Rok 972: Cedynia – tajemnice bitwy

Na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie uwagę przykuwa najstarsza wyryta na nim data – 24 czerwca 972 r. – upamiętniająca słynną bitwę pod Cedynią, stoczoną przez Mieszka I oraz jego brata Czcibora z wojskami niemieckiego margrabiego Hodona.

Publikacja: 22.06.2023 21:00

Góra Czcibora – miejsce upamiętnienia bitwy pod Cedynią

Góra Czcibora – miejsce upamiętnienia bitwy pod Cedynią

Foto: AdobeStock

Bitwa pod Cedynią stała się w pewnym sensie bitwą symbolem, od której rozpoczyna się niejako historia polsko-niemieckich zmagań. Mogłoby się wydawać, że opowiedziano już o niej wszystko. Okazuje się jednak, że nie do końca…

Jak powstają legendy? Wystarczy czasem odpowiedni impuls, aby wydarzenie dziejowe, funkcjonujące od pewnego czasu na marginesie powszechnej świadomości, nabrało symbolicznego znaczenia. Przykładów na to we współczesnym świecie jest mnóstwo, dotyczą one zresztą nie tylko dziejów polityczno-wojskowych. Takim symbolem jawi się też bitwa pod Cedynią, której 1050. rocznicę przyjdzie nam wkrótce świętować.

Nad Odrą i Bałtykiem

Ówczesna Polska była (i jest zresztą nadal) zakładnikiem swojego położenia, a w sytuacji geopolitycznej tej epoki na jej poczynania wpływały nie tylko jej własne dążenia, ale i interesy sojuszników, z którymi należało się liczyć. Te zaś niekiedy bywały ze sobą sprzeczne.

Czytaj więcej

Bitwa, w której wygraliśmy Polskę

U zarania panowania Mieszka I jednym z najważniejszych aspektów książęcych działań było pozyskanie dostępu do Bałtyku przez Wartę i dolną Odrę. Nie przychodziło to jednak łatwo z uwagi na opór sił zainteresowanych utrzymaniem dotychczasowego status quo lub przechylenia szali na swoją korzyść. Ten obszar zachodniej Słowiańszczyzny zamieszkiwały plemiona pomorskie, w tym silny szczep Wolinian zajmujący ujście Odry z ośrodkiem na wyspie Wolin. Jeśli też wierzyć późnośredniowiecznym sagom i poematom skaldów, to na terenie samej wyspy Wolinianie musieli jednak tolerować w sąsiedztwie obecność skandynawskich drużyn tzw. jomswikingów. Teren na zachód od dolnej Odry zamieszkiwały natomiast plemiona Wieletów oraz Obodrytów, nie zawsze przy tym – warto dodać – wykazujące pansłowiańską solidarność w obliczu germańskiego zagrożenia.

Czołowym graczem na tej politycznej szachownicy regionu pozostawało bowiem królestwo Franków Wschodnich, czyli późniejsze Niemcy, które pod władzą swojego króla Ottona I Wielkiego dochodziło do statusu pierwszej potęgi zachodniej Europy. Sam Otto sięgnął w 962 r. po panowanie w północnej Italii i koronę cesarską, skupiając się na problemach Południa, by sprawy północno-wschodniego pogranicza powierzyć swoim margrabiom. Wśród nich najważniejszy był Gero – pan Marchii Wschodniej, dążący przez cały okres swych rządów do rozszerzania panowania chrześcijaństwa (i przy okazji swojego) na pogańskie wówczas obszary słowiańskie. O tym ostatnim osobniku chodziły wśród Słowian ponure opowieści – w trakcie walk na Połabiu miał on jeszcze w 939 r. kazać podczas uczty otruć 30 tamtejszych książąt. Później też miejscowym nie było z nim lekko. Działając mieczem, podstępem czy zdradą oraz podjudzając jedne plemiona przeciw drugim, osiągał zazwyczaj swoje cele, którymi było rozszerzanie władztwa niemieckiego nad dolną Łabą i Odrą. Trwało tak aż do czasu, kiedy po drugiej strony Odry nie natrafił na godnego siebie przeciwnika.

Początek zmagań

Książę Polan, przekroczywszy w procesie jednoczenia Odrę, opanował bowiem ziemie na wysokości Lubusza, wchodząc tym samym w strefę zarezerwowaną dla ekspansji niemieckich margrabiów. Mieszko I pojawił się zatem w relacjach kronikarskich z epoki jako ich konkurent. Takim też jawi się w krótkiej informacji kronikarza Widukinda z Korbei, odnoszącej się do pogmatwanych dziejów jego wątpliwej reputacji bohatera – saskiego buntownika Wichmana. Ten zaś według kronikarza, działając z poduszczenia Gerona do spółki z Wieletami „króla Mieszka, w którego władzy byli Słowianie, którzy nazywają się Licicaviki (?), dwukrotnie pokonał, brata jego zabił i wielki na nim zdobył łup”. Ta część rozgrywki, która rozegrała się w latach 963–965, zakończyła się zatem przegraną Mieszka, który został wówczas zmuszony do uznania cesarskiego zwierzchnictwa i płacenia trybutu „aż do rzeki Warty”, czyli zapewne ziemi Lubuszan. Był to pośmiertny już sukces margrabiego Gerona, który w tymże 965 r. zmarł, zapewne na skutek rany zadanej mu w czasie ostatnich jego walk na terenie Łużyc.

Czytaj więcej

Ranking bitew polskich

Czy walki te miały jednak jakiś związek z kampaniami Wichmana przeciwko Polanom? Tego już nie wiadomo, choć jest to hipoteza, której przyjęcie wiele by wyjaśniało. Jego wielka marchia obejmująca wraz z podległymi jej plemionami słowiańskimi obszar od Łaby po Odrę została podzielona decyzją cesarza Ottona na sześć mniejszych. Jedną z nich była Saska Marchia Wschodnia (lub Łużycka). Jej panem, o którym będzie jeszcze tu mowa, został margrabia Hodo, który – choć zajmujący terytorium dalekie od teatru wydarzeń – miał przejąć zadanie walki o najbardziej wysunięte ku morzu obszary Słowian i okazać się kolejnym „arcywrogiem” księcia Polan. Paradoksalnie bowiem klęska, zamiast Mieszka załamać, wzmogła jeszcze jego determinację do dalszej walki, przyspieszając też zapewne jego decyzję z 966 r. o przyjęciu chrztu.

Data ta dla wielu współczesnych będąca znakiem przełomu cywilizacyjnego w polityce jednoczącej się już od kilku pokoleń Polski miała jednak po części charakter koniunkturalny. Poślubienie czeskiej księżniczki Dobrawy i przyjęcie chrztu w obrządku łacińskim dawało bowiem możliwości zawarcia sojuszu z Bolesławem I Srogim, potężnym wówczas władcą „Czech, Pragi i Krakowa”, jak określał go Ibrahim ibn Jakub, żydowski wysłannik arabskiego kalifa Kordoby, bawiący w tych czasach w saskim Magdeburgu. Dodać wypadałoby, że za pośrednictwem czeskim książę Polan nawiązywał także kontakty z papiestwem i cesarstwem. To zaś miało znaczenie wobec wciąż trwającej rozgrywki o Pomorze.

Sojusz z Czechami wkrótce przyniósł wymierne rezultaty. Książę czeski przysłał swojemu zięciowi dwa oddziały jazdy, które odegrały znaczącą rolę w kolejnej fazie wojny. Wichman wszedł tym razem w sojusz z Wolinianami, namawiając ich do wspólnego ataku na Polan. 22 września 967 r. doszło do bitwy Polan i Czechów z Wolinianami wspieranymi przez „grupę Wichmana”. Miejsce bitwy do dziś jest nieznane, gdyż Widukind nie raczył go zanotować, przypuszcza się jedynie, że stoczono ją gdzieś na Pomorzu Zachodnim, przy czym w grę wchodzą również okolice Cedyni. Po początkowym udanym natarciu piechoty Wolinian zwycięstwo przypadło stronie polańskiej. Stało się tak dzięki zastosowaniu manewru oskrzydlającego i szarży jazdy czeskiej od tyłu na centrum wojsk nieprzyjacielskich. W trakcie ucieczki Wichman został otoczony przez piechotę Mieszka i musiał salwować się ucieczką, lecz na koniec – nie chcąc się poddać nikomu innemu jak tylko Mieszkowi – poniósł w walce śmierć. Umierając, oddał swój miecz w ręce jednego z wojów książęcych z prośbą o odesłanie oręża cesarzowi. Stało się – jak relacjonuje niemiecki kronikarz – wedle jego woli. Może był to teatralny gest, ale wedle wyobrażeń z epoki – jakże symboliczny!

Cedynia, dzień św. Jana Chrzciciela

Zwycięstwo nad Wichmanem nie zamknęło jednak sporu o Pomorze i ujście Odry, wręcz go nasiliło. Choć szczegóły dalszych kroków polityczno-wojskowych księcia Polan nie są znane, Mieszko zapewne umacniał stopniowo swoją władzę nad Pomorzem Zachodnim, być może wkraczając nawet na tym odcinku na lewy brzeg Odry. Tymczasem margrabia Hodo, pilnujący wówczas interesów niemieckich na Łużycach, mocno zapewne dawał się Mieszkowi we znaki, nie szczędząc mu przy tym osobistych upokorzeń podczas osobistych spotkań, do których zapewne na dworze cesarskim lub przy innych okazjach dochodziło. Jak relacjonował bowiem później kronikarz Thietmar z Merseburga, „za życia znakomitego Hodona […] Mieszko nie odważył się nigdy wejść w kożuchu do domu, w którym wiedział, że znajduje się Hodo, ani siedzieć, gdy on się podniósł z miejsca”. Trudno się dziwić, że rywalizacja ich obu w obszarze polityki nabierała z czasem wymiaru personalnej wrogości. Konflikt zapewne narastał, a jego rozstrzygnięcie w boju pozostawało kwestią czasu.

Czytaj więcej

Rok 880 – pierwszy chrzest Polski?

Do przesilenia doszło wreszcie w 972 r., kiedy to Hodo, jak wynika z relacji kronikarskiej, bez wiedzy cesarza ruszył na Mieszka z wyprawą wojenną, zakończoną słynną w późniejszych wiekach bitwą pod Cedynią. Szczegóły tej kampanii są jednak owiane mgiełką tajemnicy, częściowo rozwiewaną przez kronikarza Thietmara z Merseburga tylko dzięki temu, że ważnym uczestnikiem wyprawy był po stronie niemieckiej ojciec kronikarza, graf Zygfryd von Waldeck: „Tymczasem dostojny margrabia Hodo, zebrawszy wojsko, napadł z nim na Mieszka […]. Na pomoc margrabiemu pośpieszył wraz ze swoimi tylko mój ojciec, graf Zygfryd, podówczas młodzieniec i jeszcze nieżonaty. Kiedy w dzień św. Jana Chrzciciela (24 czerwca) starli się z Mieszkiem, odnieśli zrazu zwycięstwo, lecz potem w miejscowości zwanej Cidini brat jego Czcibor zadał im klęskę, kładąc trupem wszystkich najlepszych rycerzy z wyjątkiem wspomnianych grafów”.

Na marginesie tej relacji chciałoby się wręcz rzec: całe szczęście, że ów Zygfryd ocalał z bitwy, inaczej bowiem nie mógłby spłodzić Thietmara, któremu historiografia zawdzięcza jedyną konkretną o niej wiadomość. Nieco wcześniejsza informacja o tej kampanii w ujęciu autora „Drugiego żywota św. Wojciecha” Brunona z Kwerfurtu, sporządzona według relacji polskich uczestników, wygląda bowiem jeszcze bardziej zdawkowo: „Prowadzono wojnę z Polanami. Książę ich, Mieszko, zwyciężył podstępem. Upokorzona wielkość Teutonów liże ziemię, a wojowniczy margrabia Hodo z poszarpanymi sztandarami rzucił się do ucieczki”. I to właściwie wszystko, co na temat tej batalii wiadomo ze współczesnych przekazów. Czy informacje te wystarczą do odtworzenia przyczyn i przebiegu wojny oraz kończącej ją bitwy?

Tak naprawdę, bazując wyłącznie na nich, niemal niczego nie można być pewnym, od marszruty obu wojsk poczynając, przez lokację owej Cidini, na przyjętej taktyce Mieszka i przebiegu bitwy kończąc. Nic dziwnego zatem, że zajmujący się od XVIII w. tym tematem badacze wskazywali na różne rozwiązania tego dylematu. Pamiętać należy, że na początku lokalizowano pole bitwy aż w okolicach Szczecina. W następnym stuleciu proponowano już inne miejsca bardziej na południe od ujścia Odry, czy to na lewym jej brzegu, w sąsiedztwie miejscowości Zehdenick lub Zeuthen (obie w okolicach Berlina) czy nawet nad dolną Wartą, nie wahając się nawet w tym celu odpowiednio „poprawiać” przekaz Thietmara. Żadna z tych koncepcji nie zyskała jednak powszechnego uznania. Ostatecznie najwięcej „punktów” w tym akademickim sporze zyskała Cydzyna (niem. Zehden, dziś Cedynia w pow. gryfińskim na Pomorzu Zachodnim). Tam też najczęściej umieszcza się obecnie miejsce bitwy.

Lokalizacja ta wskazuje na potencjalny przebieg zdarzeń. Mieszko z bratem Czciborem i swoją drużyną posuwał się zapewne prawym brzegiem Odry w kierunku ujścia rzeki, co wskazuje na marsz na Wolin. Zamiarem margrabiego Hodona było natomiast prawdopodobnie przecięcie wojskom Mieszka drogi i niedopuszczenie ich do terenów Wolinian. Można się oczywiście zastanawiać, co skłoniło margrabiego do zapuszczenia się tak daleko od swojej domeny i wkroczenia na tereny podlegające margrabiemu Marchii Północnej Teodorykowi z Haldensleben, który na dodatek nie udzielił swojemu koledze pomocy zbrojnej (prawdopodobnie nie popierał wybryku Hodona, nawet jeśli nie pozostawał z nim w konflikcie). Ciekawostką w ogólnym obrazie układu sił oraz powiązań personalnych w tym regionie jest fakt, że Teodoryk został kilka lat później… teściem Mieszka I, wydawszy zań swoją córkę Odę, którą specjalnie w tym celu zabrano nawet z klasztoru. Pozwala to zatem wysnuć ostrożną tezę, że i wówczas Teodoryk miał z Mieszkiem dobrosąsiedzkie, jeśli nie przyjazne stosunki, co przełożyło się także na brak poparcia tego margrabiego dla awanturniczych działań Hodona.

Czytaj więcej

Krzyżacy, wstęp do demitologizacji

Można zatem przyjąć, że Hodo zamierzał zastąpić Mieszkowi drogę na wysokości Cedyni i pomimo ryzyka takiego kroku zdecydował się na przeprawę przez Odrę. Jak wykazuje analiza sytuacji topograficzno-hydrologicznej terenu odnosząca się do tej epoki, było to miejsce bardzo niekorzystne do przeprawy i dalszych działań bojowych, z licznie występującymi rozlewiskami, odnogami rzecznymi i mokradłami. Margrabia nie przewidział też zapewne, że książę Polan przewidzi jego manewr i zastawi na niego pułapkę, w której kluczową rolę miało odegrać ukryte zgrupowanie wojów pod wodzą Czcibora. Tak można bowiem interpretować informacje o podstępie Mieszka, wyrażającym się w przyzwoleniu na przeprawę wojsk Hodona na prawy brzeg. Wówczas zapewne książę Polan upozorował odwrót swojej drużyny wąską ścieżką w kierunku grodu Cedyni, położonego kilkanaście kilometrów dalej. Wymagało to dyscypliny i znakomitego wyszkolenia bojowego, taki pozorowany odwrót mógł bowiem łatwo przerodzić się w prawdziwą ucieczkę. Rozciągając szyk na tym odcinku na kształt długiego węża, ścigające drużynników książęcych i zbliżające się grodu wojsko Hodona nie zauważyło zapewne ukrytych z prawej strony za pobliskim wzgórzem oddziałów polańskich. Atak przypuszczony pod wodzą Czcibora z tej strony – wsparty zapewne przez powracającą spod grodu konnicę – doprowadził do zepchnięcia Niemców do bagien i całkowitej ich klęski. Przypuszczalnie jednak niewielkiej grupie rycerzy wraz Hodonem i Zygfrydem udało się w jakiś sposób wyrwać z okrążenia i powrócić do ojczyzny. Zawieźli tam hiobową wieść o niespodziewanej klęsce wojsk margrabiego. Mieszko i Czcibor triumfowali.

Nie był to jeszcze koniec tej rozgrywki. Na wieść o klęsce cesarz Otto kazał stawić się obu stronom konfliktu na Wielkanoc 973 r. w Kwedlinburgu, gdzie miał odbyć się zjazd z licznymi książętami słowiańskimi. Mieszko musiał się na nim pojawić i zapewne usprawiedliwić się z faktu rozprawy z wojskiem margrabiego. Wygląda też na to, że cesarz przyjął jego wyjaśnienia i nie obarczył go winą za wywołanie wojny, skoro książę bezpiecznie mógł powrócić do domu, oddając jednak syna Bolesława na dwór cesarski jako zakładnika. Najwidoczniej cesarz uznał, że książę Polan stawał się już zbyt niebezpieczny. Wkrótce zresztą, wobec rychłej śmierci Ottona Wielkiego jeszcze w tym samym roku, wszelkie złożone wobec majestatu cesarskiego zobowiązania straciły aktualność, a Mieszko, nie zaniedbując swoich interesów na Pomorzu, mógł do spółki ze swoim czeskim teściem zaangażować się w sprawy wewnętrzne cesarstwa.

Krajobraz po bitwie

Jaki był zatem dla Polski bilans walk o zachodnie Pomorze, tak spektakularnie zaznaczone zwycięstwem pod Cedynią? Można pokusić się o twierdzenie, że jednak dość kontrowersyjny. Z jednej bowiem strony zwycięstwo niewątpliwie stanowiło cios dla prestiżu niemieckiego oręża i zachwiało panowaniem niemieckim na Połabiu, co już w 983 r. doprowadziło do wielkiego powstania Słowian tych obszarów i uniezależnienia się jej północnej, nadbałtyckiej części. Z drugiej jednak, samo panowanie Polski nad Pomorzem okazało się równie chwiejne i przetrwało niewiele ponad trzy dekady, kończąc się już w 1005 r. wygnaniem polskich załóg z Kołobrzegu, Wolina i innych miast. Trzeba było Polsce czekać kolejne stulecie, aby Bolesław Krzywousty po równie ciężkich i długotrwałych jak w czasach jego przodka walkach przywrócił jeszcze na kilka dziesięcioleci polską władzę na tych obszarach.

