Gra o prawosławny tron

Walka ukraińskiej Cerkwi o niezależność od rosyjskiego zwierzchnictwa to jedynie kontynuacja „gry o prawosławny tron”, która rozpoczęła się w średniowieczu. Osią była i jest teologiczno-geopolityczna doktryna „Moskwy – Trzeciego Rzymu”.

Aktualizacja: 02.01.2020 17:45 Publikacja: 02.01.2020 17:02

„Dwa Rzymy padły, trzeci stoi, a czwartego nie będzie" – w 1524 r. takie proroctwo zostało zawarte w posłaniu mnicha Filoteusza z Pskowa do moskiewskiego władcy Wasyla. Od tego czasu przepowiednia zrobiła oszałamiającą karierę. Stała się filarem samodzierżawnej (nieograniczonej) władzy carów, którzy uzurpowali sobie prawo do zjednoczenia wszystkich ruskich, czyli prawosławnych ziem. Kaprys historii sprawił, że w ten sposób carowie przekształcili religię z podpory tronu w część administracyjnej machiny. A to doprowadziło do upadku imperium i rosyjskiego prawosławia.

Trzeci Rzym

Z teologicznego punktu widzenia Filoteusz był daleki od takiej koncepcji. Interpretował następująco: pierwszy, antyczny Rzym nie upadł w 466 r. pod ciosami barbarzyńców, tylko ugiął się pod ciężarem herezji. Była nią tzw. wielka schizma, która w 1054 r. podzieliła chrześcijaństwo na papieski katolicyzm i wschodnie prawosławie z centrum w Konstantynopolu. Miejsce upadłego centrum wiary zajął drugi Rzym – cesarstwo bizantyjskie, dopóki w 1453 r. samo nie zostało podbite przez islamskich Osmanów. Była to boska kara za kolejny akt herezji, czyli unię florencką z 1439 r. łączącą na powrót oba odłamy chrześcijaństwa. Jeśli zatem dotychczasowe Rzymy przestały istnieć z powodu grzechów, to – jak rozumował Filoteusz – jedynym ośrodkiem prawdziwej wiary, czyli prawosławia, stawała się Moskwa. Dlaczego?

Aby odpowiedzieć na tak postawione pytanie, musimy przedstawić historyczne okoliczności. Ruś przyjęła chrzest w 988 r., ale nie tak jak Polska z Zachodu, tylko z Bizancjum. To tam Romejowie (Rzymianie), jak po grecku mówili o sobie kolejni bazyleusowie, zbudowali nowe imperium. Państwowa religia prawosławna stała się ówczesnym hitem eksportowym, który pozwolił rozciągnąć polityczne i handlowe wpływy na Słowiańszczyznę Wschodnią.

Dynastia Rurykowiczów przejęła także model stosunków władcy i Kościoła. Historia nazywa te relacje „zgodną symfonią". Książę był obrońcą prawosławnej wiary i instytucji Kościoła. Cerkiew propagowała boskie pochodzenie władcy, a więc dawała księciu prawo do tronu. Niestety, w XIII w. Ruś ze stolicą w Kijowie padła łupem mongolskich najazdów, co przerwało cywilizacyjne kontakty z bizantyjskimi patriarchami. Kijowscy Rurykowicze spadli do roli wasali Wielkiej Ordy, do czego przyczyniło się dzielnicowe rozdrobnienie Rusi. Późniejsza zręczna polityka książęcej linii panującej we Włodzimierzu zapoczątkowała ponowny proces zjednoczenia północno-wschodniej Rusi, która do XVI w. przekształciła się w Księstwo Moskiewskie. Państwo w budowie potrzebowało fundamentów, a murarzami mogli być tylko duchowni.

„Zachłanni" i ich przeciwnicy

Mongołowie okazali się władcami światłymi. Kodeks Czyngis-chana gwarantował tolerancję religijną na podbitych ziemiach. Co więcej, Orda potrzebowała administracji, która sprawnie ściągała podatki, i do takiej roli wybrała piśmiennych duchownych.

Z tych samych względów równie szczodrzy byli Rurykowicze, którzy ufundowali 180 klasztorów oraz przekazali na ich użytek ogromny areał ziemski. Skutek był taki, że – zdaniem amerykańskiego historyka Richarda Pipesa – na początku XVIII w. rosyjska Cerkiew była właścicielem miliona chłopów pańszczyźnianych w kraju liczącym 12 mln mieszkańców. Władała także jedną trzecią gruntów rolnych. Słowem, Kościół skoncentrował się na życiu doczesnym, a nie na zbawieniu wiecznym swoich owieczek.

Podobne zjawisko było piętnowane już trzy wieki wcześniej, powodując sprzeciw części duchowieństwa. Przy tym w XV w. Cerkiew pozbawiona ożywczych kontaktów z Konstantynopolem popadła w umysłowy letarg. Jak pisze Pipes, „ruskie duchowieństwo było niewiarygodnie ciemne". Europejscy podróżnicy odnotowywali ze zdumieniem, że w Moskwie nikt nie zna „Ojcze nasz" ani „Zdrowaś Mario". Miejscowi duchowni tłumaczyli podobną niewiedzę „nauką tak wymyślną, że przeznaczoną tylko dla cara i najwyższych hierarchów". Nie był odosobnionym przypadkiem mnich „żebrzący o jałmużnę w imieniu czwartej osoby Trójcy Świętej, którą okazał się św. Mikołaj". Natomiast biskup Wołogdy nie umiał powiedzieć, ilu było apostołów. Skrajnym przykładem umysłowego lenistwa stało się „mnogopienie". Aby zaoszczędzić czas podczas długich obrzędów, klasztorne chóry śpiewały wszystkie psalmy jednocześnie, co rodziło prawdziwą kakofonię dźwięków.

Trudno się dziwić, że taki stan wiary doprowadził do herezji oraz prób reformowania prawosławia. Pod koniec XIV w. Nowogród stał się areną działania tzw. sekty żydowskiej, która głosiła konieczność powrotu do „kościoła ubogiego". Zyskała sympatię na moskiewskim dworze, który zaczął łakomie spoglądać na klasztorne dobra.

Ferment podgrzewało przekonanie o rychłym końcu świata. Mistyczna przepowiednia rysowała apokaliptyczną wizję. Upadek Babilonu, pierwszego, a szczególnie drugiego Rzymu, były tylko wstępem do końca życia doczesnego. Katastrofa miała nastąpić w 7000 lat od stworzenia świata, czyli w 1492 r.

Na tej fali w greckim klasztorze na świętej górze Atos powstała szkoła prawosławnej ascezy, którą na moskiewski grunt przeniósł mnich Nil Sorski. Na przełomie XV i XVI stulecia opuścił monastyr, aby zaszyć się w pustelni na podmokłych brzegach Wołgi. Jego śladem poszło wielu mnichów, którzy utworzyli wpływową wspólnotę „nadwołżańskich starców". Nawoływali do oczyszczenia Cerkwi z gnuśności.

Z tym że koniec świata nie nastąpił, a Księstwo Moskiewskie rosło w siłę. Rządzący wówczas Iwan III sympatyzował początkowo z koncepcją ascetów. Podbił w tym czasie Wielki Nowogród, gdzie skonfiskował wszelkie włości należące do miejscowego biskupstwa. Polityką ekonomiczną śmiertelnie wystraszył moskiewskich hierarchów, tym bardziej że następca na tronie, Wasyl, zaprowadził ścisłą kontrolę klasztornych dochodów, przygotowując się do ich sekularyzacji.

Prawdopodobnie za namową dworu w 1503 r. Nil pojawił się na cerkiewnym soborze. Wezwał zgromadzonych, aby wyrzekli się majątków, a ponad 500 klasztorów potępił za gromadzenie ziemi. W obronie Cerkwi wystąpił wtedy ihumen Josif (odpowiednik katolickiego opata) monastyru w Wołokołamsku, który stanął na czele kontrreformacji. Pod pretekstem walki z herezją zdusił opór „nadwołżańskich starców", doprowadzając do ich ekskomuniki.

W tym momencie walka o model kościoła przeszła w sferę polityki. Niezwykle inteligentny mnich przekonał księcia, że uboga, a więc niezależna Cerkiew, to zagrożenie dla jego władzy. Co do własności cerkiewnej uzasadniał, że klasztory muszą posiadać majątek, aby mnisi – pozbawieni trosk doczesnych – skutecznie sprawowali posługę. Nic dziwnego, że jego konserwatywne stronnictwo, nazwane „Josiflanami", zyskało równie popularne miano „zachłannych". A co w zamian dostali moskiewscy Rurykowicze?

Josiflanie stali się piewcami władzy absolutnej wielkiego księcia. W dziele „Oświeciciel" Josif ogłosił święte pochodzenie moskiewskich władców, posługując się bizantyjską jeszcze tezą, że „choć cesarz w cielesnej powłoce jest podobny ludziom, to w swojej władzy pozostaje Bogiem". Rozwinął także koncepcję Moskwy – Trzeciego Rzymu, twierdząc, że będzie on wieczny, bo Ruś jest jedynym prawdziwym państwem chrześcijańskim. A skoro jej władcy wywodzą się od Prusa, brata rzymskiego cezara Augusta, daje to prawo posiadania wszystkich ziem prawosławnych, poczynając od Wisły. Była to prosta droga, aby uznać dynastyczne prawa do władania całym chrześcijańskim światem, co też wobec Iwana IV Groźnego potwierdził cerkiewny sobór 1561 r. Car Iwan zasłynął z kolei „łżywą gramotą", czyli sfałszowanym dokumentem potwierdzającym genealogiczną wyższość Rurykowiczów nad habsburskimi cesarzami Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Tak rodziła się rosyjska ideologia mocarstwowa.

Skradziony Patriarchat Konstantynopolitański

Aby uprawdopodobnić doktrynę władzy, na Księstwo Moskiewskie posypały się mistyczne proroctwa dotyczące sukcesji po Konstantynopolu. Powstał mit o bizantyjskim rodowodzie regaliów, takich jak koronacyjna czapka Manomacha, stawiająca cara na równi z bazyleusami. Choć tak naprawdę była darem chana Wielkiej Ordy. Równolegle krążyła legenda o białym kłobuku (czepcu), ceremonialnym nakryciu głowy zwierzchnika rosyjskiej Cerkwi. Tajemnica wykradziona rzekomo z watykańskiej biblioteki głosiła, że kłobuk dobrowolnie zwrócili papieże, którzy zrozumieli, jak są niegodni miana ojców chrześcijaństwa.

Niepoślednią rolę w tworzeniu carskiego ceremoniału miało małżeństwo Iwana III z bratanicą ostatniego greckiego cesarza, Zoe (Sofią) Paleolog. To nic, że po unii florenckiej została ochrzczona w obrządku greckokatolickim, a jej brat dwukrotnie sprzedał Wenecji prawo do sukcesji. Do pełni szczęścia potrzebna była jednak prawna niezależność moskiewskiej Cerkwi od Patriarchatu Konstantynopolitańskiego. Autokefalia, czyli administracyjne i kanoniczne uniezależnienie, dokonała się prawem kaduka. Po unii florenckiej moskiewscy hierarchowie uznali po prostu greckich patriarchów za heretyków. To nic, że Cerkiew prawosławna nie ma swojego papieża i stanowi federację kościołów narodowych. Ich teologiczna legalność od wieków jest zapisywana w specjalnym dokumencie, zwanym dyptychem. Niemniej dwa tysiące lat historii stworzyły uświęcone prawo, zgodnie z którym Patriarchat Konstantynopolitański jest traktowany jako pierwszy wśród równych. W związku z tym ma władzę nadawania autokefalii młodszym „siostrom".

Wracając do średniowiecza, Moskwa ukradła metropolię z Kijowa, grodu, które w tym czasie znalazło się w granicach Wielkiego Księstwa Litewskiego, a następnie Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Moskiewscy władcy zwabili tamtejszego metropolitę najpierw do Włodzimierza, a potem do stolicy, przez co weszli w spór z Litwą. Gdy Wilno skutecznie oprotestowało decyzję w Konstantynopolu, Moskwa nie cofnęła się przed ograbieniem litewskiego pretendenta, aby nie mógł kontynuować podróży nad Bosfor po inwestyturę. Wreszcie w 1686 r. Moskwa zmusiła Dionizego IV, aby przekazał jej zwierzchnictwo nad metropolią kijowską Rzeczypospolitej, która do tej pory była diecezją administrowaną przez Konstantynopol.

Był to groźny precedens, ponieważ w miarę imperialnych podbojów siłą włączał kolejne prowincje w kanoniczną administrację Patriarchatu Moskiewskiego. Z przydomkiem „Całej Rosji", która od końca XVII w. ciągle rosła. Konsekwencje są takie, że nawet rozpad rosyjskiego i sowieckiego imperium nie zmienił stanowiska rosyjskiej Cerkwi. Do dziś uznaje za swoją kanoniczną jurysdykcję cały obszar byłego ZSRR, nie wyłączając kościołów Ukrainy, Białorusi i Mołdowy.

Natomiast historycy ukraińskiego prawosławia twierdzą, że dokument z 1686 r. został najprawdopodobniej sfałszowany. Zbyt dużo na nim podpisów głów poszczególnych autokefalii, których zebranie w owym czasie na wspólnym synodzie było po prostu niemożliwe.

Jak dziś dowodzi sobór konstantynopolitański, w XVII w. rzecz szła tylko o czasowe przekazanie jurysdykcji nad ukraińskim prawosławiem, a o takiej intencji świadczy brak uświęconego zapisu „po wsze czasy". Na tej podstawie patriarcha Bartłomiej 5 stycznia 2019 r. podpisał tzw. tomos, na mocy którego ukraińska cerkiew uniezależniła się od Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. To ostateczny krach Moskwy – Trzeciego Rzymu.

I na koniec: „zgodna symfonia" caratu i Cerkwi doprowadziła do zguby obie władze. W XVIII w. już nowa dynastia Romanowów zsekularyzowała majątek cerkiewny. Zlikwidowany patriarchat przekształciła w ministerstwo religii, a duchownych w urzędników państwowych. Gdy na początku XX w. nad Rosją zawisło bolszewickie nieszczęście, zabrakło Kościoła takiego jak w Polsce, co popchnęło masy rozczarowane prawosławiem w objęcia totalitaryzmu. Czy dziś moskiewska Cerkiew podąży śladem „nadwołżańskich starców" czy „zachłannych Josiflan"?

„Dwa Rzymy padły, trzeci stoi, a czwartego nie będzie" – w 1524 r. takie proroctwo zostało zawarte w posłaniu mnicha Filoteusza z Pskowa do moskiewskiego władcy Wasyla. Od tego czasu przepowiednia zrobiła oszałamiającą karierę. Stała się filarem samodzierżawnej (nieograniczonej) władzy carów, którzy uzurpowali sobie prawo do zjednoczenia wszystkich ruskich, czyli prawosławnych ziem. Kaprys historii sprawił, że w ten sposób carowie przekształcili religię z podpory tronu w część administracyjnej machiny. A to doprowadziło do upadku imperium i rosyjskiego prawosławia.

Pozostało 95% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem