Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego – pretorianie Bieruta

Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego miał być dla polskojęzycznego stalinowskiego reżimu formacją „najwierniejszą z wiernych”. W praktyce jednak różnie z tym bywało.

Publikacja: 20.06.2024 21:00

Przysięga żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ok. 1958 r.

Przysięga żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ok. 1958 r.

Foto: Andrzej Marczak / Forum

KBW był bez wątpienia jednym z narzędzi komunistycznego terroru. Polował na żołnierzy wyklętych, pacyfikował wsie sprzyjające podziemiu, chronił fałszerstwa wyborcze, strzegł więzień i obozów, brał udział w wysiedlaniu Ukraińców podczas akcji „Wisła”, dbał o bezpieczeństwo przywódców Polski Ludowej, a w 1956 r. pacyfikował Poznań. Był formacją wzorowaną na Wojskach Wewnętrznych NKWD. Komunistyczni fanatycy stanowili w nim jednak wyraźną mniejszość. W jego szeregach przeważali chłopcy z biednych wsi, z których komunistów dopiero trzeba było zrobić. Dosyć często zdarzało się, że nie byli oni przekonani co do sensowności walki, do jakiej ich rzucono. Gardzili swoimi politrukami, ale za to ślepo ufali skomunizowanym kapelanom.

Rząd zdecydował o odebraniu Korpusu bezpiece i przekazaniu go Ministerstwu Obrony Narodowej

Komuniści początkowo planowali stworzenie Wojsk Wewnętrznych z wyszkolonych przez sowiecki wywiad dywersantów z Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego. Na jego bazie w październiku 1944 r. zaczęto tworzyć 1. Brygadę Wojsk Wewnętrznych podległą Resortowi Bezpieczeństwa Publicznego.

26 marca 1945 r. komunistyczny rząd tymczasowy nakazał temu resortowi sformować Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Na stanowisko dowódcy mianowano Henryka Toruńczyka, dąbrowszczaka i zarazem dawnego dowódcę Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego. Nowe zadanie wyraźnie go przerosło. Co prawda, resort zdołał zmobilizować do KBW 19,6 tys. poborowych z planowanych 25,8 tys., ale brakowało dla nich m.in. 4,2 tys. karabinów, 1,3 tys. samochodów, 10,6 tys. płaszczy, 17,5 tys. par butów i 16,8 tys. sienników. Zmobilizowani rekruci nie mieli na czym spać ani gdzie się umyć, a zdarzało się, że bochenek chleba przypadał na 18 żołnierzy. Dochodziło więc do masowych dezercji. 23 kwietnia 1945 r. zdezerterowało 300 żołnierzy z 2. Samodzielnego Batalionu Operacyjnego z Lubaczowa, cztery dni później z bronią w ręku uciekło do lasu 350 żołnierzy z 2. Batalionu 1. Brygady z podrzeszowskiego Sokołowa Górnego. Tylko w maju odnotowano 799 dezercji.

Żołnierze KBW sfotografowani z portretem marszałka Konstantego Rokossowskiego. Szczecin, lata 50. XX

Żołnierze KBW sfotografowani z portretem marszałka Konstantego Rokossowskiego. Szczecin, lata 50. XX w.

FoKa / Forum

24 maja rząd zdecydował więc o odebraniu Korpusu bezpiece i przekazaniu go Ministerstwu Obrony Narodowej. Nowym dowódcą został gen. Bolesław Kieniewicz, dowódca 4. Dywizji Piechoty im. Jana Kilińskiego, wywodzący się z armii sowieckiej absolwent siedmiu klas szkoły powszechnej. Kieniewicz wykorzystał kadry 4. Dywizji do tworzenia nowych jednostek Korpusu. Do 10 sierpnia zdołał sformować m.in. 15 specjalnych pułków, 2 zmotoryzowane pułki, 10 samodzielnych batalionów ochrony i samodzielny batalion łączności. Kieniewicz kierował KBW do września 1946 r. Wówczas dowództwo przejął od niego Konrad Świetlik, dogmatyczny komunista ze stażem w KPP i NKWD. W 1948 r. jego następcą został Juliusz Hibner (Dawid Szwarc), dąbrowszczak, którego pomyłkowo „pośmiertnie” odznaczono gwiazdą Bohatera ZSRR po bitwie pod Lenino. W 1951 r. dowództwo Korpusu przejął Włodzimierz Muś, przedwojenny komunista, weteran Armii Czerwonej i armii Berlinga, były dowódca pułku chroniącego rząd, a od 1949 r. zastępca dowódcy KBW ds. liniowych. Kierował KBW do 1965 r., gdy na kilka miesięcy przejął dowodzenie gen. Bronisław Kuriata.

