Operacja „Akcja”

Reaktywacja przedwojennych przedsiębiorstw. ABW bada wielki popyt na kolekcjonerskie akcje firm. Czy zamieniono je w wartościowe udziały?

Aktualizacja: 18.04.2009 03:47 Publikacja: 18.04.2009 03:46

Służby sprawdzają, czy nie doszło do fałszerstwa m.in. przy reaktywacji Tomaszowskiej Fabryki Sztucz

Służby sprawdzają, czy nie doszło do fałszerstwa m.in. przy reaktywacji Tomaszowskiej Fabryki Sztucznego Jedwabiu. Na zdjęciu pracownicy zakładu w 1927 r.

Foto: NAC

W styczniu 2009 r. funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego badali dokumenty kilkunastu reaktywowanych spółek przedwojennych znajdujące się w archiwum Ministerstwa Finansów.

W jednym z pomieszczeń resortu, gdzie trzymano szczotki i środki czystości, znaleziono stół. Leżały na nim setki przedwojennych obligacji. – Niewykluczone, że ktoś z ministerstwa mógł nimi handlować – twierdzi jeden z pracowników resortu. Dodaje, że na razie nie wiadomo, skąd pochodziły akcje i czy na ich podstawie można było reaktywować spółki.

[srodtytul]Nagły popyt na akcje[/srodtytul]

Kolorowe, bogato zdobione, oprawione w ramki – stare akcje przedwojennych polskich przedsiębiorstw znakomicie prezentują się np. na ścianach gabinetów szefów instytucji finansowych czy w mieszkaniach zwykłych kolekcjonerów.

Pojedyncze egzemplarze albo nawet całe pakiety można kupić na popularnych serwisach aukcyjnych w Internecie lub w antykwariatach. Kosztują od kilku do kilkuset złotych za sztukę. Choć trafiają się i kolekcjonerskie rzadkości za tysiące złotych.

Skąd wzięły się w składziku w Ministerstwie Finansów? Być może pochodziły z depozytów państwowych banków. – Od lat pojawiały się bowiem informacje, że duża część z nich w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach została opróżniona – mówi nasz informator z MF.

Na początku lat 90. nikt nie interesował się reprywatyzacją, a spadkobiercy przedwojennych akcji, które zdeponowano w bankach, najczęściej nie mogli nawet ich zobaczyć.

Jak wynika z ustaleń „Rz”, styczniowa akcja w Ministerstwie Finansów to efekt śledztwa prowadzonego przez ABW. Od przynajmniej dwóch lat do Agencji docierają informacje o masowym skupie przedwojennych akcji niektórych przedsiębiorstw. – Wynajmowano np. studentów, którzy przeczesywali antykwariaty, sklepy ze starociami, a także Internet, i kupowali akcje zleconych przedsiębiorstw. Sprawa jest na tyle ważna dla państwa, że jest na bieżąco monitorowana – mówi „Rz” funkcjonariusz ABW.

W jakim celu skupowano akcje? Dlaczego te informacje zaniepokoiły polskie służby? Do czego mogą posłużyć papiery, które mają tylko kolekcjonerską wartość?

[srodtytul]Miliardy na reaktywacji?[/srodtytul]

Służby podejrzewają, że reaktywacje niektórych przedwojennych firm mogą być oparte na „legalizacji” kolekcjonerskich papierów.

– Papiery kupowane w celach kolekcjonerskich, np. na Allegro, nie mogą posłużyć do reaktywacji spółki – tłumaczy mecenas Roman Nowosielski, ekspert w sprawach reprywatyzacji. – Należy wykazać się odpowiednimi dokumentami, np. umową kupna takich akcji w celach inwestycyjnych, lub też udowodnić, że jest się spadkobiercą udziałów danej spółki, i zgromadzić 10 procent wszystkich akcji spółki, które przenoszą tzw. prawa akcyjne.

Do tego potrzebna jest „legalizacja” kolekcjonerskich akcji. Jak to się robi? Można fałszować dokumenty zakupu albo np. odszukać spadkobierców i uzyskać dokument zakupu akcji jako udziału w przedsiębiorstwie, a nie zabytkowego dokumentu.

Dzięki reaktywacji akcjonariusze takich przedsiębiorstw mogą się starać o zwrot majątków firm, które po II wojnie światowej zagrabiło państwo. Szacuje się, że roszczenia z tego tytułu mogą sięgać w Polsce miliardów złotych. Z informacji „Rz” zbliżonych do ABW wynika, że może istnieć kilkadziesiąt tysięcy firm, których nie wykreślono z rejestrów handlowych i które dzięki temu można reaktywować.

