Tego nie usłyszymy podczas niedzielnych kazań z ambony, ale przecież Stary Testament wspomina o ofiarach z ludzi, poczynając od córki Jeftego aż po niedoszłą ofiarę z Izaaka, syna patriarchy Abrahama
Kim były bóstwa domagające się takiej rzezi? Dlaczego niektóre przemieniły się w łagodnych demiurgów, a inne przeszły do historii jako krwawe demony?
Na przykład taki Asmodeusz był strasznym potworem, ponieważ lubował się w orgiach, wodził ludzi na pokuszenie i domagał się krwawej ofiary z istot żywych. Dlatego zaratusztrianie uznali go za przywódcę wszystkich demonów. Co jednak można powiedzieć o Bogu Izraela, któremu przecież także składano ofiary z ludzi? Tego nie usłyszymy podczas niedzielnych kazań z ambony, ale przecież Stary Testament wspomina o ofiarach z ludzi, poczynając od córki Jeftego aż po niedoszłą ofiarę z Izaaka, syna patriarchy Abrahama. Dopiero Księga Kapłańska wprowadziła nakaz składania Panu ofiar z placków przaśnych z najczystszej mąki zaprawionej oliwą i solą, będących symbolem przymierza Jahwe ze swoim ludem. Krwawą ofiarę z człowieka zastąpiła po reformie Mojżesza „azkara”, czyli spalenie części składanego posiłku i zjedzenie pozostałej części przez kapłanów. Nie zmienia to jednak faktu, że w świątyni jerozolimskiej ołtarz był zalewany hektolitrami krwi zwierząt ofiarnych.
Wampir, czyli nieumarły
Krew stanowiła zatem pokarm bogów i demonów. Ta obsesja na punkcie ludzkiej i zwierzęcej hemoglobiny stworzyła mity o żywiących się nią strasznych potworach, które w nowożytnej kulturze przemieniliśmy w postacie z naszych horrorów.
Jedną z najstraszniejszych była grecka Mormolyke, kobieta z Koryntu, która zjadła swoje dzieci i za karę została zamieniona w potwora, który wabił młodych mężczyzn pod postacią pięknej kobiety. Kiedy ofiara oddawała się upojnej miłości, Mormolyke przemieniała się w swoją szkaradną postać i wbijała ostre kły w szyję nieszczęśnika, po czym wypijała z niego krew aż do ostatniej kropli. Znamienne, że imię tego potwora składało się z dwóch słów: „mormones” oznaczało „straszny” lub „ohydny” oraz „likeios”, czyli „wilk”. Stąd nazwę Mormolyke należy tłumaczyć jako „straszny wilk”. Tak oto w przekazach sofisty greckiego Flawiusza Filostrata, który pierwszy o niej wspomina, znajdujemy pierwowzór wampira i wilkołaka połączonych w jedną straszliwą i zmiennokształtną istotę, nieustannie złaknioną ludzkiej krwi.
Jak pozbyć się wampira – litografia R. de Moraine’a z książki „Les Tribunaux Secrets”
Foto: VAN PAUP-HENRI-CORENTIN/WIKIMEDIA
To ważne, żebyśmy zapamiętali ten starożytny prawzór wampira i dzięki temu nie powielali bzdur rodem z XIX-wiecznej powieści Brama Stokera, który uczynił pierwszym wampirem w kulturze władcę Wołoszczyzny Wlada III Palownika, nazywanego Draculą.
Poza tym, choć to tylko moje osobiste odczucie, Mormolyke wydaje się znacznie straszniejsza i podstępniejsza od Stokerowskiego eleganta Draculi, który jest jakimś pomieszaniem różnych epok i zwyczajów. W dodatku Mormolyke była istotą żywą. To znaczy, że nie była upiorem, czyli żywym trupem. Ta koncepcja jest późniejsza i wydaje się, że to już nasz rodzimy produkt słowiański. Zresztą samo słowo „wampir” zdaje się też być zbliżone w swoim brzmieniu do staropolskiego słowa „wągierz” oznaczającego „martwca”, czyli upiora. XVIII-wieczny filozof i matematyk, ksiądz Jan Bohomolec, brat komediopisarza Franciszka Bohomolca, choć miał w zwyczaju kpić sobie z guseł prostego ludu, opisał owe martwce z największą powagą i naukową skrupulatnością: „Upiory, to według mniemania, trupy z trumn powstające, na domy nachodzące, ludzi duszące, krew wysysające, na ołtarze łażące, je krwawiące i świece łamiące”.
Kołek osikowy i topór
Historyk Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej” rozróżnia upiory męskie i żeńskie. „Upiora płci żeńskiej, czyli upiorzycę, zwali niektórzy strzygą (z łac. Striga)” – tłumaczy Gloger. Profesor Aleksander Brückner nie miał wątpliwości, że nasze rodzime, słowiańskie strzygi lub strzygonie pochodzą od rzymskich strix, czyli żeńskich latających demonów spadających na ofiary pod postacią ptaków drapieżnych. Żyjący na przełomie XVIII i XIX w. polski etnograf Łukasz Gołębiowski pisał, że „upiór, podług zdania ludu, obdarzony jest dwoistym życiem, pierwsze utraciwszy, drugiego w nocnej porze używa, niepokoi i szkodę sprawia, bądź to w rzeczach domowych, bądź w świętych”. Co było ważne, a zaważyło także na legendach o wilkołakach: uważano, że upiór wychodził z grobu jedynie przy świetle księżyca. Gloger pisał: „(…) i tylko za śladem jego promieni postępować może; napada śpiące dziewczęta lub młodych parobczaków, których nie przebudziwszy krew słodką ssie”. XIX-wieczny historyk i literat Kazimierz Władysław Wóycicki odnalazł starą pieśń ludową, z której pozostał do naszych czasów tylko jeden fragment: „Księżyc świeci/ Martwiec leci/ Sukieneczką szach, szach…/ Panieneczko czy nie strach?”.
Jest w tych wszystkich nomen omen upiornych opowieściach i mitach ludowych znaczna doza erotyzmu. Mormolyke gardzi krwią kobiecą, woli posilać się młodymi chłopcami, których przecież nie tylko kusi wdziękami swojego cudownie przeobrażonego ciała, ale z którymi musi odbyć wyczerpujący stosunek seksualny. Młodzieniec zasypia z przemęczenia, żeby demon mógł tej samej nocy zaspokoić swoją drugą żądzę. Zdaje się, że niektórym twórcom tych opowieści ten element bardzo się podobał. Stąd wątek o nachodzeniu nocą przy jasnym świetle księżyca pięknych i młodych ludzi. Najwyraźniej upiory, wampiry i wilkołaki brzydziły się starością.
Ale czy ludzie byli bezbronni wobec tych strasznych istot żyjących na pograniczu dwóch światów? Nie. Istniały „sprawdzone sposoby” na poradzenie sobie z martwcami. Skoro mogły one opuszczać swoje groby jedynie przy blasku księżyca, lud wierzył, że można je unicestwić za dnia. Stąd we współczesnym hollywoodzkim micie o wampirach światło słoneczne jest dla tych nieśmiertelnych istot największym zagrożeniem.
Współtwórca Konstytucji 3 maja i członek Komisji Edukacji Narodowej, historyk Tadeusz Czacki opisał także inną metodę walki z upiorami: „Jeszcze pamiętam jak szukano upiorów (w grobach na Wołyniu), głowy motyką ucinano, a serce osikowym przebijano kołem”. Gloger dodaje, że odciętą głowę należało położyć pomiędzy nogami. Przytacza też, że w XVI-wiecznych aktach miejskich Łomży pewien historyk o nazwisku Rzeczniowski odnalazł opis „tego wstrętnego zabobonu”. „Upiory wyobrażano sobie jako postać ludzką o cerze krwawej – wyjaśniał Gloger – i stąd powszechne dotąd a odwieczne wyrażenie: czerwony jak upiór”.
Horrory, gry komputerowe i maski halloweenowe stępiły nasze lęki
Dzisiaj czerwona cera już nawet dzieci nie potrafi przestraszyć. Horrory, gry komputerowe i maski halloweenowe stępiły nasze lęki. Może dlatego, że oglądamy je w rozświetlonym sztucznym światłem mieście. Pełni Księżyca nawet już nie zauważamy. Ale kto spośród tych rozbawionych mieszczuchów odważyłby się spędzić samotną noc w leśnej ostoi w noc zaduszną?