierzy.

Kolejny rok wojny – 1942 – był jednak rokiem przełomu. Po raz pierwszy od wybuchu wojny w 1939 r. na wszystkich teatrach działań – na froncie wschodnim, Pacyfiku i w Afryce Północnej – zaczęli dominować alianci. Po okresie niepowstrzymanego naporu Niemiec (z niewielką pomocą Włoch w Afryce) i Japonii alianci w końcu się otrząsnęli i odnieśli serię istotnych z punktu widzenia przebiegu wojny zwycięstw – Rosja Radziecka pod Stalingradem, Amerykanie pod Midway, a Brytyjczycy pod Al-Alamein. W tym samym okresie pojawiło się także po stronie aliantów kilka ważnych osiągnięć naukowych i technicznych, które pomogły im przejąć inicjatywę na frontach.

Pierwszy większy desant, czyli totalna porażka

W połowie 1942 r. na fali tych sukcesów i pod naciskami Stalina postanowiono przeprowadzić „próbny” desant we Francji, który miał za zadanie przynieść odpowiedzi na nurtujące alianckich planistów pytania. Nie był to jednak główny powód, dla którego desant się odbył. Ten był bowiem natury politycznej, a nie wojskowej. Operacja ta miała uspokoić Stalina i popierającego go w tej kwestii amerykańskiego prezydenta Roosevelta oraz udowodnić im, że Zachód nie jest jeszcze gotowy do otwarcia frontu we Francji.

W sierpniu 1942 r. nad kamienistą plażą Dieppe rozegrała się jedna z najbardziej krwawych klęsk aliantów (w ramach operacji „Jubilee”). 19 sierpnia prawie 6 tys. żołnierzy – głównie Kanadyjczyków – próbowało zdobyć francuskie miasteczko portowe. Skończyło się masakrą. Niemiecki ogień dziesiątkował atakujących przez plaże żołnierzy alianckich. Alianckie czołgi ugrzęzły na kamienistych plażach i zostały rozbite przez niemiecką artylerię. W ciągu zaledwie sześciu godzin walk zginęło lub trafiło do niewoli ponad 3600 żołnierzy.

Paradoksalnie ta sromotnie przegrana bitwa stała się kluczem do sukcesu w czasie D-Day. Alianccy analitycy dobrze odrobili lekcję spod Dieppe. Na podstawie tych doświadczeń sformułowali pięć warunków udanego desantu: całkowitą przewagę w powietrzu, zniszczenie umocnień przed lądowaniem, specjalne jednostki marynarki przygotowane do operacji desantowych, przygotowanie do obrony przyczółka oraz wsparcie artyleryjskie z morza.

W wyniku nieudanej operacji stało się też jasne, że nie można liczyć na zdobycie portów w pierwszej fazie inwazji. To zaś oznaczało, że trzeba było wymyślić alternatywny sposób dostarczania zaopatrzenia. Był to jeden z kluczowych wniosków, jakie alianci wyciągnęli z nieudanego desantu.

Czytaj więcej

Najbardziej niedoceniona bitwa frontu zachodniego

Nie był to jedyny wniosek. W czasie operacji zawiodła łączność – dowódcy nie wiedzieli, co dzieje się na plażach. Okazało się też, że stosowane metody niszczenia przeszkód wymagały udoskonalenia, a podejścia do plaż – nowych sposobów rozminowania. Stwierdzono też, że lądująca na plażach piechota potrzebuje wsparcia pojazdów pancernych, a te nie są przystosowane do udziału w operacjach desantowych i walki na plażach.