KBW liczył w 1945 r. 29 tys. żołnierzy, a w 1950 r. jego stan sięgnął 41 tys.

KBW liczył w 1945 r. 29 tys. żołnierzy, a w 1950 r. jego stan sięgnął 41 tys. Z konieczności byli to żołnierze z poboru, z czasem poddawani jednak coraz większej selekcji. Często te kadry były dalekie od oczekiwań komunistów. „Podziemie wzbudzało podziw zwłaszcza w szeregach młodych poborowych, którzy nieraz zetknęli się z działalnością oddziałów leśnych jeszcze przed wcieleniem w szeregi wojsk Korpusu. Wielu z nich po cichu sympatyzowało z podziemiem, bywało, że mieli tam kolegów z tej samej wsi czy miasteczka. Tu nic nie było czarno-białe” – pisał Lech Kowalski w swojej książce „Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego a Żołnierze Wyklęci”. Wyklęci byli też dla KBW trudnym i twardym przeciwnikiem. Jeden z oficerów Korpusu po pijaku mówił poborowym: „Jedziecie do Białegostoku, więc wróci tylko 25 proc. z was”. Nie powinno nas dziwić zatem, że w pierwszych latach istnienia KBW często się zdarzało, że jego żołnierze uciekali podczas starć z wyklętymi lub po prostu unikali kontaktu bojowego. Mocno kontrastowało to z dużym zapałem żołnierzy KBW w walkach przeciwko UPA.

Wyraźna niechęć pomiędzy żołnierzami Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego a milicją oraz Ludowym Wojskiem Polskim

Istniała też wyraźna niechęć pomiędzy żołnierzami KBW a milicją oraz LWP. Świadczy o tym choćby meldunek majora Lepionki z KBW mówiący, że oddziały 8. Pułku Piechoty podczas wspólnej operacji z KBW w województwie lubelskim celowo zachowywały się w lesie głośno, „śpiewały piosenki i strzelały na wiwat”. Gdy zwracano na to uwagę ich dowódcom, ci odpowiadali, że „nie będą słuchać oficerów z bezpieczeństwa”. Donoszono też, że żołnierze idą do chat i „ostrzegają ludność, że przyjdzie polskie NKWD i będzie przeprowadzać aresztowania”. „Zdarzył się wypadek w dniu 8.02.1946 r., że żołnierze nasi musieli wsiąść na samochód 8. Pułku Piechoty, wówczas żołnierze z tego pułku zaczęli krzyczeć: »ognia do resorciaków«, a oficerowie pułku, słysząc to, tylko się śmiali” – donosił mjr Lepionka.

Czytaj więcej

Wyklęci, którzy zdradzili resort. Milicjanci i ubecy w powojennej partyzantce

Dla części rekrutów służba w KBW była jednak okazją do awansu społecznego. – Mój ojciec zginął na Pawiaku. Kiedy skończyła się wojna, miałem osiem lat. Paliłem papierosy i handlowałem paczkami z UNRRA z walizki na sznurku. Biegałem po gruzach i piwnicach za szczurami i wyciągałem nieboszczykom pistolety z rąk. Korpus to było dla mnie przejście z rzeczywistości strasznej i niebezpiecznej do normalnego świata. Biała sala, czyste łóżko, sympatyczni koledzy, jasna hierarchia – wspominał Jan Pietrzak, kadet KBW, a później znany satyryk związany z Solidarnością.

