Zygzaki Aleksandra Dubczeka

Jest bohaterem ze skazą. Jedni nie zamierzają o niej mówić. Drudzy nie chcą zapomnieć

Aktualizacja: 24.12.2008 09:32 Publikacja: 24.12.2008 01:56

Rok 1968, przed sowiecką inwazją. Aleksander Dubczek u szczytu popularności. Wtedy jego gest odczyty

Rok 1968, przed sowiecką inwazją. Aleksander Dubczek u szczytu popularności. Wtedy jego gest odczytywano jako „Trzymajmy się razem”. Po zawodzie, jaki sprawił, opisywano to zdjęcie słowami „Figa z makiem zamiast reform”.

Foto: Forum

– Cała Polska czeka na swojego Dubczeka – to hasło powtarzali sobie Polacy w 1968 roku. W 40 lat po praskiej wiośnie nazwisko czechosłowackiego przywódcy przypominano przy wielu okazjach. Polacy najlepiej znają Aleksandra Dubczeka tylko z czasów wolnościowej praskiej wiosny. Czesi i Słowacy też najchętniej pamiętają osiem miesięcy dubczekowskiej swobody – ale są i tacy, którzy nie umieją zapomnieć, że zawiódł nadzieje i firmował zaciskanie śruby po sowieckiej interwencji.

Pojechałem do Bratysławy i Pragi – miast, z którymi przez większość życia związany był Dubczek, by poznać mniej znane oblicze tego człowieka.

[srodtytul]Dwadzieścia lat stalinizmu[/srodtytul]

Slavin, czyli Góra Sławy – taką nazwę nadano pomnikowi sowieckiej potęgi, jaki góruje nad Bratysławą. Betonowy moloch zbudowany ku czci sześciu tysięcy poległych i pochowanych tu żołnierzy sowieckich jest widoczny prawie z każdego punktu miasta. Monument uwieńczony 40-metrowym obeliskiem powstał na jednym z najwyższych wzgórz nad słowacką stolicą.

Chodząc po tym pomniku sowieckiej dominacji, zauważam datę jego odsłonięcia – 1960 rok. W Polsce stalinizm był od czterech lat przeszłością. W Czechosłowacji trwał aż do 1968 roku. Był to już stalinizm anemiczny – bez masowych czystek i procesów pokazowych, ale na czele z dogmatykiem Antoninem Nowotnym – prezydentem CSRS i szefem KPCz w jednej osobie.

Nowotny, były praski ślusarz, w kółko przypominał młodym przedwojenną biedę i powtarzał, ile zawdzięczają socjalistycznej ojczyźnie – wspomina Petruska Sustrova, była działaczka dysydenckiej Karty 77. – Nowe pokolenie wychowane na słuchanych w zachodnich stacjach The Beatles dostawało mdłości od tego zaduchu. Słowaków z kolei irytowała obsesja Nowotnego unifikowania kraju. W 1967 roku zasłynął atakami na słowacki nacjonalizm w trakcie wizyty w Maticy (Macierzy) Słowackiej – narodowym sanktuarium Słowaków.

Dubczek jako I sekretarz obdarzonej pewną autonomią Komunistycznej Partii Słowacji dawał do zrozumienia, że też ma dość Nowotnego, ale na otwarte wystąpienie przeciw pierwszemu się nie odważał. W końcu, w grudniu 1967 roku, wizytujący Pragę Leonid Breżniew mruknął „Eto wasze dieło”, dając zgodę KPCz na pozbycie się stalinowskiego mastodonta.

Gdy 5 stycznia 1968 roku Aleksander Dubczek został I sekretarzem Komunistycznej Partii Czechosłowacji, dla wielu było to zaskoczenie.

Liberałowie lansowali zwolenników reform: Otę Sika lub Cestmira Cisara. Na nich nie godzili się twardogłowi. Dubczek stał się więc kandydatem kompromisowym. A jako Słowak miał wyjść naprzeciw skargom z Bratysławy na brak partnerstwa z Czechami. Jednocześnie mógł się podobać Moskwie – wskazuje Petruska Sustrova. – Gdy miał trzy lata, wyjechał z rodzicami do ZSRR, którzy w kraju sierpa i młota pomagali budować socjalizm. Do ojczyzny wrócił w 1938 roku. Jego ojciec był jednym z liderów ruchu komunistycznego na Słowacji. W 1944 roku młody „Sasza” wziął udział w słowackim powstaniu narodowym. W połowie lat 50. skierowano go do szkoły ppartyjnej w Moskwie. Doskonale mówił po rosyjsku, co utwierdziło go w fałszywym przekonaniu, że zawsze dogada się z sowieckimi liderami.