Mecenas Nowosielski przyznaje, że istnieje duże pole do nadużyć.

– Zawsze gdy ktoś się do mnie zgłasza w sprawie reaktywacji przedwojennego przedsiębiorstwa, żądam dowodu zakupu akcji. Nie mogę bowiem ryzykować, że wprowadzę potem w błąd sąd. Jeśli zauważę cokolwiek dziwnego, to od razu rezygnuję z takiej sprawy – podkreśla Nowosielski.

W 2007 r. „Gazeta Wyborcza” informowała, że wątpliwości prezydenta Katowic Piotra Uszoka wzbudzili akcjonariusze reaktywowanej przedwojennej spółki Giesche SA. Przed wojną była jednym z największych przedsiębiorstw na Śląsku, które posiadało nie tylko wiele nieruchomości, ale również kopalnie rud żelaza, węgla brunatnego i kamiennego oraz huty. Nowi akcjonariusze, którzy reaktywowali ją w 2005 r., zaczęli rościć sobie prawo do majątku obejmującego m.in. jedną trzecią Katowic.

[srodtytul]Wątpliwości prezydenta Katowic[/srodtytul]

Uszok zawiadomił organy ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa.

Od ponad roku śledztwo w sprawie podejrzenia usiłowania oszustwa przez osoby działające w imieniu spółki Giesche SA prowadzi katowicka delegatura ABW pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu. – Badane są okoliczności reaktywowania spółki Giesche SA na podstawie przedwojennych akcji tej spółki – mówi „Rz” Irena Mazurkiewicz-Kondrat, rzecznik prokuratury w Tarnobrzegu. Nie chce mówić o szczegółach śledztwa. Z nieoficjalnych informacji „Rz” wynika, że śledczy podejrzewają, iż akcje, które posłużyły do reaktywacji, mogły mieć właśnie wartość tylko kolekcjonerską.

W ramach śledztwa funkcjonariusze ABW przeszukali domy udziałowców spółki Giesche oraz kancelarię mecenasa Leszka Pachulskiego, który reprezentuje reaktywowaną spółkę.

Prezesem i udziałowcem reaktywowanej Giesche jest trójmiejski biznesmen Maciej Niegrzybowski. Nie chciał rozmawiać z „Rz” i odesłał nas do Pachulskiego. Prawnik stwierdził, że śledztwo „jest żałosne”. Według niego ma służyć przewlekaniu postępowań związanych ze zwrotem majątku spółki.

[srodtytul]Akcje w walizce taty[/srodtytul]

Zapytaliśmy prawnika, w jakich okolicznościach Niegrzybowski nabył przedwojenne akcje? Pachulski stwierdził, że od osoby fizycznej, ale o szczegółach transakcji nie chciał opowiadać. – Wszystko przebiegało zgodnie z prawem – uciął.

Sprawdziliśmy, że Niegrzybowski zasiada także we władzach dwóch innych reaktywowanych spółek przedwojennych: Warszawskiego Towarzystwa Fabryki Cukru SA oraz Zakładów Amunicyjnych Pocisk SA. Z dokumentów, do których dotarła „Rz”, wynika, że dokumentacje tych spółek również bada ABW.

Na liście sprawdzanych firm znajdują się też m.in. Zakłady Hohenlohego SA w Katowicach, Sierszańskie Zakłady Górnicze SA w Sierszy, Vacum Oil Company SA w Czechowicach, Śląskie Zakłady Elektryczne SA, Tomaszowska Fabryka Sztucznego Jedwabiu, a także browary Haberbusch & Schiele. Wszystkie łączy to samo – przed wojną posiadały ogromny majątek.

Udziałowcem niektórych z tych spółek jest Tomasz Górniak – kolekcjoner akcji. U niego także pojawili się na przeszukaniu funkcjonariusze ABW. – Byłem tym mocno zaskoczony, bo nie przekraczam prawa – mówi „Rz” Górniak. W jaki sposób nabył akcje, dzięki którym udało się reaktywować spółki? – Ojciec przywiózł po wojnie dwie walizki pełne akcji – odpowiada. Nie pamięta jednak, skąd one pochodziły i w jaki sposób ojciec wszedł w ich posiadanie.

Z Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że z częścią reaktywowanych przedwojennych spółek związany jest także 59-letni pochodzący z Łodzi biznesmen Antoni Feldon. To prezes Stowarzyszenia Przemysłowców Polskich, które zrzesza osoby posiadające udziały w przedwojennych spółkach.

