„Lokis. Rękopis profesora Wittembacha” – bo tak brzmiał pełny tytuł – miał premierę we wrześniu 1970 r. Obsada była imponująca. W rolach głównych wystąpili: Edmund Fetting, Józef Duriasz, Gustaw Lutkiewicz, Małgorzata Braunek i Zofia Mrozowska; a wspomagali ich w epizodach: Bogusz Bilewski i Hanna Stankówna. Muzykę do filmu skomponował Wojciech Kilar. Mimo to dzieło Majewskiego gości dzisiaj w ramówkach kanałów telewizyjnych bardzo rzadko. A szkoda, był to bowiem pierwszy kinowy film grozy zrealizowany w Polsce po wojnie. Trzeba tu przypomnieć, że polska kinematografia 20-lecia międzywojennego miała na tym polu pewne zasługi, by wymienić choćby „Dybuka” Michała Waszyńskiego z 1937 r. Tak późne pojawienie się obrazu reprezentującego ten gatunek wynikało więc nie z braku tradycji, lecz z genetycznej niechęci władz PRL do wszelkich przejawów irracjonalizmu na wielkim ekranie. Być może „Lokis” mógł powstać tylko dlatego, że był ekranizacją. Kolejną w reżyserskim dorobku Janusza Majewskiego, a co ciekawsze – nie pierwszą adaptacją prozy tego samego francuskiego pisarza.
Literacki pierwowzór filmu
Pochodzący z zamożnej paryskiej rodziny Prosper Mérimée (1803–1870) był człowiekiem wielu talentów i pasji. Ukończył studia prawnicze, ale w tym samym czasie ze znacznie większym entuzjazmem oddawał się badaniom nad językami i literaturą. Dał się poznać także jako archeolog i historyk, a jego kompetencje w tych dziedzinach musiały być co najmniej satysfakcjonujące, skoro rząd francuski powierzył mu funkcję generalnego inspektora zabytków, którą zresztą wykonywał z powodzeniem, ratując wiele francuskich dzieł dawnej sztuki i architektury przed zapomnieniem i zniszczeniem. Władał biegle angielskim i hiszpańskim, znał łacinę, grekę oraz serbski i rosyjski, co pomagało mu w nawiązywaniu cennych znajomości podczas licznych podróży po Europie. Przede wszystkim jednak pisał. Literaturoznawcy widzą w nim jednego z prekursorów niezwykle popularnego w II połowie XIX w. gatunku prozatorskiego – noweli. To nowele zapewniły mu miejsce w Akademii Francuskiej, a dostać się do tego elitarnego grona nigdy przecież nie było łatwo. Jedną z jego bardzo poczytnych w owym czasie nowel był utwór „Carmen”, który zainspirował Georges’a Bizeta do stworzenia opery pod tym samym tytułem. Dzieło Bizeta zna każdy meloman, iluż jednak pamięta o literackim pierwowzorze?
Kard z filmu „Lokis” (1970 r., reżyseria: Janusz Majewski). Na pierwszym planie: Edmund Fetting jako pastor profesor Wittembach
Mérimée był reprezentantem nurtu romantycznego. Należał do tego samego pokolenia, co mistrz literatury francuskiej Victor Hugo, malarz rewolucjonista Eugène Delacroix czy pionier powieści sensacyjnej Eugène Sue. I jak wielu jego rówieśników z kręgów artystycznych interesował się żywo magią, ezoteryką (termin, notabene, wypromowany we Francji w I połowie XIX stulecia) i wszystkim, co nadprzyrodzone. Nie może więc dziwić, że tematyka ta powracała w jego pracach regularnie. W 1827 r. Mérimée zdobył przychylność krytyki i uznanie czytelników zbiorem ballad „La Guzla”, rzekomo poetyckim zapisem iliryjskich (tłumacząc na współczesność – chorwackich) podań, które miały wyjść spod pióra Hyacinthe Maglanovich (pisownia oryginalna). Udana mistyfikacja, wzorowana na równie „autentycznym” dokonaniu Jamesa Macphersona, znanym jako „Pieśni Osjana”, pełna była – jak na tak egzotyczny tekst przystało – duchów, upiorów i wilkołaków. Dekadę później ukazała się głośna nowela „Wenus z Ille”, opowiadająca o antycznym posągu bogini, który ożywa i zabija z miłości. Ten właśnie utwór Janusz Majewski zekranizował na potrzeby telewizji polskiej w 1967 r.
Czytaj więcej
Słowo „ważny film” zawsze tak mnie denerwowało, że jakby na przekór starałem się robić filmy „nieważne”, nienapuszone ciężarem jakiegoś tematu. Zawsze bardziej chodziło mi o spektakl, a nie o komunikat – ostatnia rozmowa z filmowcem, który zmarł 10 stycznia w wieku 92 lat - mówi Janusz Majewski, reżyser.