– Ambitny i wyczulony na nastroje Dubczek czuł, że po czasach Nowotnego wszyscy czekają na hasło do zmian – wspomina słowacki dysydent Miroslav Kusy. – Wymyślił hasło „socjalizm z ludzką twarzą”. Chciał pewnego poluzowania cugli, ale nie przewidział, jak szybko Czesi i Słowacy wezmą sprawę odnowy we własne ręce.

– Gazety błyskawicznie przeszły od „poluzowania” do walki o jak najszerszy margines swobody – mówi politolog Jaroslav Daniszka.

Ale to, co dla Dubczeka miało być pewnym tylko poluzowaniem atmosfery, szybko nabrało szokującego Moskwę wymiaru.

Okazało się, że w samej partii komunistycznej jest ogromna liczba ludzi chcących nadrobić zmarnowane w stalinowskiej zamrażarce lata. Gazety pisały o konieczności reformy socjalistycznej ekonomii i witały kluby polityczne bezpartyjnych. Fala rehabilitacji za zbrodnie lat 50. wykreowała Klub 231, rodzaj organizacji opozycyjnej.

– Dubczekowi wszystko wymknęło się z rąk – mówi były opozycjonista Jan Budaj. – Był naiwny – nie przypuszczał, że ludzie sięgać będą poza to, na co im łaskawie pozwolono.

Ale też bardzo pochlebiała mu sympatia społeczna, którą zdobył poprzez niestawianie tamy obywatelskim aspiracjom.

Próbował dogodzić obu stronom. Kłamał Sowietom, mówiąc, że wszystko ma pod kontrolą. Sam oszukiwał siebie, mówiąc swoim rodakom, że uspokoił Breżniewa co do rozwoju sytuacji.

Część obywateli Czechosłowacji myślała, że skoro Dubczek akceptuje zmiany, to chce poprowadzić ich ku jakiejś formie demokracji, i uznawała jego ukłony wobec socjalistycznej wspólnoty wyłącznie za grę. Z kolei Kreml podejrzewał, że skoro pozwala na tyle zmian, to tylko udaje, że jest komunistą, a tak naprawdę prowadzi Czechosłowację ku oderwaniu się od sowieckiego bloku.

Prawda była taka, że Dubczek chciał zmian, jednak jako komunista nie był gotowy postawić się Moskwie. Brał społeczny kredyt, ale nie chciał go spłacić. Przynajmniej na tych warunkach, o jakich marzyli jego fani.

Kolejne szczyty liderów bloku sowieckiego w Dreźnie, Moskwie, Warszawie i w Czernej nad Cisą nie rozwiały obaw Moskwy i przybliżały Breżniewa do decyzji o interwencji.

W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 roku rozpoczął się najazd sowieckich czołgów i wojsk pozostałych państw Układu Warszawskiego (bez Rumunii) na Czechosłowację.

Jaroslav Daniska mówi: – Dubczek bardzo wcześnie otrzymał informacje o najeździe Rosjan – parę godzin wcześniej, zanim czołgi przekroczyły granicę. A jednak nic nie zrobił, był jak sparaliżowany. Gdy sowieccy komandosi wpadli od jego gabinetu – oburzony chciał dzwonić do Breżniewa. Sowiecki desantnik zabrał mu z ręki słuchawkę, a potem bez skrupułów wyrwał kabel ze ściany.

Czołówka partii i rządu z Dubczekiem na czele została wywieziona do Moskwy.

[srodtytul]Kapitulacja

po pięciu dniach[/srodtytul]

Gdy sowieckie czołgi wjechały do centrum Bratysławy, miejscem protestów stało się Safarikove Namesti. 21 sierpnia rozdrażnieni naporem tłumu Rosjanie otworzyli ogień do demonstrantów, zabijając trzy osoby. Kałuża krwi na schodach uniwersytetu po zabitej 15-letniej Margicie Koszanowej szybko została pokryta setkami wiązanek kwiatów.

Uniwersyteckie schody stają się takim samym symbolem oporu jak w Pradze pomnik św. Wacława na Vaclavskim Namesti. Tego samego dnia w Pradze są 22 ofiary Sowietów. W całej CSRS jest 21 sierpnia 58 ofiar.

W całej Czechosłowacji rozlepiane są plakaty z portretami Dubczeka i prezydenta Swobody i hasłem: Nie dajcie się – my was nie zdradzimy. Porwana na Kreml czołówka partyjno-rządowa zaczyna rozmowy z Rosjanami. Prezydent Ludwik Swoboda, uważany za wojennego bohatera i patriotę, sam przyleciał do Moskwy. Być może jako agent sowiecki, zwerbowany w latach II wojny światowej, dostał polecenie zameldowania się na Kremlu dla zmiękczenia reszty internowanych.

Swoboda straszy, że odmowa przyjęcia żądań Rosjan, zaakceptowania inwazji i odejścia od reform ściągnie na przywódców partii i rządu odpowiedzialność za dalsze rozruchy i śmierć kolejnych ofiar. Najszybciej pękają szef parlamentu Josef Smrkovsky i premier Oldrich Cernik. Natomiast Dubczek jako jeden z ostatnich zgadza się podpisać tajne protokoły moskiewskie sankcjonujące inwazję i wprowadzające na kluczowe stanowiska w KPCz ludzi Moskwy. Jedynie szef Frontu Narodowego Frantisek Kriegel – polski Żyd ze Stanisławowa – odmawia zaakceptowania dyktatu. Dekadę później podpisze Kartę 77.

Dlaczego Dubczek, w imię którego demonstrowali i ginęli Czesi i Słowacy, w końcu uległ?

Jan Budaj, słowacki dysydent, mówi: – Lata wielkiej czystki stalinowskiej 1937 – 1938 Dubczek spędził w ZSRR. To doświadczenie, jakiego się nie zapomina. Mówił mi po latach, że przeżył straszne rzeczy, ale o szczegółach nie chciał opowiadać. Pewną rolę odegrał też nawyk posłuszeństwa wyniesiony z aparatu partyjnego. Uchwycił się autorytetu starszego od siebie Swobody. Po latach mówił mi: „Nie wiedziałem, że Swoboda od lat był sowieckim agentem”. Cały Dubczek! Tak naiwny, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać.

Miroslav Kusy, sygnatariusz Karty 77, zaznacza: – To prawda, podpisał protokoły moskiewskie, ale dopiero po pięciu dniach. Jako komuniście wbijano mu do głowy, że naciskowi Kremla nie sposób się przeciwstawić. Mówił Rosjanom: dajcie mi trochę luzu, a uspokoję nastroje. Do rodaków puszczał oko, że nie wszystko stracone. Ta gra na dwie strony nie mogła się udać, bo teraz Sowieci mieli wszystkie karty w ręku.

Dubczek wraca do Pragi, pozostaje nadal I sekretarzem KPCz i wzywa do zakończenia protestów oraz zaakceptowania obecności Rosjan.

[srodtytul]Jak przyjęli to uczestnicy protestów?[/srodtytul]

– Wszyscy włożyli tyle wysiłku w narodową mobilizację pod nazwiskiem Dubczeka, w protesty przeciw okupacji, że gdy wrócił i stało się jasne, że musiał zdradzić, nie chcieliśmy się do tego przyznać między sobą. Udawaliśmy, że nie zauważamy, że zaszła jakaś zmiana – wspomina Jan Budaj. – Łudzono się, że Dubczek jeszcze wróci do scenariusza zmian. Oszukiwaliśmy się jak dzieci.

Dubczek nominalnie jest szefem partii, ale faktycznie decydują ludzie Moskwy – Gustaw Husak, Alois Indra, Drahomir Kolder. 30 października 1968 ogłoszona zostaje nowa formuła federacji czesko-słowackiej, wprowadzająca pełne równouprawnienie. Postulat sprzed roku teraz, w warunkach „normalizacji”, przyjmuje formę łapówki dla Słowaków za odejście od idei wolności. Czesi z rozgoryczeniem obserwują, jak na zamku w Bratysławie z pompą podpisywany jest akt federacji. Jak na pośmiewisko – w dniu 50. rocznicy powstania Czechosłowacji.

