Nie ma się co łudzić: w Polsce, kraju katolickim i mocno przywiązanym do swoich patronów, do których grona już oficjalnie od XVI w. należy św. Stanisław ze Szczepanowa, król Bolesław Śmiały nie ma dobrej prasy. Dlaczego zdecydowała się pani uczynić bohaterem swojej książki tak kontrowersyjnego władcę?
Myślę, że w zasadniczym stopniu właśnie z tych przyczyn. Bolesław to postać niejednoznaczna, a tragiczna historia związana ze śmiercią biskupa Stanisława sprawiła, że na całe wieki wokół życia króla zapanowała atmosfera milczenia i niedomówień. Jakakolwiek próba podważenia wersji głoszącej świętość i niewinność Stanisława – a w tym miejscu warto zaznaczyć, że narrację tę usilnie promował przede wszystkim kronikarz Wincenty Kadłubek w czasach, gdy istniało na nią polityczne zapotrzebowanie – zostałaby uznana za świętokradztwo i z miejsca odrzucona. Pierwsze nieśmiałe próby nowego spojrzenia na wydarzenia z 1079 r. pojawiły się dopiero w XIX stuleciu. A przecież dwa królewskie przydomki: Śmiały i Szczodry, brzmią niczym zapowiedź wspaniałej historii. A należą do króla wygnanego lub zbiegłego z kraju. Nie ma pewności, co do szczegółów, lecz wiadomo, że zmarł na banicji na Węgrzech.