Mayerling: między historią a legendą

Cierpiący na neurastenię Rudolf Habsburg-Lotaryński pociechy szukał w alkoholu, morfinie i kobiecym towarzystwie. Samobójstwo następcy austriackiego tronu 30 stycznia 1889 r. wstrząsnęło monarchią.

Publikacja: 12.03.2020 21:00

Dramat, jaki rozegrał się w Mayerling 30 stycznia 1889 r., na obrazie uwiecznił Charles Garabed Atam

Dramat, jaki rozegrał się w Mayerling 30 stycznia 1889 r., na obrazie uwiecznił Charles Garabed Atamian (w 1906 r.)

Foto: AFP

Minęło ponad 131 lat od mroźnego styczniowego poranka, którego wydarzenia wstrząsnęły mieszkańcami potężnego cesarstwa austro-węgierskiego. Oto następca tronu, Rudolf Habsburg-Lotaryński, niespełna 30-letni, ambitny i aspirujący młody mężczyzna, został znaleziony martwy w swoim myśliwskim pałacyku Mayerling, położonym ponad 30 km na południowy zachód od Wiednia. U boku Rudolfa leżała, także nieżyjąca, 17-letnia baronówna Maria Vetsera. Wierni poddani cesarza Franciszka Józefa z powątpiewaniem kręcili głowami: to nie może być prawda.

A jednak były to straszne, niezaprzeczalne fakty. Kiedy społeczeństwo otrząsnęło się z szoku, zaczęło stawiać pytania: jak doszło do tej tragedii i na kim spoczywa odpowiedzialność za nią? Trudno bowiem było uwierzyć, że pochodzący z konserwatywnego i ultrakatolickiego rodu Habsburgów arcyksiążę Rudolf dopuścił się tak bezbożnego czynu, za jaki uważano targnięcie się na własne życie. Kiedy jednak ta niewiarygodna wersja wydarzeń okazała się najbardziej prawdopodobną, zaczęto snuć rozważania, co skłoniło tych młodych ludzi do tak dramatycznego kroku.

Trudne dzieciństwo Rudolfa

Starsi wiedeńczycy z nostalgią wspominali radosny dzień 21 sierpnia 1858 r., kiedy to 101 wystrzałów armatnich obwieściło miastu radosną i długo wyczekiwaną nowinę o narodzinach następcy tronu ukochanego cesarza Franciszka Józefa. Cesarska para doczekała się już dwóch córek, z których jedna zmarła w wieku zaledwie dwóch lat. Przyjście na świat chłopca stanowiło więc spełnienie marzeń całej rodziny Habsburgów, która dotychczas drżała z obawy o losy dynastii. Ojciec i babka, arcyksiężna Zofia, od początku widzieli w malcu przyszłego cesarza i tak też go traktowali. Od trzeciego roku życia Rudolf musiał nosić wojskowe mundury. Kiedy jako czterolatek rozpłakał się na widok maszerującego oddziału wojska, cesarz uznał ten incydent za „oburzający i haniebny". Chcąc zapobiec podobnym „niemęskim" zachowaniom syna w przyszłości, postanowił zadbać o jego edukację. Pierwszym krokiem było zatrudnienie hrabiego Gondrecourta, emerytowanego wojskowego, w charakterze opiekuna i nauczyciela dziecka. Człowiek ów okazał się jednak najmniej właściwą osobą, jakiej wrażliwy i delikatny chłopiec potrzebował w swoim otoczeniu. Mimo że hrabia niewątpliwie miał dobre intencje, jego metody wychowawcze nawet w drugiej połowie XIX w. budziły słuszne kontrowersje. Wystarczy wspomnieć, iż pod jego opieką kilkuletni Rudolf był poddawany rygorystycznej wojskowej musztrze, łącznie z lodowatymi kąpielami i porannymi ćwiczeniami w głębokim śniegu. Ponadto Gondrecourt miał w zwyczaju zamykać swego podopiecznego w Cesarskim Ogrodzie Myśliwskim, gdzie straszył go dzikimi zwierzętami. Z kolei chcąc przyzwyczaić kilkulatka do bitewnego zgiełku, budził go w środku nocy strzałami z pistoletu.

Matka Rudolfa Elżbieta, słynna cesarzowa Sisi, nie miała wpływu na metody wychowawcze, jakim był on poddawany. Tuż po porodzie została odsunięta od dziecka i nie pozwolono jej nawet karmić go piersią. Podobne upokorzenie przeżyła już przy narodzinach starszych córek, dlatego tym razem decyzję męża i despotycznej teściowej, arcyksiężnej Zofii, przyjęła z rezygnacją. Starając się stłumić cierpienie spowodowane przymusową separacją od dzieci, oddała się swoim pasjom: nieustannym podróżom i pielęgnacji urody. Rezultatem tego była jej stała nieobecność na wiedeńskim dworze, a tym samym – w życiu syna. Kiedy jednak dowiedziała się o praktykach stosowanych przez jego nauczyciela, zareagowała niezwykle stanowczo.