Być może to właśnie było przyczyną, że o bitwie pod Cedynią na tak długo zapomniano. Nad okolicznościami tej wojny wisiała przez stulecia swoista zasłona – nie tyle milczenia, ile wręcz braku zainteresowania. Nie zająknął się o nich nawet najbliższy czasowo tym wydarzeniom kronikarz Widukind z Korbei, choć całkiem sporo miejsca poświęcił wcześniejszej bitwie Mieszka z saskim rebeliantem Wichmanem i jego połabskimi sojusznikami. Nic bowiem o Cedyni nie wiadomo z dokumentów, nie poświęcono jej też poematu, opowiadania czy sagi. Poza wspomnianymi dwoma wzmiankami Brunona i Thietmara brak wiadomości o niej w źródłach tej niespokojnej epoki. Informacji o tym starciu na próżno też szukać w polskich kronikach, rocznikach czy innych przekazach – żywotnie na pozór zainteresowanych podtrzymywaniem narodowej tradycji – spisywanych od średniowiecza aż po czasy rozbiorów. Wtedy to bowiem historyk oświeceniowy Adam Naruszewicz, który w czasach stanisławowskich „odkrył” dla polskiej historiografii przekaz Thietmara, przywrócił na kartach swojej „Historii narodu polskiego” pamięć o tej batalii. Później, od połowy XIX do połowy XX stulecia, bitwa jawiła się w historiografii bardziej jako epizod pogmatwanych polsko-niemieckich relacji we wczesnym średniowieczu niż jako symbol początku tych zmagań. Jeśli zatem historia ta wzbudzała spory i polemiki, to głównie w kwestiach wojskowych.

Dopiero koniec II wojny światowej i „polityka historyczna” ówczesnych władz, nastawiona na podkreślanie jakoby „odwiecznego” polsko-niemieckiego antagonizmu, wysunęła ten epizod wojenny jako pierwsze polskie zwycięstwo wobec postępującego wówczas Drang nach Osten – germańskiego parcia na wschód. Sytuacja polityczna i „antyniemieckość” narracji władz PRL narzucała też swoisty program kulturalny. Powstawały wówczas na zamówienie liczne publikacje popularne i naukowe, na miejscu bitwy odsłonięto w tysiąclecie monumentalny pomnik, a wzgórze, z którego miał nastąpić atak, nazwano imieniem Czcibora. W 1974 r. powstał nawet – udany jak na tamtejsze realia – film „Gniazdo” w reżyserii Jana Rybkowskiego, z plejadą polskich aktorów w obsadzie. Dziś można się oburzać lub zżymać na podobne – choć stosowane i współcześnie – praktyki „tworzenia tradycji”, pamiętać jednak należy, że takie było wówczas polityczne zapotrzebowanie.

Dziś, 1051 lat od tamtych wydarzeń, może jest czas na spojrzenie na bitwę pod Cedynią bez zbędnych emocji? Z wysokości Góry Czcibora warto spojrzeć na rozciągający się poniżej krajobraz i – kontemplując imponującą panoramę od miasteczka aż po dolinę Odry – pamiętać o dawnych wojownikach spod Cedyni jako tych, którzy tu walczyli i polegli w imię – wyznawanych zresztą po obu stronach barykady – zasad wierności, lojalności i braterstwa.

Bitwa pod Cedynią stała się w pewnym sensie bitwą symbolem, od której rozpoczyna się niejako historia polsko-niemieckich zmagań. Mogłoby się wydawać, że opowiedziano już o niej wszystko. Okazuje się jednak, że nie do końca…

Jak powstają legendy? Wystarczy czasem odpowiedni impuls, aby wydarzenie dziejowe, funkcjonujące od pewnego czasu na marginesie powszechnej świadomości, nabrało symbolicznego znaczenia. Przykładów na to we współczesnym świecie jest mnóstwo, dotyczą one zresztą nie tylko dziejów polityczno-wojskowych. Takim symbolem jawi się też bitwa pod Cedynią, której 1050. rocznicę przyjdzie nam wkrótce świętować.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Skąd się wzięła biało-czerwona szachownica lotnicza? Zawdzięczamy ją przypadkowi
Historia Polski
Tradycja i nowoczesność w Konstytucji 3 maja
Historia Polski
Czy Konstytucja 3 Maja była rzeczywiście pierwszą polską ustawą zasadniczą?
Historia Polski
Dlaczego nie widać wieży hejnałowej bazyliki Mariackiej w Krakowie?
Historia Polski
Odcisk palca na chlebie sprzed 8600 lat
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił