W ostatnich miesiącach wydawniczy sukces – absolutnie zasłużenie – odniosły „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak (o tej książce i zawartych w niej życiowych problemach mieszkanek wsi w II RP pisałam na stronie Kobieta.rp.pl w tekście zatytułowanym „My, harowaczki”). Nie dziwi więc, że to samo wydawnictwo postawiło na publikację, która jest swoistą kontynuacją tematów poruszonych w „Chłopkach”, tyle że tym razem nowa autorka – Marta Strzelecka – skupia swą uwagę na przedstawicielkach przedwojennego ziemiaństwa.
Mimo że „Ziemianki” są książkowym debiutem Marty Strzeleckiej, to warto podkreślić, że Strzelecka – dotychczas znana z publikacji prasowych poświęconych kulturze – poradziła sobie z wielowymiarową odpowiedzią na pytanie zawarte w podtytule, które brzmi: „Co panie z dworów łączyło z chłopkami?”. Autorka wyznaczyła sobie ramy czasoprzestrzenne: choć przywołuje przykłady działalności społecznej szlachcianek w drugiej połowie XIX w., to skupia się na pierwszej połowie XX w.
Czytaj więcej
Jesteśmy wykształcone i niezależne finansowo, spełniamy się zawodowo i z powodzeniem prowadzimy własne firmy, a mimo to rzadko pozwalamy sobie na luksus odpoczynku, chwilę wytchnienia, czas tylko dla siebie. Dlaczego?
Szkoła Ziemianek w Nałęczowie
Za wzorzec ówczesnych realiów posłużyła Strzeleckiej Szkoła Ziemianek w Nałęczowie, która działała od 1910 do 1936 r. Autorka dotarła nie tylko do ówczesnych artykułów prasowych i prac naukowych, ale też do archiwaliów szkoły, pamiętników i listów okolicznych „pań z dworów” zaangażowanych w działalność szkoły, a nade wszystko do potomków nauczycielek i chłopek, które w owej placówce uczyły się „fachowego prowadzenia gospodarstwa”, a także tkactwa, haftu czy krawiectwa. Następnie dokonała analizy mentalności ówczesnych ziemianek, ich sposobu na życie w ramach wciąż panującego patriarchatu oraz ich stosunku do idei feministycznych. I tu wyłania się nam jeden z najistotniejszych wątków polecanej książki. Bo warto podkreślić, że choć działalność prospołeczna „pań z dworów” przynosiła wymierne korzyści włościankom, to zakładane przez owe panie Koła Ziemianek składały się nie tyle z postępowych dobrodziejek, ile ze „strażniczek domowego ogniska i wartości chrześcijańsko-patriotycznych”, raczej skupionych na zachowaniu status quo niż popierających gruntowne zmiany społeczne. Niemniej one także miały swój udział w emancypacji kobiet.
Jak już wyżej wspomniano, Strzelecka – chcąc dogłębniej poznać mentalność ziemianek – z reporterską przenikliwością przygląda się mieszkankom okolic Nałęczowa w pierwszej połowie XX w. A jak prezentował się ówczesny Nałęczów? „Uzdrowisko było modne. Kiedy instruktorki decydowały się na pracę w szkole, a dziewczęta dostawały się na kurs gospodarczy, wiedziały, że w Nałęczowie koncertował Ignacy Jan Paderewski, bywał Bolesław Prus, mieszkał Stefan Żeromski, który właśnie tam napisał »Siłaczkę«, poznał żonę Oktawię i działał społecznie. Uczennice z odwiedzającymi je narzeczonymi albo wizytującą rodziną korzystały z lokalnych atrakcji – chodziły do pałacu Małachowskich w centrum uzdrowiska na kawę i ciastka, wypoczywały nad rzeką w parku zdrojowym i bawiły się na dancingach. W międzywojniu Nałęczów korzystał z możliwości rozwoju, takich jak elektryfikacja, zakładanie telefonów, budowanie dróg, ale wieś dotykały również skutki I wojny światowej, a potem kryzysu gospodarczego. Miały tam miejsce zjawiska społeczne określające pozycję i poglądy ziemiaństwa w całym Królestwie Polskim, a potem II Rzeczypospolitej: strajki chłopów, walka Narodowej Demokracji z PPS-em o przychylność włościan, działania antysemickie. (...) Pod koniec lat dwudziestych mieszkało w Nałęczowie blisko tysiąc osób, w tym 168 Żydów, ale przebywających czasowo – kuracjuszy, letników, uczniów – było znacznie więcej, średnio ponad dwa tysiące rocznie”.