W kwietniu 1969 roku Dubczek zostaje usunięty z funkcji przywódcy partii, ale dostaje nagrodę pocieszenia – szefostwo parlamentu. W sierpniu 1969 roku dochodzi do ostatnich demonstracji w rocznicę inwazji. Dzień potem Dubczek podpisuje tzw. obuhovy ustav, czyli ustawę pałkarską pozwalającą zatrzymywać ludzi na całe tygodnie. Także i tych, których dzień wcześniej złapano za okrzyki „Aj Żive Dubcek!”.

W grudniu 1969 Dubczek dostaje posadę ambasadora w Turcji, ale już w czerwcu 1970 roku Husak odwołuje go do kraju i wyrzuca z partii.

[srodtytul]Osiemnaście lat samotności[/srodtytul]

Ulica Mysikova to ciche miejsce u stóp monumentu Slavin. Tu mieszkał Dubczek w domu, który przyznano mu w 1963, gdy został I sekretarzem słowackiej partii komunistycznej. Po powrocie z Turcji nie został pozbawiony przydziałowej willi. W Bratysławie żartowano, że bezpieka zbyt wiele wysiłku włożyła w naszpikowanie domu podsłuchami, by teraz z tego udogodnienia rezygnować.

Były ambasador otrzymuje w 1970 roku przydział pracy do Przedsiębiorstwa Gospodarki Leśnej w Raczy na przedmieściach Bratysławy. Przez 18 lat będzie wyznaczał drwalom normy wyrębu. Za jadącym kolejką do pracy Dubczekiem jeździ wołga ze Statnej Bezpecznosti.

– Nie taniej byłoby dla nas obu, żebyście mnie do pracy zawozili samochodem? – zażartował kiedyś Dubczek.

– Przepisy nie pozwalają

– usłyszał w odpowiedzi.

Juraj Sivos ze słowackiego odpowiednika IPN badał wieloletnią inwigilację Dubczeka przez czechosłowacką bezpiekę: – Jej działania miały dwa wymiary. Pierwszy to była zwykła inwigilacja – chodziło aby nie dopuścić do niego zagranicznych dziennikarzy lub potencjalnych opozycjonistów. Drugi wymiar polegał na otoczeniu Dubczeka agentami wpływu. Ci mieli za zadanie odwodzić go np. od pisania pamiętników czy nakłaniać go by nie sprzeciwiał się władzy.

[wyimek]Aleksander Dubczek chciał w 1968 roku zmian, pochlebiała mu sympatia, jaką cieszył się w społeczeństwie, ale nie umiał postawić się Moskwie[/wyimek]

W ciągu pierwszych 17 lat życia pod nadzorem Dubczek pisał jedynie memoriały do partii wzywające do wewnętrznych zmian. Zachodnim mediom odmawiał wywiadów. Gdy w 1977 powstała pierwsza formalna opozycja w postaci Karty 77, uchylił się od jej podpisania.

Miroslav Kusy, który należał do niewielu bratysławskich tzw. kartystów, mówi: – Dubczek dał mi do zrozumienia, że mógł być jednym z jej twórców, ale jak już powstała bez niego, nie będzie się podpisywać jako jeden z wielu. Może miał nieco racji – w końcu był symbolem o światowej sławie.

Tak wyrozumiałą ocenę odrzuca inny słowacki dysydent Josef Miklosko: – Dubczek czekał na nową szansę od towarzyszy. Miał nadzieję, że partia przywróci go do władzy albo że przypomną sobie o nim Rosjanie.

Politolog Jaroslav Daniska wskazuje, że w latach 70. i 80. Dubczek stał się głośnym symbolem dzięki zapotrzebowaniu na jego legendę ze strony zachodnich partii komunistycznych: – Eurokomuniści hołubili dubczekowski mit „socjalizmu z ludzką twarzą”, bo dawał im moralne alibi wobec kompromitacji komunizmu á la Breżniew. Dlatego, gdy w 1988 roku pozwolono Dubczekowi wyjechać do Włoch i odebrać doktorat honoris causa w Bolonii, został tam powitany jak król.

Po powrocie z Włoch Dubczek jest już pewny, że znów nadchodzi jego czas. Zakłada, że Gorbaczow w ramach planu pieriestrojki zechce wyciągnąć go z bratysławskiego zapomnienia.

– Gorbaczow nie był na tyle mocny, by wysadzić z siodła Husaka –wskazuje Jaroslav Daniska. – A ten na wszystkie aluzje z Moskwy, aby może coś zrobić z prekursorem głasnosti, odpowiadał twardo: albo ja, albo Dubczek. A Moskwa wciąż wolała sprawdzonego Husaka i stojącą za nim armie beneficjentów „normalizacji”.

W końcu Dubczek dochodzi do wniosku, że nie ma co czekać na łaskę partii. W sierpniu 1989 roku pojawia się na procesie piątki bratysławskich dysydentów, którzy uczcili kwiatami zabitych w 1968 roku na Safarikowym Namesti.

– Gdy zaczęliśmy w listopadzie 1989 roku demonstracje na bratysławskim placu SNP – wspomina Frantisek Miklosko – Dubczek stosunkowo długo się zastanawiał, czy to już odpowiedni moment. Wciąż bał się, że zbytnim zbliżeniem do dysydentów pogrzebie sobie szanse na powrót do KPCz. W końcu, choć z oporami, dał się wyciągnąć na trybunę. Ale tak naprawdę myślami był już w Pradze, gdzie antyhusakowska rewolta zdaje się zwyciężać.

[srodtytul]Powrót do obcego świata[/srodtytul]

Na Vaclavskem Namesti w Pradze wieje zimny grudniowy wiatr. Spacerując z Petruską Sustrovą, wspominamy nastrój sprzed 19 lat. Dokładnie z 26 listopada 1989 roku, gdy tłum wypełnił szczelnie ogromny Vaclaviak. Aksamitna rewolucja zwyciężała. Dziesiątki tysięcy ludzi zgromadziły się pod balkonem wydawnictwa Melantrich, na którym pojawiają się Aleksander Dubczek i Vaclav Havel. Dubczeka wszyscy poznają, Havla nie – to jakaś mityczna dysydencka postać, o której mówiły tylko zachodnie radiostacje.

– Dubczek, Dubczek – skanduje wielotysięczny tłum.

Symbol 1968 roku promienieje. Jest przekonany, że teraz otrzyma spóźnioną nagrodę za praską wiosnę i zostanie prezydentem. Niedługo potem w teatrze Laterna Magica – sztabie opozycji z Obcanskeho Forum – dochodzi do spotkania Havla z Dubczekiem.

Havel grzecznie, ale bez pozostawiania złudzeń, mówi Dubczekowi, że nie ma co myśleć o poparciu Forum dla jego prezydentury. A następcą Husaka na Hradczanach będzie on sam, Havel.

Działacz Karty 77 Miroslav Kusy był świadkiem tego dramatycznego spotkania: – Sowieckie wojska wciąż stacjonowały w naszym kraju. Aparat bezpieki, wojska i twardogłowi ciągle byli poważną siłą. Nasz kandydat na prezydenta musiał dawać gwarancję, że nie zawaha się i nie ulęknie się gróźb komunistycznej rekonkwisty. A Dubczek? No cóż, już raz dał się złamać w Moskwie.

Frantisek Miklosko dodaje: – Dubczek zamierzał dokończyć reformę socjalizmu, jaką zaczął w 1968 roku, a my chcieliśmy się z socjalizmem pożegnać.

Petruska Sustrova wspomina zachowanie Dubczeka bez nadmiernej sympatii: – Gdy dotarło do niego, że nie ma szans zostać prezydentem, po prostu się rozpłakał. Pomyślałam sobie: Boże, jak to dobrze, że od tak słabego charakteru nie muszą zależeć losy naszej rewolucji.

Jako nagrodę pocieszenia otrzymuje z poręki Havla funkcję przewodniczącego Zgromadzenia Federalnego, parlamentu nowej federacyjnej Czechosłowacji.