Kolekcjonerzy wojennych doświadczeń

Od tego momentu rozpoczęły się dwa lata intensywnych przygotowań, produkcji specjalistycznego sprzętu, tworzenia innowacji i szkoleń; przygotowań, efektem których 6 czerwca 1944 r. było udane lądowanie na plażach Normandii. Nim jednak do operacji tej dojdzie, alianci będą przez dwa lata zdobywać doświadczenia w operacjach desantowych na coraz większą skalę. W latach 1942–1944 alianci przeprowadzili szereg takich operacji, które poza osiąganiem celów taktycznych i strategicznych służyły jednocześnie jako praktyczne testy taktyk, sprzętu oraz logistyki – wszystkich elementów niezbędnych do późniejszego sukcesu na plażach Normandii.

Churchill Crocodile – czołg z miotaczem ognia o zasięgu do 100 m. Jeden z nowatorskich pojazdów bojo

Churchill Crocodile – czołg z miotaczem ognia o zasięgu do 100 m. Jeden z nowatorskich pojazdów bojowych, które żołnierze nazywali „Hobart’s Funnies” („Dziwadła Hobarta”)

Foto: Mapham J (Sgt), No 5 Army Film & Photographic Unit

Serię tych przygotowań otworzyła operacja „Torch” (8 listopada 1942), czyli lądowanie 107 tys. żołnierzy brytyjskich i amerykańskich na wybrzeżach Maroka i Algierii, które miało za zadanie utworzenie dodatkowego frontu przeciw państwom Osi w Afryce Północnej oraz – tradycyjnie już – odciążenie Związku Radzieckiego poprzez odciągnięcie części sił niemieckich z frontu wschodniego. Mimo początkowego oporu sił Vichy operacja pozwoliła aliantom na szybkie zabezpieczenie strategicznych portów i lotnisk, jednocześnie testując ich zdolność do koordynacji działań floty, lotnictwa i piechoty na obszarze rozciągającym się na setki mil.

Osiem miesięcy później, 10 lipca 1943 r., rozpoczęła się operacja „Husky” – inwazja na Sycylię z udziałem ponad 150 tys. żołnierzy, 3 tys. jednostek desantowych i 4 tys. samolotów. Ta operacja umożliwiła aliantom udoskonalenie technik równoczesnych lądowań na kilku odcinkach wybrzeża oraz koordynację działań wojsk powietrznodesantowych z siłami desantu morskiego.

Na teatrze pacyficznym amerykańscy marines również zbierali bezcenne doświadczenia w operacjach desantowych, które okazały się kluczowe dla sukcesu w Normandii.

Silne wiatry i rozproszenie spadochroniarzy ujawniły jednak potrzebę lepszego planowania i synchronizacji działań. Zastosowana na Sycylii taktyka została mimo to wykorzystana w czasie lądowania w Normandii.

Kilka miesięcy po Sycylii alianci przeprowadzili operację „Avalanche”, czyli lądowanie w rejonie portowego miasta Salerno (9 września 1943). Operacja ta postawiła przed alianckimi planistami kolejne wyzwania: lądowanie na 35-milowym froncie bez uprzedniego masowego bombardowania, co miało na celu zaskoczenie obrońców. Starcie z doświadczonymi niemieckimi dywizjami wymusiło na aliantach szybkie wzmocnienie wsparcia artyleryjskiego i lepsze zabezpieczenie przyczółka po wysokich stratach poniesionych w pierwszych dniach walk.

Ostatnim etapem przygotowań była operacja „Shingle” (22 stycznia 1944), polegająca na desancie pod Anzio i Nettuno we Włoszech – około 80 km za niemiecką linią Gustawa. Choć przyczółek początkowo udało się utrzymać, niemożność szybkiego przełamania pozycji niemieckich doprowadziła do długotrwałego impasu. Operacja osiągnęła jednak swój strategiczny cel, odciągając niemieckie rezerwy od głównego frontu włoskiego tuż przed planowanym D-Day.

Pacyficzne lekcje z przełamywania umocnień

Równolegle na teatrze pacyficznym amerykańscy marines również zbierali bezcenne doświadczenia w operacjach desantowych, które okazały się kluczowe dla sukcesu w Normandii. Guadalcanal (sierpień 1942) nauczył aliantów znaczenia długoterminowego zaopatrzenia przyczółków desantowych i obrony przed kontruderzeniami, podczas gdy krwawa bitwa o Tarawa (listopad 1943) ujawniła konieczność intensywnego bombardowania pozycji obronnych przed lądowaniem. Operacje na atolu Kwajalein (luty 1944) pokazały wartość precyzyjnego rozpoznania celów i zastosowania nowych technik niszczenia umocnień.

Czytaj więcej

Lądowanie w Normandii. Inwazja, która musiała się udać

Te pacyficzne doświadczenia wniosły do planowania D-Day specjalistyczną wiedzę o przełamywaniu silnych pozycji obronnych i zarządzaniu złożoną logistyką. Lekcje z Tarawy dotyczące roli artylerii morskiej, doświadczenia z Peleliu w zakresie walki w trudnym terenie oraz wypracowane na Marianach procedury koordynacji między różnymi rodzajami wojsk zostały bezpośrednio zastosowane przy planowaniu lądowania w Normandii. Połączenie europejskich testów strategii wielofrontowej z pacyficznymi doświadczeniami w taktyce desantowej stworzyło kompleksowy system wiedzy, który zadecydował o powodzeniu operacji „Overlord”.

Największy desant w historii

Kiedy 6 czerwca 1944 r. rozpoczęła się operacja lądowania na plażach Normandii, wszystko było inaczej niż w czasie tragicznego desantu w 1942 r.: intensywne bombardowania, sztuczne porty, specjalne czołgi do pokonywania przeszkód inżynieryjnych, płetwonurkowie rozbrajający miny, tysiące samolotów w powietrzu i największa w historii flota inwazyjna, która pierwszego dnia desantu wysadziła na brzeg 150 tys. alianckich żołnierzy. Wszystko to zaś okraszone wielką akcją dezinformacyjną, która sprawiła, że tym razem Niemcy na desant sił sprzymierzonych przygotowani nie byli.

Czytaj więcej

Lądowanie w Normandii zaskoczyło Hitlera

Operacja „Overlord” wymagała mobilizacji i koordynacji sił na niespotykaną dotąd skalę. Na terytorium Wielkiej Brytanii skoncentrowano 37 dywizji stanowiących trzon sił ofensywnych. Łącznie było to blisko 2,9 miliona żołnierzy sił ekspedycyjnych. Flota inwazyjna składała się z około 6939 jednostek pływających różnych typów, w tym 200 okrętów wojennych oraz 4 tys. barek i okrętów desantowych. Wsparcie powietrzne zapewniało 11 590 samolotów alianckich różnych typów.

Podobnie jak wcześniej na Sycylii, tak i w tym przypadku samo lądowanie poprzedziła operacja powietrznodesantowa przeprowadzona w nocy z 5 na 6 czerwca. Celem było zajęcie kluczowych dla powodzenia operacji punktów oporu, instalacji i mostów. Sam desant rozpoczął się w godzinach porannych 6 czerwca lądowaniem wojsk alianckich na pięciu plażach oznaczonych kryptonimami: „Utah” (amerykańska 4. DP), „Omaha” (amerykańskie 1. i 29. DP), „Gold” (brytyjskie 49. i 50. DP), „Juno” (kanadyjska 3. DP) i „Sword” (brytyjska 3. DP).

Zgodnie z planem 6 czerwca 1944 r. alianci przerzucili na wybrzeża Normandii około 156 tys. żołnierzy, w tym 132 tys. wysadzonych z morza oraz 24 tys. drogą powietrzną. Do północy pierwszego dnia na normandzkim brzegu znajdowało się około 132 tys. alianckich żołnierzy oraz kilkanaście tysięcy pojazdów i ogromne ilości sprzętu.

Alianci opracowali koncepcję sztucznych portów o kryptonimie „Mulberry”. Idea była prosta: jeśli nie można szybko zdobyć portu, trzeba go zabrać ze sobą.

