[srodtytul]Jak przyjęli to uczestnicy protestów?[/srodtytul]
– Wszyscy włożyli tyle wysiłku w narodową mobilizację pod nazwiskiem Dubczeka, w protesty przeciw okupacji, że gdy wrócił i stało się jasne, że musiał zdradzić, nie chcieliśmy się do tego przyznać między sobą. Udawaliśmy, że nie zauważamy, że zaszła jakaś zmiana – wspomina Jan Budaj. – Łudzono się, że Dubczek jeszcze wróci do scenariusza zmian. Oszukiwaliśmy się jak dzieci.
Dubczek nominalnie jest szefem partii, ale faktycznie decydują ludzie Moskwy – Gustaw Husak, Alois Indra, Drahomir Kolder. 30 października 1968 ogłoszona zostaje nowa formuła federacji czesko-słowackiej, wprowadzająca pełne równouprawnienie. Postulat sprzed roku teraz, w warunkach „normalizacji”, przyjmuje formę łapówki dla Słowaków za odejście od idei wolności. Czesi z rozgoryczeniem obserwują, jak na zamku w Bratysławie z pompą podpisywany jest akt federacji. Jak na pośmiewisko – w dniu 50. rocznicy powstania Czechosłowacji.
W kwietniu 1969 roku Dubczek zostaje usunięty z funkcji przywódcy partii, ale dostaje nagrodę pocieszenia – szefostwo parlamentu. W sierpniu 1969 roku dochodzi do ostatnich demonstracji w rocznicę inwazji. Dzień potem Dubczek podpisuje tzw. obuhovy ustav, czyli ustawę pałkarską pozwalającą zatrzymywać ludzi na całe tygodnie. Także i tych, których dzień wcześniej złapano za okrzyki „Aj Żive Dubcek!”.
W grudniu 1969 Dubczek dostaje posadę ambasadora w Turcji, ale już w czerwcu 1970 roku Husak odwołuje go do kraju i wyrzuca z partii.
[srodtytul]Osiemnaście lat samotności[/srodtytul]
Ulica Mysikova to ciche miejsce u stóp monumentu Slavin. Tu mieszkał Dubczek w domu, który przyznano mu w 1963, gdy został I sekretarzem słowackiej partii komunistycznej. Po powrocie z Turcji nie został pozbawiony przydziałowej willi. W Bratysławie żartowano, że bezpieka zbyt wiele wysiłku włożyła w naszpikowanie domu podsłuchami, by teraz z tego udogodnienia rezygnować.
Były ambasador otrzymuje w 1970 roku przydział pracy do Przedsiębiorstwa Gospodarki Leśnej w Raczy na przedmieściach Bratysławy. Przez 18 lat będzie wyznaczał drwalom normy wyrębu. Za jadącym kolejką do pracy Dubczekiem jeździ wołga ze Statnej Bezpecznosti.
– Nie taniej byłoby dla nas obu, żebyście mnie do pracy zawozili samochodem? – zażartował kiedyś Dubczek.
– Przepisy nie pozwalają
– usłyszał w odpowiedzi.
Juraj Sivos ze słowackiego odpowiednika IPN badał wieloletnią inwigilację Dubczeka przez czechosłowacką bezpiekę: – Jej działania miały dwa wymiary. Pierwszy to była zwykła inwigilacja – chodziło aby nie dopuścić do niego zagranicznych dziennikarzy lub potencjalnych opozycjonistów. Drugi wymiar polegał na otoczeniu Dubczeka agentami wpływu. Ci mieli za zadanie odwodzić go np. od pisania pamiętników czy nakłaniać go by nie sprzeciwiał się władzy.
[wyimek]Aleksander Dubczek chciał w 1968 roku zmian, pochlebiała mu sympatia, jaką cieszył się w społeczeństwie, ale nie umiał postawić się Moskwie[/wyimek]
W ciągu pierwszych 17 lat życia pod nadzorem Dubczek pisał jedynie memoriały do partii wzywające do wewnętrznych zmian. Zachodnim mediom odmawiał wywiadów. Gdy w 1977 powstała pierwsza formalna opozycja w postaci Karty 77, uchylił się od jej podpisania.
Miroslav Kusy, który należał do niewielu bratysławskich tzw. kartystów, mówi: – Dubczek dał mi do zrozumienia, że mógł być jednym z jej twórców, ale jak już powstała bez niego, nie będzie się podpisywać jako jeden z wielu. Może miał nieco racji – w końcu był symbolem o światowej sławie.
