„Za tezami Cenckiewicza stoją plugawe domysły” (Aleksander Hall), „Czy można dopuszczać do tego typu dokumentacji ludzi z rodowodem i wychowaniem UB-eckim jak w przypadku historyka i literata Cenckiewicza” (Lech Wałęsa) – to tylko niektóre z cytatów, jakie na okładce swojej najnowszej książki zamieszcza Sławomir Cenckiewicz. „Śladami bezpieki i partii” ma się pojawić na rynku księgarskim w przyszłym tygodniu.

Już we wprowadzeniu były historyk IPN bierze na cel swoich krytyków: – Adama Michnika, jego prawnika Piotra Rogowskiego, Jacka Żakowskiego, Andrzeja Friszke, Wojciecha Czuchnowskiego, Monikę Olejnik, Tomasz Lisa i Kamila Durczoka. Cenckiewicz zarzuca im kłamstwa na temat jego książek i publicystyki. Andrzejowi Friszkemu wytyka, że minął się z prawdą pisząc, że w głośnej książce o Lechu Wałęsie nie opublikowano dokumentu świadczącego na korzyść byłego przywódcy „Solidarności”. Jak dowodzi autor dokument został w książce nie tylko omówiony ale i opublikowany w całości. Prostuje też informacje Olejnik i Durczoka, którzy mówili, że pisząc książkę z Piotrem Gontarczykiem, nie próbowali się skontaktować z Wałęsą. Jest na to dowód – korespondencja z Lechem Wałęsą.

Książka Cenckiewicza to w większości wybór jego tekstów, które ukazały się wcześniej w różnych czasopismach (w tym w „Rzeczpospolitej”). Historyk ujawnia też i nowe informacje. Wraca do sprawy nuncjusza apostolskiego Józefa Kowalczyka, którego wywiad PRL zarejestrował jako Kontakt Informacyjny „Cappino” (o czym informowała „Rz”). Autor, który nie przesądza, czy ks. Kowalczyk miał świadomość, że rozmawiał ze Służbą Bezpieczeństwa, ujawnia nowy dokument w tej sprawie. To szyfrogram z 1989 r. sporządzony krótko przed nominacją duchownego na stanowisko nuncjusza apostolskiego. Według Cenckiewicza świadczy o tym, że SB kontaktowała się z ks. Kowalczykiem również w drugiej połowie lat 80. Publikowane do tej pory dokumenty pochodziły z początku lat 80.