Jerzy Kropiwnicki, prezydent Łodzi:
Na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia 1982 r. niespodziewanie rozległy się krzyki i huk metalowych kubków stukających o więzienne kraty. Rzuciłem się do okna, za którym zobaczyłem niewielką postać w płaszczu. Poznałem ojca Stefana Miecznikowskiego, który stał na drodze i ręką wykonywał znaki błogosławieństwa. Przyjechał do Hrubieszowa, chcąc wyjednać spotkanie z nami, działaczami „Solidarności”, którzy odbywali kary więzienia. Wraz z Andrzejem Słowikiem zostałem skazany na sześć lat za próbę zorganizowania strajku tuż po ogłoszeniu stanu wojennego.
Gdy przebywałem w więzieniu, ojciec Miecznikowski organizował w parafii oo. Jezuitów w Łodzi ośrodek pomocy represjonowanym. Kilkunastu adwokatów wspierało osoby, którym odmawiano powrotu do pracy lub które popadły w konflikt z prawem. Potrzebującym rozdawano paczki z darów zagranicznych, m.in. leki i niedostępne mleko w proszku dla niemowlaków. Ojciec Miecznikowski stworzył także duszpasterstwa środowisk twórczych, piłsudczyków, harcerzy i ludzi pracy, w którym aktywnie działałem po wyjściu z więzienia. Póki pełnił posługę kapłańską w Łodzi, zawsze stanowiliśmy najliczniejszą grupę pielgrzymów pod Jasną Górą.
Łódzkie środowisko było inne niż warszawskie, wrocławskie czy krakowskie, bo tam animatorzy niezależnej działalności społecznej trafiali pod opiekę życzliwego proboszcza czy parafii. W Łodzi to ojciec Miecznikowski był inicjatorem wszystkich działań. Urządzał spotkania, których znaczenia wówczas nie doceniano, ale które stały się wyzwaniem w wolnej Polsce. W Łodzi u jezuitów pierwszy raz powiedziano o oczekiwaniach i potrzebach mniejszości narodowych w Polsce: Białorusinów, Litwinów, Ukraińców, Łemków. Ojciec Miecznikowski tuż po zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki wzniósł przed kościołem symboliczny grób kapelana „Solidarności”.
Być może zarówno ja, jak i Andrzej Słowik zawdzięczamy ojcu Miecznikowskiemu życie. Po pobycie w różnych więzieniach zostaliśmy przeniesieni do Barczewa, gdzie jako więźniowie upomnieliśmy się o swoje prawa. Z braku pozytywnej reakcji podjęliśmy głodówkę protestacyjną, żądając dostępu do książek, możliwości kontaktów między więźniami, wydłużenia spacerów itd. Ojciec Miecznikowski chciał nas odwiedzić, ale władze stanowczo odmawiały, więc za pośrednictwem mojej żony lub adwokatów przekazywał informacje, jak rozróżnić księdza przychodzącego z posługą duchowną od ubeka. Dowiedziałem się np., że prawdziwy ksiądz udzieli w więzieniu rozgrzeszenia warunkowego bez konieczności spowiedzi.