Tak wyrozumiałą ocenę odrzuca inny słowacki dysydent Josef Miklosko: – Dubczek czekał na nową szansę od towarzyszy. Miał nadzieję, że partia przywróci go do władzy albo że przypomną sobie o nim Rosjanie.
Politolog Jaroslav Daniska wskazuje, że w latach 70. i 80. Dubczek stał się głośnym symbolem dzięki zapotrzebowaniu na jego legendę ze strony zachodnich partii komunistycznych: – Eurokomuniści hołubili dubczekowski mit „socjalizmu z ludzką twarzą”, bo dawał im moralne alibi wobec kompromitacji komunizmu á la Breżniew. Dlatego, gdy w 1988 roku pozwolono Dubczekowi wyjechać do Włoch i odebrać doktorat honoris causa w Bolonii, został tam powitany jak król.
Po powrocie z Włoch Dubczek jest już pewny, że znów nadchodzi jego czas. Zakłada, że Gorbaczow w ramach planu pieriestrojki zechce wyciągnąć go z bratysławskiego zapomnienia.
– Gorbaczow nie był na tyle mocny, by wysadzić z siodła Husaka –wskazuje Jaroslav Daniska. – A ten na wszystkie aluzje z Moskwy, aby może coś zrobić z prekursorem głasnosti, odpowiadał twardo: albo ja, albo Dubczek. A Moskwa wciąż wolała sprawdzonego Husaka i stojącą za nim armie beneficjentów „normalizacji”.
W końcu Dubczek dochodzi do wniosku, że nie ma co czekać na łaskę partii. W sierpniu 1989 roku pojawia się na procesie piątki bratysławskich dysydentów, którzy uczcili kwiatami zabitych w 1968 roku na Safarikowym Namesti.
– Gdy zaczęliśmy w listopadzie 1989 roku demonstracje na bratysławskim placu SNP – wspomina Frantisek Miklosko – Dubczek stosunkowo długo się zastanawiał, czy to już odpowiedni moment. Wciąż bał się, że zbytnim zbliżeniem do dysydentów pogrzebie sobie szanse na powrót do KPCz. W końcu, choć z oporami, dał się wyciągnąć na trybunę. Ale tak naprawdę myślami był już w Pradze, gdzie antyhusakowska rewolta zdaje się zwyciężać.
[srodtytul]Powrót do obcego świata[/srodtytul]
Na Vaclavskem Namesti w Pradze wieje zimny grudniowy wiatr. Spacerując z Petruską Sustrovą, wspominamy nastrój sprzed 19 lat. Dokładnie z 26 listopada 1989 roku, gdy tłum wypełnił szczelnie ogromny Vaclaviak. Aksamitna rewolucja zwyciężała. Dziesiątki tysięcy ludzi zgromadziły się pod balkonem wydawnictwa Melantrich, na którym pojawiają się Aleksander Dubczek i Vaclav Havel. Dubczeka wszyscy poznają, Havla nie – to jakaś mityczna dysydencka postać, o której mówiły tylko zachodnie radiostacje.
– Dubczek, Dubczek – skanduje wielotysięczny tłum.
Symbol 1968 roku promienieje. Jest przekonany, że teraz otrzyma spóźnioną nagrodę za praską wiosnę i zostanie prezydentem. Niedługo potem w teatrze Laterna Magica – sztabie opozycji z Obcanskeho Forum – dochodzi do spotkania Havla z Dubczekiem.
Havel grzecznie, ale bez pozostawiania złudzeń, mówi Dubczekowi, że nie ma co myśleć o poparciu Forum dla jego prezydentury. A następcą Husaka na Hradczanach będzie on sam, Havel.
Działacz Karty 77 Miroslav Kusy był świadkiem tego dramatycznego spotkania: – Sowieckie wojska wciąż stacjonowały w naszym kraju. Aparat bezpieki, wojska i twardogłowi ciągle byli poważną siłą. Nasz kandydat na prezydenta musiał dawać gwarancję, że nie zawaha się i nie ulęknie się gróźb komunistycznej rekonkwisty. A Dubczek? No cóż, już raz dał się złamać w Moskwie.
