Wyklęci, którzy zdradzili resort. Milicjanci i ubecy w powojennej partyzantce

Wśród partyzantów, którzy stawiali opór komunistycznemu totalitaryzmowi w Polsce, byli też dezerterzy z Milicji Obywatelskiej, a nawet z Urzędu Bezpieczeństwa. To ludzie, którzy jako pierwsi porzucili zbrodniczy system.

Publikacja: 30.05.2024 21:00

Józef „Ogień” Kuraś (1915–1947)

Józef „Ogień” Kuraś (1915–1947)

Foto: IPN

Generał Włodzimierz Muś był komunistą jeszcze przedwojennym. W 1939 r. budował bramy triumfalne dla sowieckiego najeźdźcy, a później w mundurze czerwonoarmisty bronił Leningradu. Z Armii Czerwonej skierowano go do berlingowskiego wojska, a po wojnie dowodził m.in. pułkiem specjalnym ochrony rządu. Służył w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli formacji powołanej z myślą o walce z polskim podziemiem. W 1951 r. został dowódcą KBW i pozostał na tym stanowisku do końca 1964 r. Pod koniec życia, udzielając Lechowi Kowalskiemu wywiadu do jego książki „Generałowie”, pozwolił sobie na zdumiewające wyznanie. „Tak, my, komuniści, byliśmy wspierani przez Armię Radziecką, inaczej strona przeciwna by nas zwyciężyła. Byli lepiej zorganizowani, przewyższali nas taktyką walki w mieście i w lasach, mieli duże poparcie społeczne, byli lepiej wyszkoleni i sprawniejsi w działaniu. Mieli lepsze kadry. Uważam, że dziś nikt nie ma prawa mówić o stronach walczących źle – my o nich: bandyci, a oni o nas: komuna. Zwyciężyliśmy, lecz oni nigdy nie przegrali” – mówił o żołnierzach wyklętych. W 1993 r. zginął śmiercią samobójczą. Walczył z nieuleczalną chorobą, ale też musiał mieć świadomość klęski ideologii, której służył całe życie.

Refleksje generała Musia mocno kontrastują zarówno ze stalinowską propagandą, jak i ze współczesnymi narracjami mówiącymi, że wyklęci byli „snującymi się bez celu po lasach bandytami” czy „skrajnie prawicowymi nacjonalistami”. Były dowódca KBW musiał mieć świadomość, że w szeregach antykomunistycznej partyzantki są ludzie reprezentujący cały przekrój społeczny i spektrum polityczne. Obok przedwojennych oficerów, kawalerów Virtuti Militari za rok 1920 czy 1939, służyli tam chłopcy z biednych wiejskich rodzin, a obok piłsudczyków i endeków – ludowcy i socjaliści. Było wśród nich też wielu dezerterów z LWP, milicji, KBW czy UB. Nawet wśród najsłynniejszych dowódców wyklętych byli ludzie z „resortową” przeszłością.

Józef „Ogień” Kuraś. Król Podhala

Komunistyczna propaganda lubiła nazywać swoich wrogów „reakcjonistami”. W przypadku Józefa Kurasia takie określenie było wyjątkowo nietrafne. Ów dowódca partyzancki z Podhala był bowiem z przekonania ludowcem. Był też niewątpliwie patriotą. Przed wojną służył w szeregach Korpusu Ochrony Pogranicza, w kampanii wrześniowej walczył w szeregach 1. Pułku Strzelców Podhalańskich, a już w listopadzie 1939 r. zaczął działać w Służbie Zwycięstwu Polski.

Był jednym z wybijających się konspiratorów z Konfederacji Tatrzańskiej, zdominowanej przez ludowców organizacji mającej dać odpór kolaborantom z Goralenvolku. W walce poniósł wielką ofiarę – Gestapo zabiło mu ojca, żonę i syna oraz spaliło dom rodzinny. To wówczas przyjął pseudonim „Ogień”. Dał się poznać jako wybitny i bojowy dowódca partyzancki, który po konflikcie z mniej utalentowanym zwierzchnikiem z AK przeszedł do Ludowej Straży Bezpieczeństwa (dostał z tego powodu wyrok śmierci od AK, który jednak anulowano). Na rozkaz swoich zwierzchników politycznych współpracował w boju z oddziałami komunistycznej Armii Ludowej i dywersantami sowieckimi. 27 stycznia 1945 r. to on ocalił Nowy Targ od zniszczeń wojennych, wskazując Armii Czerwonej najlepszą drogę do oskrzydlenia Niemców.

Polityczni zwierzchnicy nakazali mu zaangażować się w budowę struktur nowej władzy. Wraz ze swoimi podwładnymi zorganizował więc Milicję Obywatelską w Nowym Targu. Po kilku tygodniach jej posterunki zostały jednak rozbrojone przez Sowietów i zastąpione ludźmi przysłanymi przez komunistyczną PPR. Kuraś interweniował w tej sprawie w Warszawie, gdzie w marcu 1945 r. udało mu się uzyskać od Zofii Gomułkowej nominację na szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Nowym Targu. Nominacja została zatwierdzona 21 marca, mimo obiekcji lokalnych kadr bezpieki. W tym czasie prowadzono śledztwo przeciwko Kurasiowi. „Ogień” poinformowany o zaciskającej się wokół niego sieci oraz o przygotowywanej na Podhalu wielkiej obławie na akowców, 12 kwietnia zdezerterował wraz z częścią podkomendnych. Przy okazji uwolnił więźniów z siedziby UB, zniszczył jej kartotekę i zabrał ze sobą wiedzę o całej siatce szpiclów pracujących dla bezpieki. Owych zdrajców sukcesywnie później likwidował, a dokonywane na nich egzekucje są do dzisiaj przez niektórych kwalifikowane jako „morderstwa niewinnych cywilów”.

Czytaj więcej

Bliscy ofiar represji muszą radzić sobie sami

„Partyzantka w owych czasach nie miała prasy, własnej propagandy. Wszelkie bardziej jaskrawe kryminalne przestępstwa propaganda komunistyczna mogła przypisać »Ogniowi«. Propaganda to była poważna siła, a »Ogień« mógł temu przeciwstawić jedną czy drugą maszynę do pisania. Na Niwie np. zginęła 19-letnia łączniczka i nikt nie wiedział dlaczego. Cała jej rodzina, wieś, nie wiedząc dlaczego, staje przeciw. Dziś okazuje się, że były uzasadnione informacje, że jako łączniczka ujawniła się i sypała. A wiadomości miała bardzo dużo, bo jeździła po całej Polsce” – zauważył po latach w wywiadzie dla „Nowej Trybuny Opolskiej” ks. Józef Tischner.

„Ogień” był dla komunistycznej władzy podwójnie niebezpieczny, gdyż nie tylko był błyskotliwym i  doświadczonym dowódcą partyzanckim, ale też znał „od środka” procedury działania bezpieki. Jego Zgrupowanie Partyzanckie „Błyskawica” liczyło w szczycie potęgi ponad 500 partyzantów i kilka tysięcy współpracowników cywilnych. Zdołało ono zlikwidować ponad 60 ubeków, 27 enkawudzistów i ponad 40 nadgorliwych milicjantów. 18 sierpnia 1946 r. w brawurowej bezkrwawej akcji uwolniło kilkudziesięciu dawnych żołnierzy AK, WiN i NSZ z krakowskiego więzienia św. Michała. Choć do „Ognia” przylgnął propagandowy wizerunek krwawego watażki, to z licznych relacji wiadomo, że starał się nie przelewać polskiej krwi daremnie. Nie walczył choćby z Wojskami Ochrony Pogranicza. Sam, jako weteran KOP, odwiedzał górskie strażnice WOP i pytał służących w nich żołnierzy, czy czegoś nie potrzebują. Dochodziło też do lokalnych rozejmów z wojskiem. „Akcje były tak planowane, aby jak najmniej używać broni. Były też spotkania z wojskiem. (…) Widzimy, że idzie wojsko, ale ci żołnierze wszyscy, jakby na rozkaz palą papierosy. I wtedy »Ogień« wyszedł i spotkał się z dowódcą tego oddziału wojska. Przywitali się, zasalutowali i okazało się, że to byli żołnierze z poboru, że zaczęto wykorzystywać przeciwko nam Ludowe Wojsko Polskie. Te chłopaki nie chcieli z nami walczyć, a my z nimi też” – wspominał Edward Klempka „Węgorz”, jeden z żołnierzy „Ognia”.