– Do KBW biorą przeważnie chamów, a ja pochodzę z inteligencji, to mnie wyrzucili ze szkoły oficerskiej, bo tam jest miejsce tylko dla chamów, których można otumanić – skarżył się natomiast pod koniec lat 40. strzelec Bolesowski z 7. Pułku KBW. Jeszcze w 1956 r. doliczono się w szeregach KBW 39 analfabetów i 609 analfabetów wtórnych.

Nawet na przełomie lat 40. i 50. okazywało się jednak, że w Korpusie wciąż znajdowano niepewne kadry

Nawet na przełomie lat 40. i 50. okazywało się jednak, że w Korpusie wciąż znajdowano niepewne kadry. Świadczy o tym choćby zadziwiający przypadek chorążego Jana Janoski, którego w 1948 r. skazano na dziesięć lat więzienia za zatajenie swojej przeszłości. Okazało się, że Janoska w 1943 r., podczas robót przymusowych w Niemczech, wstąpił do… Hitlerjugend, a w 1944 r. zaciągnął się do służby pomocniczej w Waffen-SS na froncie wschodnim. Zdezerterował stamtąd i w marcu 1945 r. wstąpił do LWP. Służył w Pułku Ochrony Rządu, a na mundurze bezprawnie nosił Krzyż Walecznych i Krzyż Grunwaldu. Został zdemaskowany, gdy starał się o rentę inwalidzką za rany wojenne, których nigdy nie miał. Ludzie, którzy służyli w czasie wojny w Wehrmachcie, czasem też dochodzili do wyższych stanowisk w KBW. W piśmie sowieckiego ministra spraw wewnętrznych Ławrientija Berii do premiera Gieorgija Malenkowa z czerwca 1953 r. wskazano m.in., że ppłk Antoni Lubowski, dowódca 4. Pułku KBW, służył w armii niemieckiej w latach 1941–1943, a dowódca 13. Pułku ppłk Mięcki był w niej do 1942 r.

Czytaj więcej

Spalona zagłuszarka

Zdarzało się też, że do KBW dostawali się ludzie współpracujący z podziemiem. 15 stycznia 1946 r. Sąd Wojskowy KBW skazał na karę śmierci starszego sierżanta Aleksandra Obuchowskiego z Pułku Ochrony Rządu oraz kapitana Antoniego Wiszowatego „Korzenia” za próbę organizacji zamachu na Władysława Gomułkę. Natomiast według pułkownika bezpieki Józefa Światły w 1951 r. żołnierz Pułku Ochrony Rządu niecelnie strzelał do Bieruta w ogrodach belwederskich, po czym popełnił samobójstwo.

Politrucy i kapelani za czasów Bieruta

Najbardziej znanym oficerem KBW jest chyba major Zygmunt Bauman, który później został kontrowersyjnym socjologiem. Bauman (będący również kapusiem Informacji Wojskowej) był jednak osobą znienawidzoną nie tylko przez wielu żołnierzy, ale też przez oficerów KBW. Postrzegano go przede wszystkim jako ponurego politruka, który często wchodził w konflikty z dowódcami liniowymi. Politruków ogólnie w KBW nie lubiano, a i praca ta była bardzo niewdzięczna. Zwykłym żołnierzom oficer polityczny kojarzył się z nudziarzem, który psuje im rozrywki i karze za najdrobniejsze niedociągnięcia. Oficerowie byli natomiast świadomi tego, że politruk donosi na nich „małpoludom” z Informacji Wojskowej. Gdy jednak dany oddział KBW ponosił w polu porażki lub zmagał się z dezercjami, to kara często spotykała oficera politycznego.