Zażądała od męża natychmiastowej zmiany opiekuna, podobno grożąc mu nawet rozstaniem. Jej skuteczna interwencja doprowadziła wprawdzie do zwolnienia specyficznego guwernera, ale psychika Rudolfa została już nieodwracalnie okaleczona. Dziecko było znerwicowane, osowiałe, podatne na choroby. Ponadto Elżbieta uznała, że wyczerpała już limit swoich rodzicielskich obowiązków, i wyruszyła w następną podróż, po raz kolejny opuszczając syna. Bez wątpienia chłopiec boleśnie odczuwał te długie rozłąki z matką i nawet serdeczne stosunki, jakie połączyły go z nowym nauczycielem Józefem Latourem, nie zrekompensowały mu braku najbliższej osoby.

Sytuacja ta była tym tragiczniejsza, że Rudolf bardzo przypominał cesarzową pod względem charakteru i usposobienia, mogliby więc stanowić dla siebie wielkie oparcie. Równie wrażliwy jak ona, miał jej skłonności do melancholii i fantazjowania. Podzielał także jej poglądy polityczne. Nic nie łączyło go za to ze zrównoważonym, pedantycznym, racjonalnym do szpiku kości i twardo stąpającym po ziemi Franciszkiem Józefem. W miarę upływu czasu fakt, iż między ojcem a synem występowały coraz częstsze animozje, stawał się dla otoczenia oczywisty. Dorastający chłopak zaczynał kształtować własny światopogląd, diametralnie różny od tego, który reprezentował jego purytański ojciec.

W kontrze do Franciszka Józefa

Rudolf nie krył się ze swoją sympatią do liberalizmu, laicyzmu, nowoczesnych reform oraz idei ograniczenia władzy Kościoła katolickiego. Wyrażał swoją niechęć do Niemiec i proponował, by zamiast koalicji z tym państwem dążyć raczej do zbliżenia z Anglią, Rosją i Francją. Naturalnie Franciszek Józef nie dopuszczał do siebie myśli o jakichkolwiek zmianach, które mogłyby naruszyć skostniałą strukturę jego cesarstwa. Otwarcie ubolewał nad poglądami Rudolfa i nigdy nie zdobył się na okazanie mu akceptacji. Następca tronu niewątpliwie cierpiał z tego powodu i początkowo robił wszystko, by zasłużyć na przychylność ojca; jako oficjalny przedstawiciel cesarza składał wizyty w różnych prowincjach, odwiedzał garnizony, ratusze, kościoły, szpitale i różne stowarzyszenia. Był doskonałym mówcą i sam przygotowywał swoje przemówienia. Ponadto pasjonował się ornitologią, najnowszymi odkryciami i technologiami. Chętnie wspierał naukowców, a otwierając w latach 80. XIX w. „wystawę elektryczną" w Wiedniu, trafnie przewidział, iż stolica stanie się wkrótce „morzem światła". Otwartością na problemy społeczne wyróżniał się zdecydowanie wśród młodych arystokratów.

Motto Rudolfa: „Ludzie są naszym najcenniejszym zasobem", stało się kolejną płaszczyzną nieporozumień z cesarzem. Arcyksiążę zarzucał mu bowiem, że „otacza się tylko kastą biurokratów i urzędników i nic nie wie o faktycznych potrzebach swojego ludu" oraz że „nie ma ani jednego prawdziwego przyjaciela". Nicią porozumienia pomiędzy nimi stało się zamiłowanie do polowań. Była to jedyna forma rozrywki, na jaką pozwalał sobie cesarz, pochłonięty bez reszty obowiązkami. Rudolf z kolei upodobał sobie nowe zajęcie, jakim było pisanie do prasy liberalnej artykułów krytycznych wobec ojca. Mimo że posługiwał się przy tym pseudonimem Julius Fenix, wszyscy i tak wiedzieli, że to on jest autorem tekstów.

Relacje Rudolfa z pozostałymi członkami rodziny także nie były najlepsze. Nie mógł wybaczyć matce nieobecności w ważnych chwilach jego życia, a swojej młodszej siostrze Marii Walerii obsesyjnie zazdrościł bycia oczkiem w głowie rodziców i możliwości samodzielnego wyboru małżonka. Rudolf nie miał takiego szczęścia. Już po 20. roku życia zaczęto wywierać na niego presję, by się ustatkował, a dyplomaci zajęli się poszukiwaniem odpowiedniej kandydatki na żonę. Za taką uznana została księżniczka belgijska Stefania Klotylda Koburg, jednak żadne z nich nie zaznało szczęścia w tym małżeństwie. Rudolf notorycznie zdradzał żonę, skutkiem czego zaraził ją chorobą weneryczną, która uniemożliwiła poczęcie następcy tronu. Jedynym dzieckiem pary była urodzona w 1883 r. córka Elżbieta Maria Habsburg.