„Kwaterując potem w Łopusznej miałem styczność z młodymi góralami i góralkami. Szczerze mówili do nas o »Ogniu«, bardzo pozytywnie. Podobne doświadczenie mieli też żołnierze w oddziale i to musiało oddziaływać na ich poglądy. Zatracała się motywacja do walki. Zupełnie inaczej niż na zgrupowaniach przeciwko bandom UPA. Żołnierze spotykali się z miejscowymi, nawet przy piwku wieczorem z leśnymi. Atmosfera sprzyjała sympatyzowaniu z leśnymi” – pisał natomiast płk Kazimierz Kielar, służący wówczas w 7. Dywizji Piechoty.

„Ogień” prowadził walkę aż do 21 lutego 1947 r. Wówczas, otoczony przez obławę KBW w Ostrowsku pod Nowym Targiem, próbował popełnić samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Zmarł następnego dnia w szpitalu w Nowym Targu.

Podkarpacka infiltracja. Podwójna gra byłego oficera UB

Zgrupowanie „Ognia” utrzymywało kontakty z działającym w rejonie Sanoka Samodzielnym Batalionem Operacyjnym Narodowych Sił Zbrojnych „Zuch”. Jego dowódcą był major Antoni „Zuch” Żubryd, który był wcześniej… porucznikiem UB. Jego droga do podziemia antykomunistycznego była bardzo kręta. Żubryd był przedwojennym wojskowym, podoficerem zawodowym. W roku 1939 w szeregach 40. Pułku Piechoty „Dzieci Lwowskich” bronił Warszawy i otrzymał za to Krzyż Walecznych. Po zwolnieniu z niewoli zaangażował się w działalność Związku Walki Zbrojnej w Sanoku. Trudnił się też przemytem przez granicę niemiecko-sowiecką. Podczas jednej z takich wypraw został zatrzymany przez patrol NKWD (prawdopodobnie wystawił go jego znajomy pracujący dla Sowietów). W areszcie zaproponował Sowietom usługi wywiadowcze – rozpoznanie niemieckich umocnień nad Sanem. Z sukcesami kierował siatką szpiegowską. W lutym 1941 r., zagrożony aresztowaniem przez Gestapo, uciekł wraz z żoną za San. NKWD dało mu wówczas wybór: albo wraca na stronę niemiecką, albo trafi do łagru jako „zdrajca”. Żubryd odmówił współpracy i trafił do więzienia, skąd uwolniła go w czerwcu 1941 r. armia niemiecka. W ręce Niemców trafiły też jednak akta lokalnego NKWD, dlatego po kilku miesiącach Żubryd został rozpoznany jako agent sowiecki i aresztowany. Spędził dwa lata w niemieckich więzieniach, dostał karę śmierci, ale zdołał uciec w drodze na własną egzekucję...

Antoni „Zuch” Żubryd (1918–1946)

Antoni „Zuch” Żubryd (1918–1946)

IPN

Ukrywał się w okolicach Sanoka, gdzie współpracował też z AK. W sierpniu 1944 r., po wejściu Armii Czerwonej, pojechał do Rzeszowa i zgłosił się do pracy w UB, powołując się na wcześniejszą współpracę z NKWD. Dostał skierowanie do Sanoka, gdzie został oficerem śledczym w stopniu porucznika. Jako ubek zajmował się głównie członkami UPA, volksdeutschami i konfidentami Gestapo. Prawdopodobnie utrzymywał w tym czasie relacje z polskim podziemiem, a według różnych relacji ostrzegał ludzi przed planowanymi aresztowaniami, pomagał w ucieczkach i symulował bicie podczas przesłuchań.