W rozmowie z „Rz” przyznał, że nie wie nic o śledztwie ABW. Twierdzi, że jego działania są zgodne z prawem. – Mam prawo do roszczeń, bo moja rodzina miała udziały w tych spółkach – mówi Feldon. Pytany o kontrowersje wokół spółki Giesche, odpowiada krótko: – Ponoszą konsekwencje swojej chytrości.

Dopytywany nie chce jednak powiedzieć o sprawie tej spółki ani słowa więcej.

[srodtytul]Małżeński biznes[/srodtytul]

W spółkach, którymi interesuje się ABW, zasiada również 35-letnia Magdalena Kowalska-Jędrzejowska, warszawska prawniczka specjalizująca się w sprawach reprywatyzacyjnych. Jak zainteresowała się tym tematem? „Uważam, że jestem najlepszym polskim prawnikiem w tym zakresie” – odpisała „Rz”.

Udziałowcem reaktywowanych przedwojennych przedsiębiorstw jest także jej mąż Robert Jędrzejowski, prezes spółki Sovereign Capital. Jak wynika z jednego z aneksów (kwiecień 2008 r.), do jej prospektu emisyjnego posiada on udziały: Białostockiego Towarzystwa Elektryczności SA, Elektrowni w Kielcach SA, Łódzkiego Towarzystwa Elektrycznego SA, Elektrowni w Piotrkowie SA i Częstochowskiego Towarzystwa Elektrycznego SA. W przesłanym do „Rz” piśmie Jędrzejowski twierdzi, że zakupił je wiele lat temu od osoby fizycznej w celu zgodnym z prawem. Zaznacza, że nic nie wie o śledztwie ABW.

[srodtytul]Krauze też reaktywował[/srodtytul]

W styczniu 2009 r. miesięcznik „Forbes” pisał, że wśród osób, które reaktywowały przedwojenne firmy, jest Ryszard Krauze, jeden z najbogatszych Polaków. Biznesmen reaktywował spółkę C.Ulrich założoną w 1805 r. w Warszawie. – Spółka odzyskała około 20 ha na warszawskiej Woli. Tam, gdzie teraz stoi centrum handlowe Wola Park – mówił gazecie Zbigniew Szachniewicz, członek zarządu C.Ulrich. Drugą reaktywowaną przez Krauzego spółką jest trójmiejskie Pierwsze Polskie Towarzystwo Kąpieli Morskich. Uzyskało odszkodowanie za tereny, które zostały zajęte pod ulice i torowiska. Spółka walczy jeszcze o jedną z działek w centrum Gdyni.

Jak ustaliła „Rz”, ze śledczymi badającymi sprawę przedwojennych akcji współpracują przedstawiciele Komisji Nadzoru Finansowego. Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF, twierdzi, że nie ma w tym nic dziwnego. „Jeśli w toku sprawowania nadzoru nad rynkiem finansowym natrafiamy na wątki potencjalnych nadużyć, to podejmujemy współpracę z instytucjami, które mają w tym zakresie jurysdykcję” – odpisał „Rz”.

Rząd pracuje obecnie nad ustawą reprywatyzacyjną. Resort skarbu skierował ją już do Komitetu Stałego Rady Ministrów. Nie przewidziano w niej jednak wypłaty odszkodowań dla posiadaczy udziałów lub akcji przedwojennych spółek.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że problemem ma rozwiązać Ministerstwo Finansów, które niebawem powinno przygotować przepisy regulujące tę kwestię.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora:

[mailto=p.nisztor@rp.pl]p.nisztor@rp.pl[/mail][/i]

[ramka][b]Danuta Frey - dziennikarka „Rzeczpospolitej”[/b]

Przedwojenne spółki akcyjne można sądownie reaktywować, o ile nie zostały wykreślone z rejestru handlowego względnie jeżeli takie wykreślenie zostanie uznane za nieważne, gdyż nastąpiło bez wniosku osoby uprawnionej i bez postępowania likwidacyjnego. Stosuje się wtedy przepisy kodeksu postępowania cywilnego oraz kodeksu spółek handlowych.Takie spółki, jak np.: Hotel Europejski SA, Wedel SA, Bracia Jabłkowscy SA, Towarzystwo Akcyjne Fabryki Ołówków czy spółka Strem, odzyskują niejednokrotnie dawny majątek. Jednak tylko wtedy, jeżeli jego przejęcie w PRL nastąpiło z naruszeniem prawa.

Ani dekret o reformie rolnej,ani ustawa nacjonalizacyjna,ani dekret o gruntach warszawskich, stanowiące najczęstsze powody jego utraty, nie przestały bowiem do dziś obowiązywać. [/ramka]

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem