Małe miasto Wyborg położone między Sankt Petersburgiem a dzisiejszą granicą rosyjsko-fińską stało się wiosną 1918 r. miejscem kaźni kilkuset mieszkańców, w tym co najmniej 50 Polaków. Rankiem 29 kwietnia do Wyborga wkroczył oddział fińskich jegrów, czyli doskonale wyszkolonych żołnierzy, najczęściej absolwentów szkół wojskowych Imperium Rosyjskiego, w dodatku doświadczonych na frontach kończącej się wojny. Finowie rozpoczęli masowe aresztowania rosyjskojęzycznych mieszkańców miasta. Identyfikowano ich podczas rozmów. Każdemu, kogo napotkali żołnierze, zadawano kilka pytań w języku fińskim (w praktyce żaden cudzoziemiec się nim nie posługiwał). Kto nie potrafił w tym języku płynnie odpowiedzieć, tego pod strażą odprowadzano na dworzec kolejowy, gdzie zatrzymanych pilnowały fińskie straże. Stamtąd, w kolumnach, jeńców wyprowadzano za miasto w stronę miejskiego zamku (pochodzącego z XIII w.). Wcześniej teren ten odgrodziło wojsko, aby nikt nie przeszkadzał w egzekucji, a rodziny rozstrzeliwanych nie mogły być świadkami masakry. Tam zatrzymanych ustawiano w rzędy, za każdym rzędem stawał szereg żołnierzy, każdy przyporządkowany do jednego więźnia. Potem była komenda, palba i aresztanci osuwali się na ziemię. Fińscy żołnierze mieli jeszcze okazję, aby przeszukać ubrania nieboszczyków i zabrać im wszelkie cenne przedmioty, zwłaszcza pieniądze i biżuterię. Zwłoki pozostawiano niezakopane na placu w pobliżu zamku.
Dwa dni później nowo mianowany komendant miasta wydał rozkaz, aby rozstrzelanych pochować na lokalnych cmentarzach. Wówczas służby miejskie rozpoczęły prace. Zwłoki zabierano z miejsca straceń i chowano na koszt miasta w wyborskich nekropoliach. Wiele z nich spoczywa tam do dziś.
Akta zbrodni
Kulisy masakry zaczęły wychodzić na jaw w 2012 r. Wówczas fiński rząd wydelegował doktora filozofii Larsa Westerlunda, aby przebadał fińskie i rosyjskie archiwa i ustalił, jak przebiegała zbrodnia, kto padł jej ofiarą i jaka była jej przyczyna. Zwieńczeniem prac naukowca była książka, która w 2013 r. ukazała się w Sankt Petersburgu. Nosiła tytuł „My czekaliśmy na was jak na wyzwolicieli, a wy przynieśliście nam śmierć”.
Na pierwszym planie: Carl Gustaf Emil Mannerheim (1867–1951)
Westerlund z naukową precyzją ustalił fakty dotyczące masakry: rozstrzelanych zostało 617 osób, z czego udało się potwierdzić nazwiska i dane 327 osób. Wśród nich było 100 wojskowych, 35 robotników, 23 uczniów i studentów. Trochę więcej kłopotu sprawiło ustalenie narodowości. Bezsprzeczne jest, że 23 rozstrzelanych było żołnierzami Legionu Polskiego, który powstał w Finlandii. Poza tym nazwiska osób zamordowanych porównano z księgami polskiej parafii św. Jacka. Wówczas liczba polskich ofiar wzrosła do 50. Tyle że na pewno nie jest ona ostateczna. Na liście ofiar wiele jest innych polsko brzmiących nazwisk. Zapewne prawdziwa liczba zamordowanych Polaków na zawsze pozostanie tajemnicą. Dzięki badaniom Westerlunda można natomiast odpowiedzieć na inne pytanie: jak to się stało, że ofiarami czystki w wykonaniu antybolszewickich sił Finlandii padli Polacy, którzy jako pierwsi stanęli do walki przeciwko bolszewikom.