UB wpadło jednak na trop jego podwójnej gry. Żubryd dostał „cynk”, że szykowane jest jego zwolnienie. Sam więc 8 czerwca 1945 r. zdezerterował wraz z kilkoma swoimi współpracownikami, uwalniając przy tym dwóch więźniów. UB w odwecie aresztowała jego teściową i czteroletniego syna Janusza.

15 czerwca Żubryd wrócił do Sanoka i przed siedzibą Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego zastrzelił jego szefa, ppor. Tadeusza Sieradzkiego. Potem wziął na zakładników załogę posterunku MO z Haczowa i zagroził, że ją rozstrzela, jeśli jego syn i teściowa nie zostaną wypuszczeni. Po kilku dniach jego żądania zostały spełnione.

Czytaj więcej

Dowódca "Wiarusów" odnaleziony

Żubryd stworzył oddział partyzancki, który podporządkował NSZ. Miał pod sobą 300 ludzi, którzy zlikwidowali m.in. 15 ubeków (w jednej z zasadzek żubrydowców zginął też ppłk Fiodor Iwanowicz Rajewski, szef sztabu 8. Drezdeńskiej Dywizji Piechoty). W oddziale Żubryda było wielu dezerterów z LWP, a często zdarzało się mu współpracować przeciwko UPA z 34. Pułkiem Piechoty LWP. Nie przeszkadzało to później komunistycznym propagandystom pokazać w filmie „Ogniomistrz Kaleń” Żubryda jako wspólnika ukraińskich nacjonalistów… Samego Żubryda wyeliminowano skrytobójczo. 24 października 1946 r. w leśnej chacie w pobliżu wsi Malinówka zastrzelił go we śnie infiltrujący jego oddział agent bezpieki Jerzy Vaulin. Zabił wówczas też jego żonę Janinę będącą w ósmym miesiącu ciąży.

Przyjaciel Moczara. Kim był Bolesław „Hanicz” Boruta

O tym jak skomplikowane mogły być polskie losy podczas wojny, może też świadczyć przypadek Bolesława „Hanicza” Boruty. Do Komunistycznej Partii Polski należał od 1927 r., a w 1931 r. dał się zwerbować jako agent sanacyjnej policji. Wystawiał jej komunistycznych radykałów z okolic Radomska. W latach 1940–1942 pracował tam jako robotnik kolejowy, konwojent i Bahnschutz. Jednocześnie był jednym z twórców radomszczańskich struktur Narodowej Organizacji Wojskowej. Gdy Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW) podporządkowała się dowództwu AK, miał stopień sierżanta. W połowie 1943 r. wraz z liczącym 40 osób oddziałem przeszedł jednak do komunistycznej Gwardii Ludowej. Zrobił to najprawdopodobniej na polecenie dowództwa (w tym zapewne Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, późniejszego dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego). Wygląda na to, że miał być „wtyką” AK wśród komunistów.

Bolesław „Hanicz” Boruta (1906–1976)

Bolesław „Hanicz” Boruta (1906–1976)

WOJSKOWY INSTYTUT HISTORYCZNY

W szeregach komunistycznych piął się szybko w górę. Utrzymywał w tym czasie potajemne kontakty z AK (gdzie nadal służyła jego żona) i NSZ. Dziwnym trafem wielu członków AL w Radomsku trafiło wtedy w ręce Gestapo. Latem 1944 r. był już dowódcą 3. Brygady AL im. Józefa Bema. 12 września 1944 r. jego brygada została rozbita przez Niemców w potyczce pod miejscowością Ewina (komunistyczna propaganda zrobiła później z tego epicką i zwycięską bitwę, w której rzekomo zabito 100 Niemców). W lutym 1945 r. „Hanicz” Boruta został mianowany przez swojego przyjaciela Mieczysława Moczara szefem UB w Radomsku, skąd szybko go przeniesiono do Łodzi na stanowisko p.o. zastępcy miejskiego UB. W kwietniu UB go jednak aresztował. Podczas przesłuchań w Warszawie pytano go o pracę dla przedwojennej policji. Po kilku dniach jednak zwolniono z aresztu i przywrócono do służby. „Hanicz” Boruta wkrótce sam się z niej zwolnił i został pożegnany z honorami oraz udekorowany Krzyżem Grunwaldu. Skierowano go do służby KBW, którego batalion miał organizować w Biłgoraju. 1 maja 1945 r. zorganizował jednak bunt w podległym mu batalionie, a następnego dnia zaatakował lokalną siedzibę UB. Nie udało mu się jej zdobyć (zginął jeden ubek, ciężko ranny został sowiecki doradca), a jego oddział został później rozbity przez przeważające siły sowieckie. Bolesław Boruta ukrywał się do lipcowej amnestii. Po ujawnieniu się został aresztowany i skazany na dziesięć lat więzienia.

Dzięki protekcji Moczara wyszedł na wolność już w lipcu 1946 r. Wrócił do Radomska, gdzie kierował reżimową organizacją kombatancką. Po przeniesieniu się do Łodzi przystąpił do podziemnej organizacji Armia Wyzwoleńcza złożonej zarówno z kombatantów AK, jak i… AL. Organizacja planowała zamachy na działaczy komunistycznych. Została w 1951 r. rozbita przez UB. Bolesław Boruta dostał wyrok 12 lat więzienia, ale wyszedł zza krat w 1956 r., został zrehabilitowany, mianowany podpułkownikiem i przeniesiony do rezerwy. Zmarł śmiercią naturalną w 1976 r., będąc cenionym działaczem kombatanckim, przyjacielem Moczara wśród wyklętych.

Generał Włodzimierz Muś był komunistą jeszcze przedwojennym. W 1939 r. budował bramy triumfalne dla sowieckiego najeźdźcy, a później w mundurze czerwonoarmisty bronił Leningradu. Z Armii Czerwonej skierowano go do berlingowskiego wojska, a po wojnie dowodził m.in. pułkiem specjalnym ochrony rządu. Służył w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli formacji powołanej z myślą o walce z polskim podziemiem. W 1951 r. został dowódcą KBW i pozostał na tym stanowisku do końca 1964 r. Pod koniec życia, udzielając Lechowi Kowalskiemu wywiadu do jego książki „Generałowie”, pozwolił sobie na zdumiewające wyznanie. „Tak, my, komuniści, byliśmy wspierani przez Armię Radziecką, inaczej strona przeciwna by nas zwyciężyła. Byli lepiej zorganizowani, przewyższali nas taktyką walki w mieście i w lasach, mieli duże poparcie społeczne, byli lepiej wyszkoleni i sprawniejsi w działaniu. Mieli lepsze kadry. Uważam, że dziś nikt nie ma prawa mówić o stronach walczących źle – my o nich: bandyci, a oni o nas: komuna. Zwyciężyliśmy, lecz oni nigdy nie przegrali” – mówił o żołnierzach wyklętych. W 1993 r. zginął śmiercią samobójczą. Walczył z nieuleczalną chorobą, ale też musiał mieć świadomość klęski ideologii, której służył całe życie.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego – pretorianie Bieruta
Historia Polski
Wojna polsko-krzyżacka. Jak Kopernik hakownice dla Olsztyna zdobywał
Historia Polski
Polska Akademia Nauk i jej skomplikowane dzieje
Historia Polski
Paweł Łepkowski: Pamiętamy o niemieckim ludobójstwie!
Historia Polski
Znaleziono ofiary szwadronu śmierci
Materiał Promocyjny
Sztuczna inteligencja może być wykorzystywana w każdej branży