Frantisek Miklosko dodaje: – Dubczek zamierzał dokończyć reformę socjalizmu, jaką zaczął w 1968 roku, a my chcieliśmy się z socjalizmem pożegnać.
Petruska Sustrova wspomina zachowanie Dubczeka bez nadmiernej sympatii: – Gdy dotarło do niego, że nie ma szans zostać prezydentem, po prostu się rozpłakał. Pomyślałam sobie: Boże, jak to dobrze, że od tak słabego charakteru nie muszą zależeć losy naszej rewolucji.
Jako nagrodę pocieszenia otrzymuje z poręki Havla funkcję przewodniczącego Zgromadzenia Federalnego, parlamentu nowej federacyjnej Czechosłowacji.
1 września 1992 r. Dubczek ulega ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. Nikt z moich rozmówców nie godzi się mówić tego pod nazwiskiem, ale parokrotnie słyszę, że tragiczna śmierć uratowała jego legendę. Że Dubczek nie umiał się znaleźć w polityce po 1989 roku. Że był o krok od rozmienienia swojej sławy na drobne.
Miroslav Kusy broni jego zasług z ostatnich lat życia: – W skłóconym parlamencie Czechów i Słowaków mediował w wielu konfliktach dyskretnie, ale skutecznie.
Robił, co mógł, aby wspólne państwo przetrwało. Półtora miesiąca po jego śmierci Czechosłowacja rozpada się na dwa osobne kraje.
[srodtytul]Slovenski statnik?[/srodtytul]
Namesti Alexandra Dubczeka w Bratysławie to prestiżowy plac między zamkiem z parlamentem Słowacji. Pod popiersiem Dubczeka dumny tytuł „Slovenski statnik”. Słowo „statnik” przetłumaczyć można jako „działacz państwowy”, ale bardziej górnolotnie to „twórca państwa”.
Pomnik zdaje się sugerować, że były I sekretarz KPCz był protoplastą niepodległej Słowacji. Nadużycie?
Sam Dubczek w swoich wspomnieniach podkreślał, że zawsze troszczył się o podmiotowość Słowaków.
– Myśl Dubczeka winna nas wszystkich inspirować – głosi socjaldemokrata premier Ladislav Fico. W swoich przemówieniach jednym tchem wymienia jako słowackich bohaterów – wolnomyśliciela Milana Stefanika, księdza Andreja Hlinkę i marksistę Dubczeka.
W 40. rocznicę sierpnia 1968 roku parlament słowacki na wniosek rządowej koalicji podjął uchwałę ku czci Dubczeka. Lider słowackich chadeków Pavol Hruszowski głosował przeciw niej. – Tekst uchwały kreował go niemal na antykomunistycznego bojownika o wolność w 1968 r. Tymczasem przez ponad 50 lat był wiernym wyznawcą marksizmu. Owszem, zgodził się na próby reform systemu. Ale bohaterskie chwile Dubczeka można liczyć na miesiące. Wcześniej w latach 50., gdy kierował partią w Trenczynie, a potem w Bratysławie, nie przeszkadzał mu terror wobec niekomunistów i osób wierzących – mówi Hruszowski.
Josefa Majchraka – rocznik 1975 – publicystę pisma „Tyzden”, pytam, dlaczego skoro Dubczek jest dziś w słowackim panteonie, nie mogę w księgarniach w Bratysławie znaleźć jego rzetelnej biografii?
– Słowacy uznają Dubczeka za bohatera, ale nie chcą się zagłębiać w jego różne etapy życia. Dla pokolenia moich rodziców pozostanie nadzieją z lat młodości. W latach 70. i 80. – straconym czasie epoki Husaka – nie stykali się z dysydentami. Znali jedynie nazwisko Dubczeka i to on pozostanie dla nich symbolem dążenia do wolności. Dla mnie i mojego pokolenia Dubczek to postać naiwna. Wierzył, że można komunizm zreformować i ZSRR to zaakceptuje. Tak się nie stało i cenę za jego naiwność, ale i słabość, zapłacili wszyscy Czesi i Słowacy. Gdy ktoś chce o tym pisać, padają rozdrażnione pytania: Po co roztrząsać przeszłość człowieka, który jest – jak piszą gazety – najsłynniejszym Słowakiem na świecie – mówi Majchrak.
Czy to czegoś nam nie przypomina? Czy w podobny sposób nie strofuje się w Polsce tych, którzy zadają pytania na temat przeszłości Lecha Wałęsy?