1 września 1992 r. Dubczek ulega ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. Nikt z moich rozmówców nie godzi się mówić tego pod nazwiskiem, ale parokrotnie słyszę, że tragiczna śmierć uratowała jego legendę. Że Dubczek nie umiał się znaleźć w polityce po 1989 roku. Że był o krok od rozmienienia swojej sławy na drobne.

Miroslav Kusy broni jego zasług z ostatnich lat życia: – W skłóconym parlamencie Czechów i Słowaków mediował w wielu konfliktach dyskretnie, ale skutecznie.

Robił, co mógł, aby wspólne państwo przetrwało. Półtora miesiąca po jego śmierci Czechosłowacja rozpada się na dwa osobne kraje.

[srodtytul]Slovenski statnik?[/srodtytul]

Namesti Alexandra Dubczeka w Bratysławie to prestiżowy plac między zamkiem z parlamentem Słowacji. Pod popiersiem Dubczeka dumny tytuł „Slovenski statnik”. Słowo „statnik” przetłumaczyć można jako „działacz państwowy”, ale bardziej górnolotnie to „twórca państwa”.

Pomnik zdaje się sugerować, że były I sekretarz KPCz był protoplastą niepodległej Słowacji. Nadużycie?

Sam Dubczek w swoich wspomnieniach podkreślał, że zawsze troszczył się o podmiotowość Słowaków.

– Myśl Dubczeka winna nas wszystkich inspirować – głosi socjaldemokrata premier Ladislav Fico. W swoich przemówieniach jednym tchem wymienia jako słowackich bohaterów – wolnomyśliciela Milana Stefanika, księdza Andreja Hlinkę i marksistę Dubczeka.

W 40. rocznicę sierpnia 1968 roku parlament słowacki na wniosek rządowej koalicji podjął uchwałę ku czci Dubczeka. Lider słowackich chadeków Pavol Hruszowski głosował przeciw niej. – Tekst uchwały kreował go niemal na antykomunistycznego bojownika o wolność w 1968 r. Tymczasem przez ponad 50 lat był wiernym wyznawcą marksizmu. Owszem, zgodził się na próby reform systemu. Ale bohaterskie chwile Dubczeka można liczyć na miesiące. Wcześniej w latach 50., gdy kierował partią w Trenczynie, a potem w Bratysławie, nie przeszkadzał mu terror wobec niekomunistów i osób wierzących – mówi Hruszowski.

Josefa Majchraka – rocznik 1975 – publicystę pisma „Tyzden”, pytam, dlaczego skoro Dubczek jest dziś w słowackim panteonie, nie mogę w księgarniach w Bratysławie znaleźć jego rzetelnej biografii?

– Słowacy uznają Dubczeka za bohatera, ale nie chcą się zagłębiać w jego różne etapy życia. Dla pokolenia moich rodziców pozostanie nadzieją z lat młodości. W latach 70. i 80. – straconym czasie epoki Husaka – nie stykali się z dysydentami. Znali jedynie nazwisko Dubczeka i to on pozostanie dla nich symbolem dążenia do wolności. Dla mnie i mojego pokolenia Dubczek to postać naiwna. Wierzył, że można komunizm zreformować i ZSRR to zaakceptuje. Tak się nie stało i cenę za jego naiwność, ale i słabość, zapłacili wszyscy Czesi i Słowacy. Gdy ktoś chce o tym pisać, padają rozdrażnione pytania: Po co roztrząsać przeszłość człowieka, który jest – jak piszą gazety – najsłynniejszym Słowakiem na świecie – mówi Majchrak.

Czy to czegoś nam nie przypomina? Czy w podobny sposób nie strofuje się w Polsce tych, którzy zadają pytania na temat przeszłości Lecha Wałęsy?

– Cała Polska czeka na swojego Dubczeka – to hasło powtarzali sobie Polacy w 1968 roku. W 40 lat po praskiej wiośnie nazwisko czechosłowackiego przywódcy przypominano przy wielu okazjach. Polacy najlepiej znają Aleksandra Dubczeka tylko z czasów wolnościowej praskiej wiosny. Czesi i Słowacy też najchętniej pamiętają osiem miesięcy dubczekowskiej swobody – ale są i tacy, którzy nie umieją zapomnieć, że zawiódł nadzieje i firmował zaciskanie śruby po sowieckiej interwencji.

Pozostało 98% artykułu
Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska