Juliusz Zdanowski (ziemianin, polityk związany z Narodową Demokracją) w dzienniku: Kajet ten kosztuje osiem razy drożej aniżeli ostatni kupiony osiem miesięcy temu! Gdzie nas to poniesie? Niedługo zamiast zadrukowanego pieniądza wypadnie dawać biały kawałek papieru, bo druk się nie opłaci, a papier będzie rzeczą podzielną i łatwo wymienną, jak dawniej złoto. Już żelazo w fenigówkach jest więcej warte aniżeli wypisana na nim cena. Warszawa, 22 maja 1920 [„Dziennik Juliusza Zdanowskiego, t. 3: 4 VIII 1919–28 III 1921", Szczecin 2014]
Z rozporządzenia władz Pabianic: Obecnie handel w większości wypadków stał się zajęciem przygodnym w rękach osób niepowołanych i niefachowych, traktujących go jako chwilową lokatę kapitałów lub źródło łatwych a obfitych zysków. Handel, w ten sposób traktowany [...] daje możność uniknięcia wszelkiej kontroli fiskalnej w kierunku wysokości majątku lub wielkości dochodu. Urząd Walki z Lichwą i Spekulacją w dotychczasowej swej działalności spotyka się często z faktami, gdzie bardzo znaczne zapasy towarów były posiadane przez ludzi, którzy jedynie świadectwem handlowym uzasadniali swój rodzaj zajęcia. Nieprowadzenie ksiąg handlowych, nieposiadanie żadnych rachunków, które by pozwoliły określić charakter i rodzaj przedsiębiorstwa, źródło i czas nabycia towaru, ceny i czasu zbytu – mimo woli nasuwają podejrzenie gromadzenia towaru w celach spekulacyjnych lub odsprzedawania z zyskiem lichwiarskim. Pabianice, 23 maja 1920 [„Walka z lichwą i spekulacją", „Dziennik Urzędowy Zarządu Miasta Pabianic" nr 21/1920]
Włodzimierz Fiszer (nauczyciel, Polak mieszkający na Ukrainie): Myśmy nie uświadamiali sobie znaczenia przybycia Polaków. Wpadł mi niebawem w rękę manifest Piłsudskiego, z którego się dowiedziałem, że celem Polaków jest walka z bolszewikami i ustanowienie niezależnej Ukrainy. [...] Od jednego z żołnierzy dostałem numer warszawskiej gazety „Kurier Poranny". Dawnośmy gazety nie oglądali. Wszystko było w niej dla nas nowe, niezwykłe, wręcz niepojęte. Depesze z Paryża, Londynu, Nowego Jorku wydawały się nam istnym cudem; nawet kronika sądowa przyprawiła nas o wzruszenie – w sądzie okręgowym rozpatrywano sprawę dotyczącą psa jednego z mieszkańców kamienicy pozwanego przez sąsiada – a działo się to w tym samym czasie, gdy tutaj zabijano ludzi bez sądu! [...] Gdy jednak minęła fala zachwytów, uprzytomniłem sobie jedno: Polacy mylą się w swoich osądach Ukrainy. W artykule redakcyjnym mowa była o znaczeniu marszu na Kijów, dokonywanym wespół z bohaterskimi ukraińskimi powstańcami. My niestety wiedzieliśmy, jacy są ci bohaterscy powstańcy. Sojusz z takimi dzikimi bandytami, zdolnymi tylko do mordowania Żydów, nie przynosił raczej zaszczytu i nie rokował sukcesu. Jeden z owych „bohaterskich powstańców" przybył do miasteczka i rozpoczął grabież; złapano go i przyprowadzono do dowódcy. Ten go rozbroił i zapytał, kim jest. – Powstaniec – odpowiedział złodziej. – Bandyta, nie powstaniec! – krzyknął dowódca i uderzył go w twarz. Po tej idyllicznej rozprawie Polak zwrócił „bohaterskiemu powstańcowi" broń i puścił go wolno. Daszow [Włodzimierz Fiszer, „Odpryski piekła. Wspomnienia z niedawnej przeszłości", mps., Archiwum Ośrodka KARTA, AW/II/2523]
Kpt. Stanisław Jan Rostworowski (szef Oddziału V w sztabie 4. Armii WP): Nie mam czym zapchać tych nudnych pozabiurowych godzin, w biurze też mniej ciekawie, bo panująca sytuacja nie interesuje mnie tak jak przedtem. Zresztą uspokoiło się już znacznie, bolszewicy znów są za Berezynę wyrzuceni, uciekli w popłochu przez mosty pod ogniem artylerii. Nieprędko popróbują przekroczyć ją w tym miejscu po raz drugi. Smutne jest tylko, że wiele wsi płonie po ich odejściu. Biedny ten kraj będący obszarem wojennym. Mińsk, 25 maja 1920 [Stanisław Jan Rostworowski, „Listy z wojny polsko-bolszewickiej 1918–1920", Warszawa–Kraków 2015]
Siemion Budionny (dowódca 1. Armii Konnej): Przybył [przewodniczący Centralnego Komitetu Wykonawczego Sowietów] Michaił Iwanowicz Kalinin i od razu zażądał wyjazdu do oddziałów. Wsiedliśmy do samochodu. Pogoda po nocnym deszczu zrobiła się ciepła, słoneczna. Michaił Iwanowicz zdjął z siebie znoszoną skórzaną kurtkę. Był ubrany w zwykły bawełniany sweter i szare spodnie wpuszczone w wysokie skórzane buty. Kalinin zauważył, że uporczywie mu się przyglądam, i, uśmiechając się, zapytał: „Co, nie wyglądam jak przewodniczący? – i za chwilę dodał – W roboczym ubraniu człowiek czuje się jakoś wygodniej. A i z czerwonoarmistami łatwiej jest rozmawiać, przyjmują jak swego". [...] Michaił Iwanowicz obszedł szeregi czerwonoarmistów, przywitał się i wszedł na taczankę. Z tej improwizowanej trybuny wygłosił mowę, a jego głos – spokojny, niegłośny, w ciszy, jaka zapadła, brzmiał zdecydowanie i imponująco. Nie ukrywał trudności nadchodzącej walki, ale zdecydowanie podkreślił patriotyzm ludzi sowieckich, ich twarde postanowienie obrony kraju i nieuchronność porażki interwentów. [...] Na drugi dzień Michaił Iwanowicz znów wizytował oddziały. Występował na mityngach, rozmawiał z czerwonoarmistami, odznaczonym wręczał Order Czerwonego Sztandaru. 26 maja 1920 [Siemion Budionnyj, „Proidiennyj put'", Moskwa 1965, tłum. Agnieszka Knyt]