Logistyka, czyli gwarancja sukcesu

Głównym wyzwaniem logistycznym było zabezpieczenie ciągłego dopływu zaopatrzenia dla rosnących sił na kontynencie. Plan zakładał, że w ciągu dziesięciu dni od D-Day liczebność wojsk na przyczółku osiągnie 600 tys. żołnierzy, a na początku września 1944 r. będą to już 2 miliony. W praktyce do końca czerwca, w ciągu niespełna trzech tygodni, alianci dostarczyli przez normandzkie plaże ponad 850 tys. ludzi, 148 tys. pojazdów oraz 570 tys. ton zaopatrzenia, co było możliwe dzięki 24-godzinnym operacjom rozładunkowym prowadzonym w każdych warunkach pogodowych.

Już na etapie planowania operacji zapotrzebowanie na niezbędne dla sił inwazyjnych zaopatrzenie szacowano na kilkanaście tysięcy ton materiałów dziennie. To wymagało rozwiązania fundamentalnego problemu dostępu do portów głębokowodnych. Wykorzystanie w tym celu jednostek desantowych wydawało się co najmniej problematyczne. Kłopot stanowiły pływy. Dla jednostek desantowych przybycie podczas odpływu oznaczało wyścig z przypływem podczas rozładunku, natomiast przybycie podczas przypływu groziło osadzeniem statku na plaży aż do następnego pływu. Jednostki te były też niezbyt stabilne i dotyczyło to nawet jednostek przeznaczonych do przewozu czołgów (LST, czyli Landing Ship Tank). Było jasne, że w ten sposób nie uda się zaopatrzyć walczących na lądzie wojsk. Równocześnie alianci zdawali sobie sprawę, że szybkie zdobycie któregokolwiek z dużych portów będzie w praktyce niemożliwe.

10 lipca 1943 r. rozpoczęła się operacja „Husky” – inwazja na Sycylię z udziałem ponad 150 tys. żołn

10 lipca 1943 r. rozpoczęła się operacja „Husky” – inwazja na Sycylię z udziałem ponad 150 tys. żołnierzy, 3 tys. jednostek desantowych i 4 tys. samolotów

Foto: Imperial War Museums

I faktycznie, pierwszym dużym portem (wcześniej opanowano tylko niewielki port rybacki) zdobytym przez aliantów był Cherbourg na półwyspie Cotentin, zajęty 26 czerwca 1944 r., po trzech tygodniach walk. Niemieckie siły zdołały jednak zniszczyć większość urządzeń portowych przed kapitulacją, co zmusiło aliantów do dalszego polegania na dostarczaniu zaopatrzenia poza strukturą portową. Miało to też trwać dużo dłużej, niż alianci pierwotnie planowali. Udało się to dopiero po zdobyciu 4 września 1944 r. przez siły brytyjskie miasta i portu Antwerpii w stanie nienaruszonym.

Kluczowe znaczenie sztucznych portów

Już doświadczenia z rajdu na Dieppe w 1942 r. wykazały, że zdobycie silnie bronionego portu może być niezwykle trudne lub czasochłonne. W odpowiedzi na to wyzwanie alianci opracowali koncepcję sztucznych portów o kryptonimie „Mulberry”. Idea była prosta: jeśli nie można szybko zdobyć portu, trzeba go zabrać ze sobą. Projekt wymagał zaprojektowania i wyprodukowania setek elementów w ciągu kilkunastu miesięcy, w co zaangażowanych było około 45 tys. ludzi w 300 firmach inżynieryjnych w całej Wielkiej Brytanii.