Na polskojęzycznych politrukach często wyładowywali swoje frustracje oficerowie przydzieleni z Armii Czerwonej czy NKWD. Na konflikty służbowe nakładały się animozje etniczne. Politruk pochodzenia semickiego z reguły nie cieszył się sympatią prostych rekrutów z biednych wsi. (O antysemityzmie wśród kadr KBW świadczy choćby incydent z 19 sierpnia 1946 r. z Lublina. Dwóch oficerów KBW – ppor. Stanisław Wróblewski i ppor. Franciszek Kołczyński – z pistoletami w rękach „usiłowali wywołać pogrom Żydów”. Doszło do pobicia kilku Żydów i strzelaniny z milicją. „Schwytani oświadczyli, że muszą zrobić to samo, co było w Kielcach”).

Dużo większe sukcesy od politruków w przekształcaniu świadomości żołnierzy KBW mieli niestety księża kapelani. Stanowili oni grupę bardzo specyficzną. Ich pracą kierował od grudnia 1946 r. ks. mjr Michał Zawadzki, kapelan jeszcze przedwojennego WP, więzień niemieckich obozów koncentracyjnych, później kapelan w LWP, a przy tym człowiek ogromnie lubiący blichtr, będący w nieformalnym związku z kobietą i skłócony z Episkopatem. Podlegli mu kapelani wykonywali iście diabelską pracę, przekonując prostych żołnierzy KBW, że komunizm jest „ulubionym ustrojem Pana Boga”. Na polach bitew błogosławili zwłoki poległych z KBW, a martwych żołnierzy podziemia wskazywali żołnierzom jako winowajców wojny domowej. Kapelani górowali często nad politrukami wykształceniem, elokwencją, znajomością psychologii prostego ludu oraz odwagą. Juliusz Hibner, będąc zastępcą dowódcy KBW, sprzyjał więc ich pracy i przyjaźnił się z ks. Zawadzkim.

Pion polityczny był również często obarczany odpowiedzialnością za dotrzymanie terminów spowiedzi czy też zbiorowych wyjść żołnierzy na msze

„Pion polityczny był również często obarczany odpowiedzialnością za dotrzymanie terminów spowiedzi czy też zbiorowych wyjść żołnierzy na msze. Angażowano go w remonty kościołów garnizonowych w ramach czynów społecznych. Ponadto politrucy wspólnie z kapelanami organizowali święta religijne na terenie koszar. Budowali stajenki betlejemskie, urządzali opłatek i siadali do wieczerzy wigilijnej. Wspólnie pilnowali, by rano i wieczorem żołnierze regularnie śpiewali pieśni religijne. Z okazji miesiąca przyjaźni polsko-sowieckiej oficerowie polityczni i kapelani robili sobie drobne upominki. Pion polityczny przesyłał wtedy księżom m.in. książki i broszury »ZSRR nasz sojusznik i przyjaciel«, »Lenin – geniusz rewolucji«, »Stalin o Wielkiej Wojnie Narodowej Związku Radzieckiego«, a ci odwzajemniali się książeczkami do nabożeństwa, śpiewnikami i świętymi obrazkami” – pisał Lech Kowalski. Ciekawe, jaką towarzysz Bauman miał minę, gdy dostał w prezencie katolicki modlitewnik?

Po 1948 r. wraz z postępującą sowietyzacją przystąpiono też jednak do walki z religią wewnątrz KBW. Dochodziło wówczas do incydentów takich jak ten z udziałem politruka ppor. Drobniaka, który zdjął krzyż z żołnierskiej sali i połamał go przy żołnierzach. W 8. Pułku KBW żołnierze napisali zbiorową skargę na dowódcę kompanii, który nie pozwolił im pójść do kościoła. W 4. Brygadzie KBW, po wydaniu podobnego zakazu, żołnierze zaczęli słuchać w świetlicy mszy radiowych. Tępa komunistyczna indoktrynacja w szeregach tej formacji nabierała natomiast siły. Po ogłoszeniu śmierci Stalina w szkole kadetów KBW wielu młodych ludzi głośno szlochało. Kadet Jan Pietrzak musiał się tłumaczyć, dlaczego „płakał tylko wewnętrznie”. Ale i do KBW nadchodził wiatr zmian. Ich pierwszą jaskółką był rozkaz marszałka Rokossowskiego z 16 marca 1953 r. o wyrzuceniu z Korpusu mjra Baumana za „nieprzydatność do służby wojskowej” i związki z „na wskroś burżuazyjną” rodziną.

