Niedawno w Berlinie nieopodal pomnika żydowskich ofiar Holokaustu wzniesiono monument ku czci zamordowanych przez Trzecią Rzeszę homoseksualistów. Oba obiekty są do siebie podobne i zbudowane z tego samego materiału. Twórcy nowego pomnika twierdzą, że chcieli w ten sposób „podkreślić, iż nie ma żadnych różnic między ofiarami i nie może być mowy o hierarchii ofiar”.
Inicjatywa spotkała się jednak z protestami wielu środowisk żydowskich. Profesor Israel Gutman z instytutu Yad Vashem w Jerozolimie, który sam był więźniem hitlerowskich obozów, nie ukrywa swego wzburzenia. Budowę nowego monumentu nazywa skandalem. Uważa, że pomordowanym homoseksualistom należy się pomnik, ale forma i miejsce, jakie do tego wybrano, są niedopuszczalne. W ten sposób stawia się bowiem znak równości między próbą zagłady całego narodu a cierpieniami niewielkiej grupy o określonych preferencjach seksualnych. Tymczasem – zdaniem Gutmana – skala obu wydarzeń była zupełnie nieporównywalna.
Propagowana przez lobby gejowskie teza o „holokauście homoseksualistów” budziła już wielokrotnie sprzeciwy ze strony żydowskiej. Na przykład Howard L. Hurwitz stwierdził, że „homoseksualiści nigdy nie byli zamykani w gettach ani nie byli przedmiotem eksterminacji”. Eugen Zuckerman, który przeszedł przez wiele niemieckich obozów koncentracyjnych, stwierdził z kolei, że homoseksualiści, których tam spotkał, byli nazistami i członkami SA. Potwierdza to Israel Gutman, który mówi: „Wielu spośród homoseksualistów osadzonych w obozach było narodowymi socjalistami, którzy trafili tam z powodów politycznych rozgrywek wewnątrz NSDAP. Nie byli automatycznie skazani na zagładę”.
Amerykańska badaczka żydowskiego pochodzenia Judith Reisman, która swego czasu zasłynęła tym, że zdemaskowała fałszerstwa raportów Kinseya, postanowiła niedawno odpowiedzieć na pytanie, czy zasadne jest porównywanie prześladowań homoseksualistów podczas II wojny światowej z zagładą Żydów. W efekcie doszła do wniosku, że jest to teza nieuprawniona, a homoseksualiści znajdowali się zarówno po stronie ofiar, jak i nazistów. Żeby lepiej zrozumieć losy homoseksualistów w Trzeciej Rzeszy, należy cofnąć się do II połowy XIX wieku, gdy rodził się nowoczesny niemiecki ruch nacjonalistyczny. Ruch ten od samego początku podkreślał swoją fascynację starożytną Grecją i niechęć do wszystkiego, co żydowskie. To wówczas w całych Niemczech zaczęły powstawać związki męskie, tzw. Männerbundy. Ich założyciele nie ukrywali, że inspirację czerpią z wzorców greckich, przywołując takie twory, jak akademia platońska, hufiec spartański czy legion tebański.
Główni ideologowie tego ruchu, jak Hans Blüher, Karl Heinrich Ulrichs, Benedikt Friedlander czy Kurt Hildebrandt, twierdzili, że zbiorowość mężczyzn jest jedyną dźwignią cywilizacyjną i jedynym prawdziwie twórczym środowiskiem. O ile bowiem człowiek żonaty musi martwić się o rodzinę i dzieci, o tyle mężczyzna oddający się męskiej przyjaźni może skoncentrować się wyłącznie na pracy na rzecz narodu i cywilizacji. Dlatego też zdrowe państwo musi opierać się na męskich związkach, które dostarczać mu będą kadr przywódczych.