Każdy port „Mulberry” składał się z trzech głównych elementów tworzących funkcjonalny system portowy. Falochrony zewnętrzne tworzone były przez Bombardony, czyli duże puste pontony stalowe zakotwiczone półtora kilometra na morzu, oraz kesony Phoenix – ogromne prefabrykowane konstrukcje betonowe o wymiarach do 60 × 18 × 20 metrów i wadze 6 tys. ton. Dodatkowo wykorzystywano zatopione statki typu Gooseberry jako dodatkowe falochrony. Platformy dokowe stanowiły specjalne pływające platformy spoczywające na czterech regulowanych „nogach”, umożliwiające utrzymanie stałej wysokości nad wodą mimo pływów. System pływających dróg Whale to elastyczne sekcje stalowych pomostów długie na ponad milę, spoczywające na pontonach i łączące się na przegubach, umożliwiające pojazdom zjazd bezpośrednio z okrętów na ląd.

Czytaj więcej

Rakieta V-2: Tajna broń Hitlera

W czasie lądowania zostały zbudowane dwa porty typu Mulberry: Mulberry A przy plaży Omaha dla Amerykanów i Mulberry B przy plaży Gold w Arromanches dla Brytyjczyków. Do 19 czerwca 1944 r. oba porty były częściowo operacyjne. Gwałtowny sztorm z 19–22 czerwca 1944 r. zniszczył niemal całkowicie port Mulberry A. Mulberry B przetrwał ze średnimi uszkodzeniami i służył nieprzerwanie przez dziesięć miesięcy. Szacuje się, że w tym okresie przez Mulberry B dostarczono na kontynent ponad 2,5 mln żołnierzy, 500 tys. pojazdów i 4 mln ton zaopatrzenia.

Innowacje technologiczne w działaniach bojowych

Nie tylko sztuczne porty stały się technologiczną nowością lądowania na plażach Normandii. Pod kierunkiem generała Percy’ego Hobarta opracowano szereg nowatorskich pojazdów bojowych, które żołnierze nazwali „Hobart’s Funnies”. Te specjalistyczne maszyny zostały zaprojektowane do pokonywania specyficznych przeszkód. Sherman DD (Duplex Drive) był pływającym czołgiem wyposażonym w składany „fartuch” umożliwiający dopłynięcie z okrętu na plażę i natychmiastowe wejście do walki. Sherman Crab to czołg z obracającym się wałem z łańcuchami do wykrywania i detonowania min lądowych. Churchill AVRE funkcjonował jako mobilny warsztat saperski uzbrojony w moździerz Petard kalibru 290 mm, strzelający ładunkiem zwanym „latającym kubłem na śmieci”. Churchill Crocodile zaś to czołg z miotaczem ognia o zasięgu do 100 metrów.

Operacja „Overlord” była również polem testowym dla innych przełomowych technologii. System PLUTO (Pipeline Underwater Transportation of Oil) umożliwił położenie podmorskich rurociągów paliwowych przez kanał La Manche, które do marca 1945 r. dostarczały nawet 4 mln litrów benzyny dziennie. Zastosowano również prefabrykowane drogi i mosty Bailey, nowoczesne systemy łączności radiowej i radary lądowania oraz zaawansowaną fotografię lotniczą do rozpoznania terenu.

Czytaj więcej

Cel – Normandia

Innowacje stosowane podczas „Overlord” wywarły długotrwały wpływ na rozwój techniki wojskowej. Konstrukcje Mulberry inspirowały późniejsze rozwiązania inżynieryjne (dziś w ramach przygotowań do „odzyskania” Tajwanu starają się na swój sposób skopiować je Chińczycy), techniki UDT rozwinęły się w słynne oddziały Navy SEAL, a „Dziwadła Hobarta” zainspirowały kolejne pokolenia inżynierów wojskowych.

Udział Polaków w operacji „Overlord”

Na zakończenie warto jeszcze przypomnieć, że swój udział w operacji miały też polskie wojska. W operacji „Neptune” (morska część lądowania) wzięło udział pięć okrętów Polskiej Marynarki Wojennej, odgrywających istotną rolę w działaniach bojowych.