Wojska wewnętrzne stały się narzędziem walk w PZPR

W kwietniu 1956 r. władze PRL zdecydowały o rozwiązaniu KBW do 1 listopada 1956 r. Żołnierze tej formacji mieli trafić do Wojskowego Korpusu Górniczego. Janczarów systemu chciano więc „wynagrodzić” morderczą pracą w kopalniach i kamieniołomach. Protestował przeciwko temu gen. Muś, ówczesny dowódca KBW. Wywalczył to, że jego formację postanowiono tylko zredukować z 34 tys. do 16 tys. ludzi. Reszta miała trafić do WKG. KBW został jednak uratowany przez poznańskie powstanie robotnicze z czerwca 1956 r. Tłumił ten bunt m.in. jego 10. Pułk Korpusu. Wojska wewnętrzne znów udowodniły swoją przydatność dla reżimu.

Żołnierze tej formacji mieli trafić do Wojskowego Korpusu Górniczego. Janczarów systemu chciano więc „wynagrodzić” morderczą pracą w kopalniach i kamieniołomach

W październiku 1956 r. stały się natomiast narzędziem walk w PZPR, mobilizując się w Warszawie po stronie partyjnej frakcji „Puławian” i Gomułki. W następnych latach Korpus wykorzystywano głównie do ochrony obiektów rządowych, ale też do budowy dróg i fabryk, sypania wałów przeciwpowodziowych, przy żniwach i wykopkach.

KBW rozwiązano w 1965 r., a część jego jednostek przejęły Wojska Ochrony Wewnętrznej istniejące do 1989 r. (MSW stworzył natomiast w 1974 r. Nadwiślańskie Jednostki Wojskowe, które istniały do 2001 r.). Wielu dawnych żołnierzy KBW służyło później wiernie komunistom – jak choćby gen. Tadeusz Urbańczyk, którego dywizja pacyfikowała Gdańsk w Grudniu ’70. Natomiast w grudniu 1981 r. wszystkich dawnych kadetów tej formacji mieszkających w Warszawie wezwano do KC PZPR i zaproponowano im wydanie broni. Mieli bronić junty generała Jaruzelskiego przed narodem...

KBW był bez wątpienia jednym z narzędzi komunistycznego terroru. Polował na żołnierzy wyklętych, pacyfikował wsie sprzyjające podziemiu, chronił fałszerstwa wyborcze, strzegł więzień i obozów, brał udział w wysiedlaniu Ukraińców podczas akcji „Wisła”, dbał o bezpieczeństwo przywódców Polski Ludowej, a w 1956 r. pacyfikował Poznań. Był formacją wzorowaną na Wojskach Wewnętrznych NKWD. Komunistyczni fanatycy stanowili w nim jednak wyraźną mniejszość. W jego szeregach przeważali chłopcy z biednych wsi, z których komunistów dopiero trzeba było zrobić. Dosyć często zdarzało się, że nie byli oni przekonani co do sensowności walki, do jakiej ich rzucono. Gardzili swoimi politrukami, ale za to ślepo ufali skomunizowanym kapelanom.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Wojna polsko-krzyżacka. Jak Kopernik hakownice dla Olsztyna zdobywał
Historia Polski
Polska Akademia Nauk i jej skomplikowane dzieje
Historia Polski
Paweł Łepkowski: Pamiętamy o niemieckim ludobójstwie!
Historia Polski
Znaleziono ofiary szwadronu śmierci
Historia Polski
Wyklęci, którzy zdradzili resort. Milicjanci i ubecy w powojennej partyzantce
Materiał Promocyjny
4 miliony na urodziny