Minęło ponad 131 lat od mroźnego styczniowego poranka, którego wydarzenia wstrząsnęły mieszkańcami potężnego cesarstwa austro-węgierskiego. Oto następca tronu, Rudolf Habsburg-Lotaryński, niespełna 30-letni, ambitny i aspirujący młody mężczyzna, został znaleziony martwy w swoim myśliwskim pałacyku Mayerling, położonym ponad 30 km na południowy zachód od Wiednia. U boku Rudolfa leżała, także nieżyjąca, 17-letnia baronówna Maria Vetsera. Wierni poddani cesarza Franciszka Józefa z powątpiewaniem kręcili głowami: to nie może być prawda.
A jednak były to straszne, niezaprzeczalne fakty. Kiedy społeczeństwo otrząsnęło się z szoku, zaczęło stawiać pytania: jak doszło do tej tragedii i na kim spoczywa odpowiedzialność za nią? Trudno bowiem było uwierzyć, że pochodzący z konserwatywnego i ultrakatolickiego rodu Habsburgów arcyksiążę Rudolf dopuścił się tak bezbożnego czynu, za jaki uważano targnięcie się na własne życie. Kiedy jednak ta niewiarygodna wersja wydarzeń okazała się najbardziej prawdopodobną, zaczęto snuć rozważania, co skłoniło tych młodych ludzi do tak dramatycznego kroku.
Trudne dzieciństwo Rudolfa
Starsi wiedeńczycy z nostalgią wspominali radosny dzień 21 sierpnia 1858 r., kiedy to 101 wystrzałów armatnich obwieściło miastu radosną i długo wyczekiwaną nowinę o narodzinach następcy tronu ukochanego cesarza Franciszka Józefa. Cesarska para doczekała się już dwóch córek, z których jedna zmarła w wieku zaledwie dwóch lat. Przyjście na świat chłopca stanowiło więc spełnienie marzeń całej rodziny Habsburgów, która dotychczas drżała z obawy o losy dynastii. Ojciec i babka, arcyksiężna Zofia, od początku widzieli w malcu przyszłego cesarza i tak też go traktowali. Od trzeciego roku życia Rudolf musiał nosić wojskowe mundury. Kiedy jako czterolatek rozpłakał się na widok maszerującego oddziału wojska, cesarz uznał ten incydent za „oburzający i haniebny". Chcąc zapobiec podobnym „niemęskim" zachowaniom syna w przyszłości, postanowił zadbać o jego edukację. Pierwszym krokiem było zatrudnienie hrabiego Gondrecourta, emerytowanego wojskowego, w charakterze opiekuna i nauczyciela dziecka. Człowiek ów okazał się jednak najmniej właściwą osobą, jakiej wrażliwy i delikatny chłopiec potrzebował w swoim otoczeniu. Mimo że hrabia niewątpliwie miał dobre intencje, jego metody wychowawcze nawet w drugiej połowie XIX w. budziły słuszne kontrowersje. Wystarczy wspomnieć, iż pod jego opieką kilkuletni Rudolf był poddawany rygorystycznej wojskowej musztrze, łącznie z lodowatymi kąpielami i porannymi ćwiczeniami w głębokim śniegu. Ponadto Gondrecourt miał w zwyczaju zamykać swego podopiecznego w Cesarskim Ogrodzie Myśliwskim, gdzie straszył go dzikimi zwierzętami. Z kolei chcąc przyzwyczaić kilkulatka do bitewnego zgiełku, budził go w środku nocy strzałami z pistoletu.
Matka Rudolfa Elżbieta, słynna cesarzowa Sisi, nie miała wpływu na metody wychowawcze, jakim był on poddawany. Tuż po porodzie została odsunięta od dziecka i nie pozwolono jej nawet karmić go piersią. Podobne upokorzenie przeżyła już przy narodzinach starszych córek, dlatego tym razem decyzję męża i despotycznej teściowej, arcyksiężnej Zofii, przyjęła z rezygnacją. Starając się stłumić cierpienie spowodowane przymusową separacją od dzieci, oddała się swoim pasjom: nieustannym podróżom i pielęgnacji urody. Rezultatem tego była jej stała nieobecność na wiedeńskim dworze, a tym samym – w życiu syna. Kiedy jednak dowiedziała się o praktykach stosowanych przez jego nauczyciela, zareagowała niezwykle stanowczo.
Zażądała od męża natychmiastowej zmiany opiekuna, podobno grożąc mu nawet rozstaniem. Jej skuteczna interwencja doprowadziła wprawdzie do zwolnienia specyficznego guwernera, ale psychika Rudolfa została już nieodwracalnie okaleczona. Dziecko było znerwicowane, osowiałe, podatne na choroby. Ponadto Elżbieta uznała, że wyczerpała już limit swoich rodzicielskich obowiązków, i wyruszyła w następną podróż, po raz kolejny opuszczając syna. Bez wątpienia chłopiec boleśnie odczuwał te długie rozłąki z matką i nawet serdeczne stosunki, jakie połączyły go z nowym nauczycielem Józefem Latourem, nie zrekompensowały mu braku najbliższej osoby.