ORP Dragon, krążownik, którego zadaniem było wspieranie lądowania w sektorze plaży Sword, 6 czerwca ostrzelał niemieckie baterie w Colleville-sur-Orne, 8 czerwca zaś zniszczył sześć czołgów z 21. Dywizji Pancernej, udaremniając niemiecki kontratak na plażę. Okręt został zatopiony 8 lipca. ORP Ślązak i ORP Krakowiak, działając jako niszczyciele eskortowe, wspierały desant artylerią okrętową, podczas gdy ORP Błyskawica i ORP Piorun osłaniały flotę inwazyjną przed kontratakami niemieckiej floty.

W operacji uczestniczyło także osiem polskich statków handlowych transportujących żołnierzy, sprzęt i zaopatrzenie, w tym transatlantyki MS Batory i MS Sobieski oraz frachtowce: SS Poznań, SS Chorzów, SS Katowice, SS Kmicic, SS Kraków i SS Narew.

Czytaj więcej

Polska zapłaciła za sukces de Gaulle’a

W walkach wzięło również udział 11 polskich dywizjonów lotniczych: 8 myśliwskich i 3 bombowe, łącznie 2447 osób. 131. Skrzydło Myśliwskie obejmujące dywizjony 302, 308 i 317 osłaniało desant na plaży Utah, podczas gdy 133. Skrzydło Myśliwskie z dywizjonami 306, 315 oraz 129 brytyjskim osłaniało amerykańskie dywizje powietrznodesantowe. Do 25 czerwca polscy piloci zestrzelili 38 niemieckich samolotów. Szczególne sukcesy odniosło 133. Skrzydło, które w pierwszym dniu zestrzeliło najwięcej samolotów spośród wszystkich alianckich jednostek myśliwskich. Polscy lotnicy wykonywali również misje bombowe, niszcząc niemieckie składy paliwa koło Nancy.

W działaniach w Normandii wzięła też udział 1. Dywizja Pancerna generała Stanisława Maczka, która dołączyła jednak do walk dopiero 1 sierpnia 1944 r. Dywizja ta odegrała kluczową rolę w bitwie pod Falaise między 19 a 21 sierpnia.

Operacja „Overlord” otworzyła długo oczekiwany front w Europie Zachodniej, zmuszając Niemcy do walki na dwóch frontach. Do końca sierpnia 1944 r. alianci wyzwolili większość Francji, a do marca 1945 r. przekroczyli granice III Rzeszy.

6 czerwca 1944 r. rozpoczęła się operacja lądowania wojsk alianckich we Francji, a tym samym – ostatni akt upadku hitlerowskich Niemiec. Do dziś ta operacja, oznaczona kryptonimem „Overlord” (mianem D-Day określany jest dzień lądowania), pozostaje największymi działaniami desantowymi w dziejach. Nie powinno zatem dziwić, że wymagała bezprecedensowego wysiłku logistycznego, zastosowania nowatorskich rozwiązań technicznych oraz skoordynowanego działania sił alianckich na niewyobrażalną wcześniej skalę.

Nim skupimy się na opowieści o tym, jak do lądowania w Normandii w ogóle doszło, bez wgłębiania się w zbędne w tym miejscu szczegóły od razu, powiedzmy sobie, że otwarty w wyniku D-Day front we Francji, wbrew ukutemu przez radziecką propagandę terminowi, formalnie drugim frontem nie był. Pomijając już inne teatry działań, musimy pamiętać, że również na kontynencie europejskim toczyły się w tym czasie (od 1943 r.) walki na froncie włoskim. Nie ulega jednak wątpliwości, że dopiero przeniesienie walk do Francji w istotnym stopniu odciążyło front wschodni, umożliwiając wojskom ZSRR przyspieszenie ofensywy, a w dalszej perspektywie wygranie wyścigu o Berlin.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Lato w Pekinie
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Historia świata
Moskiewski gambit – operacja „Feuerwerk”
Historia świata
Tajemnice sarkofagów z Sakkary
Historia świata
„Nic nieznaczące szpargały”
Historia świata
Metro, czyli dzieje rozwoju komunikacji miejskiej. Część III