Wiadomość, że syn nie doczeka się następcy, rozsierdziła Franciszka Józefa, który bez ogródek dał swemu potomkowi do zrozumienia, co myśli o jego pozamałżeńskich ekscesach. Nieodpowiedzialne, zdaniem władcy, postępowanie arcyksięcia spowodowało, że cesarz zaczął odsuwać go od polityki i bieżących wydarzeń. Rudolf był coraz bardziej rozgoryczony faktem, że nie ma żadnego realnego wpływu na to, co dzieje się w imperium. Był przekonany, że ojciec nigdy nie dopuści go do sprawowania władzy. Pełen frustracji, żalił się, iż jest „jedną z najgorzej poinformowanych osób w Austrii". Wszelkie opinie Rudolfa były traktowane przez cesarza lekceważąco. Arcyksiążę, coraz bardziej niezadowolony z kierunku polityki ojca, poddał się czarnowidztwu i przekonaniu, że monarchia nieuchronnie zmierza ku upadkowi. Jednocześnie notorycznie dręczyła go myśl, iż jego własny los także jest przesądzony. To przeświadczenie nie było bezpodstawne. Od lat zmagał się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, neurastenią (zaawansowana postać nerwicy) oraz chorobami wenerycznymi. Wyniszczający tryb życia, jaki prowadził, tylko pogłębiał te problemy.

Prosta droga do samobójstwa?

Jednym z przejawów chwiejności charakteru Rudolfa były nieustanne romanse. Wszystkie jednak kobiety, z którymi łączyła go tego rodzaju relacja, odeszły w zapomnienie, z wyjątkiem ostatniej, którą poznał zaledwie dwa miesiące przed śmiercią, a której nazwisko na zawsze związało się z historią Habsburgów – baronówny Marii Aleksandryny Vetsery.

Ta zakochana do szaleństwa w arcyksięciu 17-latka gotowa była uczynić wszystko, aby zdobyć jego serce. I o ile szczerość jej uczuć nie budziła żadnych wątpliwości, o tyle intencje Rudolfa mogły być dużo mniej szlachetne; owładnięty już wówczas myślą o samobójstwie, szukał osoby, która zgodziłaby się towarzyszyć mu w chwili śmierci. Tę „kuszącą" propozycję składał już swoim wcześniejszym kochankom, jednak one kategorycznie mu odmawiały. Maria, darząca następcę tronu niemal fanatyczną miłością, przystała na nią bez wahania.

Powziąwszy zamiar pożegnania się z tym światem, Rudolf postanowił uporządkować swoje sprawy. Jedną z nich był rozwód z niekochaną żoną Stefanią. Naturalnie, taki scenariusz był nie do pomyślenia w ówczesnej katolickiej Austrii, a co dopiero na cesarskim dworze. Zdając sobie z tego sprawę, Rudolf posunął się do niekonwencjonalnego kroku: w tajemnicy przed wszystkimi zwrócił się do papieża z prośbą o anulowanie małżeństwa. Wiadomość ta jednak dotarła do Franciszka Józefa. Natychmiast wezwał syna i wykrzyczał mu, że „nie anuluje się małżeństwa zawartego przed Bogiem tylko dlatego, że ktoś jest nieszczęśliwy". Dodał, że uczyni wszystko, aby taka zgoda nie została wydana. Wzburzony Rudolf wybiegł z tego spotkania, grożąc, że w takim razie on „już wie, co ma robić".

Ta przykra scena rozegrała się trzy dni przed tragedią w Mayerling. Prawdopodobnie to ona właśnie przelała czarę goryczy arcyksięcia. Nigdy już nie spotkał się z rodziną. 29 stycznia 1889 r. zabrał Marię Vetserę na polowanie, a następnego dnia służba odkryła ich martwe ciała w sypialni arcyksięcia na zamku Mayerling. Wyglądało na to, że oboje zginęli od strzału z broni palnej.

Trudno wyobrazić sobie większy cios dla Franciszka Józefa; do olbrzymiej traumy, jaką jest śmierć dziecka, dołączyły się obawy o los dynastii i strach przed wstydem i hańbą, które okryłyby dom cesarski, gdyby cała prawda wyszła na jaw. Oto bowiem Rudolf nie tylko odebrał sobie życie, ale i namówił do tego swoją młodziutką towarzyszkę. Elżbieta z kolei nie przestawała obwiniać się o śmierć syna i już do końca życia nosiła czarne żałobne suknie.

Próbując ukryć rolę, jaką w całym dramacie odegrała Maria Vetsera, ukradkiem wywieziono jej zwłoki z zamku i pochowano poza cmentarnym murem, w miejscu przeznaczonym dla samobójców. I choć wydaje się to nieprawdopodobne, mało brakowało, a Rudolf podzieliłby jej los; aby mógł spocząć w Krypcie Kapucyńskiej, w której od wieków chowano Habsburgów, lekarze przeprowadzający sekcję zwłok musieli wydać orzeczenie, iż mózg jego zawierał anomalie wskazujące na obłęd.

Ciało Marii Vetsery zostało po latach przeniesione przez jej matkę do rodzinnego grobowca, ale i tam nie zaznało spokoju. W 1945 r. grobowiec został obrabowany przez Rosjan, a w 1992 r. pewien człowiek mający obsesję na punkcie tragedii w Mayerling wykopał szczątki dziewczyny. Cudem odnalezione, spoczywają na cmentarzu Heiligenkreuz. Sam zamek Mayerling z rozkazu Franciszka Józefa został przekształcony w kościół; ołtarz znajdował się w miejscu, gdzie stało łoże, na którym umarli Rudolf i Maria. Do dziś nad obiektem pieczę sprawują siostry karmelitanki.

Teorie spiskowe

Tragedia w Mayerling bez wątpienia stanowi jedną z najmroczniejszych i najbardziej intrygujących tajemnic rodu Habsburgów. Przez dziesiątki lat narosło wokół tych wydarzeń wiele teorii i domysłów. Spekulowano, że w rzeczywistości Rudolf i Maria zostali zamordowani przez francuskich spiskowców w ramach zemsty na arcyksięciu za odmowę udziału w próbie obalenia konserwatywnego i popierającego Niemcy Franciszka Józefa. W 2015 r. stało się jednak coś niewiarygodnego – w archiwach jednego z  austriackich banków odnaleziono listy pożegnalne kochanków, zdeponowane tam w 1926 r. przez anonimową osobę. Emocjonalne listy Marii, skierowane do matki, siostry i brata, są pełne bezkrytycznego uwielbienia dla Rudolfa oraz zachwytu perspektywą wspólnej śmierci i życia z nim w innym świecie. Z kolei listy arcyksięcia, choć dużo bardziej chłodne i wyważone, nie pozostawiają wątpliwości co do jego samobójczych zamiarów. Znamienne jest to, że Rudolf zostawił listy do niemal wszystkich swoich bliskich, nawet do pokojowego, ale do ojca nie napisał ani słowa.

Odnalezione dokumenty ostatecznie rozwiały wszelkie wątpliwości dotyczące samobójstwa Rudolfa i Marii. Nasuwa się jednak pytanie o znacznie większym znaczeniu historycznym: jak potoczyłyby się dzieje Europy, gdyby Rudolf nie popełnił samobójstwa? Czy przezwyciężywszy własne demony, zdołałby na nowo zbliżyć się do Franciszka Józefa i wpłynąć na politykę ojca? Czy zdołałby zapobiec wybuchowi wojny, ocalić miliony ludzkich istnień i nie dopuścić do globalnej katastrofy? A może zostałby zamordowany w Sarajewie, jak Franciszek Ferdynand, który zajął jego miejsce następcy tronu, i historia potoczyłaby się tak samo? Czy gdyby, jako starszy już człowiek, został cesarzem po śmierci ojca (1916 r.), miałby takie same liberalne poglądy i zapał do reform jak w młodości? Czy zdołałby uchronić monarchię austro-węgierską przed ostatecznym upadkiem? Czy, biorąc pod uwagę jego przychylny stosunek do Węgrów i Słowian, wywarłby pozytywny wpływ na sytuację będącej pod zaborami Polski? Niestety, nigdy się tego nie dowiemy...

Minęło ponad 131 lat od mroźnego styczniowego poranka, którego wydarzenia wstrząsnęły mieszkańcami potężnego cesarstwa austro-węgierskiego. Oto następca tronu, Rudolf Habsburg-Lotaryński, niespełna 30-letni, ambitny i aspirujący młody mężczyzna, został znaleziony martwy w swoim myśliwskim pałacyku Mayerling, położonym ponad 30 km na południowy zachód od Wiednia. U boku Rudolfa leżała, także nieżyjąca, 17-letnia baronówna Maria Vetsera. Wierni poddani cesarza Franciszka Józefa z powątpiewaniem kręcili głowami: to nie może być prawda.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Historia analizy języka naturalnego, część II
Historia
Czy Niemcy oddadzą traktat pokojowy z Krzyżakami
Historia
80 lat temu przez Dulag 121 przeszła ludność Warszawy
Historia
Gdy macierzyństwo staje się obowiązkiem... Kobiety w III Rzeszy
Historia
NIK złożyła zawiadomienie do prokuratury ws. Centralnego Przystanku Historia IPN