Zwycięstwo po 60 latach

Kto nie chciał przywrócenia pamięci o powstaniu warszawskim? Czemu nie umożliwiono budowy muzeum? Dlaczego bitwa o prawdę toczyła się tak długo?

Publikacja: 10.03.2008 17:51

Zwycięstwo po 60 latach

Foto: Rzeczpospolita

Dla żołnierzy Armii Krajowej po 1945 roku zmienia się tylko okupant. Słyszą o „zaplutych karłach reakcji”, „wrogach Polski ludowej”, „zdrajcach spod znaku Sosnkowskiego i »Grota«, którzy wtrącili Warszawę w bezcelowe powstanie”. Dopiero wolna Polska, o którą walczyli także w powstaniu warszawskim, odda im hołd. „Bitwa o prawdę” – tak blisko 60-letnie zmagania o pamięć powstania warszawskiego nazwał w swojej książce o tym samym tytule historyk dr Jacek Sawicki, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej.

– Była to bitwa, która toczyła się w całym okresie PRL. Do samego końca wiele dokumentów miało klauzulę „tajne”, „poufne”, albo „tajne specjalnego znaczenia”, co świadczy o wadze, jaką reżimowa władza przywiązywała do problemu pamięci o powstaniu warszawskim – ocenia historyk. – Przedstawiała siebie jako alternatywę wobec uczestników i dowódców powstania, których propaganda pokazywała jako chcących doprowadzić do samozagłady narodu.

Szykany, prześladowania i mordowanie żołnierzy AK w majestacie prawa nasilają się po 1948 roku. O życiu i losie powstańców decyduje wszechwładny Urząd Bezpieczeństwa. Przed sądem staje wielu żołnierzy zgrupowania „Radosław”, z dowódcą płk. Janem Mazurkiewiczem „Radosławem” na czele. Po wyjściu z więzienia pierwsze kroki kieruje on na Powązki. Potem pisze: „Groby zarosły zielskiem, krzyże pogniłe i powywracane, szczególnie na grobach »Parasola«, »Miotły« i »Żywiciela«. Pomnik popękany...”.*

– W tych latach trudno było o jakiekolwiek indywidualne zabiegi o zachowanie pamięci, lawirowanie i występowanie przeciwko władzy – mówi dr Jacek Sawicki. – Pamięć o 1944 r. wówczas tkwiła we krwi tych ludzi, osadzonych w więzieniach, maltretowanych, torturowanych.

Wielu żołnierzy AK uczyło się wówczas, wbrew sobie, nie mówić, że brali udział w powstaniu. Nie było to łatwe, gdy niemal na każdym kroku trzeba było na życzenie władz pisać swój życiorys, czasem w kilku egzemplarzach. A bezpieka wyłapywała najdrobniejsze niekonsekwencje.

– Bywało, że żołnierze wypisywali w swoich biografiach wyssane z palca bzdury. Byli bohaterami z czasów okupacji, byli w najważniejszych z historycznego punktu widzenia miejscach, a przyznawali się na przykład do przemytu. Bo za przemyt nie szło się do więzienia, a za walkę o ojczyznę dostawało wyrok śmierci – ocenia dr Sawicki.

Po Październiku ‘56 krytyka bitwy o Warszawę łagodnieje. Wychodzą pierwsze książki o powstaniu, które dla żołnierzy i ich rodzin są wtedy wielkim wydarzeniem. Nareszcie można je drukować. To: „Powstanie warszawskie 1944” Adama Borkiewicza, „Powstanie warszawskie w ilustracji” z przedmową Władysława Bartoszewskiego czy album Jana Grużewskiego i Stanisława Kopfa „Dni powstania. Kronika fotograficzna walczącej Warszawy” z przedmową Jana Mazurkiewicza „Radosława”.

– Dla powstańców te wydawnictwa były niespotykanym dotąd oddechem po tragedii i katowniach, oznaką, że idzie coś nowego i nareszcie można mówić i pisać o roku 1944 – ocenia dr Sawicki. – Sam pamiętam, że u dziadków książka Borkiewicza, w twardej oprawie, leżała zawsze na półce na honorowym miejscu, przewiązana biało-czerwoną wstążką. Z ciekawości, co to za książka otoczona tak szczególną czcią, wzięło się potem moje zainteresowanie powstaniem warszawskim. I zostało do dziś.

Dekadę później, w 1968 roku, Wydział Propagandy i Agitacji KC PZPR konstatuje z niezadowoleniem, że na 25. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego przewiduje się aż 29 wydawnictw. A to o wiele więcej, niż przewidywał plan na przypadające w tym samym roku 25-lecie Polski Ludowej!

Na takie zachwianie proporcji komuniści już pozwolić nie mogli i kilka pozycji skreślono.

– Od 1946 roku w Warszawie istniało jedno miejsce, w którym niezależnie od sytuacji politycznej raz w roku stawiali się powstańcy. To pomnik Gloria Victis na Powązkach – mówi Edmund Baranowski „Jur” z batalionu „Miotła” zgrupowania „Radosław”, dziś wiceprezes Związku Powstańców Warszawskich. Co ciekawe – pomnik na Powązkach nie był wówczas jedynym w Polsce upamiętniającym powstanie. We wrześniu 1946 roku odsłonięto także rzeźbę w Słupsku – figurę umierającego powstańca z opaską na dłoni autorstwa Jana Malety. Ale to na Powązkach powstańcy modlili się za poległych kolegów.

Żadnego pomnika nie można było poświęcić wprost powstaniu warszawskiemu. Bo przecież, zdaniem reżimu, była to bitwa politycznie skierowana przeciw ukochanemu Związkowi Radzieckiemu

– Trudno było władzom zabronić czczenia pamięci najbliższych zmarłych na cmentarzu, mogły więc próbować sprawić, by warszawiacy bali się tam iść – wyjaśnia Jacek Sawicki.

Przed 1 sierpnia nasilała się specyficzna gra władzy z AK-owcami. Zastraszanie, zniechęcanie, donoszenie i próby skłócenia nieformalnych przywódców środowiska miały spowodować, by jak najmniej osób przyszło w godzinę W przed pomnik Gloria Victis.

Ten rozdział walki powstańcy wygrali konsekwencją i uporem.

Po latach władza uznała, że powinna w organizacji tych obchodów uczestniczyć. Zaczęło się szczegółowe określanie przez Wydział Propagandy i Agitacji KC PZPR, jak uroczystości mają przebiegać: kto ma tam być, kto ma przemawiać i co mówić, by rolę wydarzeń z 1944 roku zdezawuować.

Pierwsze niezależne obchody rocznicy wybuchu powstania odbywają się w 1979 roku. Dopiero od tego momentu w społecznym odczuciu zaczął się utrwalać podział na oficjalne i nieoficjalne uroczystości powstańcze. A kombatanci potrafili się świetnie organizować! Spotkania ich środowisk i wędrówki ulicami stolicy od domu do domu, od muru do muru, składanie kwiatów i zapalanie świeczek w szczególnych miejscach praktykowane jest do dziś.

Żadnego pomnika nie można było poświęcić wprost powstaniu warszawskiemu. Bo przecież, zdaniem reżimu, była to bitwa militarnie chybiona, a politycznie skierowana przeciw ukochanemu Związkowi Radzieckiemu. Władze, choć niechętnie, godziły się na „bohaterstwo zwykłych powstańców”, ale na upamiętnienie całego powstania – przenigdy.

– Zbieraliśmy pieniądze na pomnik powstania, a wydane zostały po latach na panią z mieczem i gołym biustem. Bo władze Warszawy zdecydowały, że to postać Nike wg projektu Mariana Koniecznego będzie poświęcona bohaterom Warszawy – wspomina Edmund Baranowski.

By uniknąć jakichkolwiek bezpośrednich odniesień do powstania, z projektu Koniecznego wymazano motyw barykady, co wywołało protest kombatantów i dyskusję w prasie. Także prześmiewczą. Eryk Lipiński w »Warszawskim kalendarzu ilustrowanym „Stolicy”« na 1961 rok zamieścił humoreskę „Warszawa 2001”. Do KC ten tekst trafił jako ilustracja nastrojów społecznych: „Został rozpisany nowy – 38. – konkurs na pomnik Bohaterów Warszawy. Pierwszą nagrodę otrzymał projekt z godłem: „Nie dziś, to jutro”, wyobrażający wiewiórkę leżącą na plecach z orzeszkiem laskowym w ręku. Jak się okazuje, nikt z jury i uczestników nie wie już, o co chodzi w tym konkursie...”.*

Ostatecznie po kilku konkursowych zmaganiach w 1964 r. odsłonięto Nike na placu Teatralnym. 20 lat później przy Barbakanie stanął pomnik Małego Powstańca projektu Jerzego Jarnuszkiewicza. O kolejny ważny pomnik powstańcy musieli stoczyć dziesięcioletnią bitwę. W 1983 r. ogłoszono pierwszy konkurs na projekt. Znów – nie samego powstania, tylko żołnierzy. Kamień węgielny wmurowano rok później (w atmosferze skandalu w środowisku powstańców, ale z udziałem Wojciecha Jaruzelskiego), lecz odsłonięcie nastąpiło dopiero 1 sierpnia 1989 r., w 45. rocznicę. Ostatecznie monument wykonano według projektu Wincentego Kućmy i Jacka Budyna.

– Na początku ten pomnik nam, powstańcom, się nie podobał – przyznaje Edmund Baranowski. I uzasadnia: – Bo za wielki, bo zbyt monumentalny, a my chcieliśmy coś skromniejszego.

Dziś, paradoksalnie, mówi się, że to jeden z bardziej udanych warszawskich pomników.

Ale nie tylko o pomniki trzeba się było bić i pokonywać meandry władzy. Bohdan Tomaszewski wspomina, jak komitet, którego był członkiem, zabiegał pod koniec lat 70. i na początku 80. o uhonorowanie gen. Stefana Roweckiego „Grota”.

– Chcieliśmy, by nowy most, który zresztą pomagaliśmy budować, nosił imię „Grota”. Poszliśmy całym komitetem na obrady Rady Narodowej. Ale oni byli niezdecydowani. Bali się. Przesuwali ten punkt coraz dalej i dalej. Aż o 3 w nocy desperacko wyszedłem na mównicę i podziękowałem wszystkim za poparcie dla naszej idei. Bluff podziałał. Mieliśmy ten most! – śmieje się dziś Tomaszewski.

Solidarność. Okrągły Stół. Niepodległa Rzeczpospolita. Niezależne samorządy. Powstańcom się wydawało, że teraz powinno już pójść szybko. Że demokratyczne władze przypomną sobie i nadadzą odpowiednią rangę ich świętu. Że doczekają Muzeum Powstania.

– Czekaliśmy tak długo i obserwowaliśmy, jak naszych towarzyszy broni jest coraz mniej i mniej. Zastanawialiśmy się, ilu z nas doczeka muzeum – mówi szef Związku Powstańców Warszawy Zbigniew Ścibor-Rylski ps. Motyl.Pierwszy po wojnie komitet budowy Muzeum PW zawiązał się w lipcu 1981 r. Już w sierpniu tego samego roku warszawski konserwator zabytków wpisał do rejestru budynek byłego Banku Polskiego przy ul. Bielańskiej, gdzie znajdowała się ostatnia powstańcza reduta broniąca Starówki. Tam miało być muzeum. Minęło osiem lat. Po stanie wojennym nadzieje ożyły na nowo, ale znów skomplikowane przepisy i brak determinacji urzędników stawały na przeszkodzie realizacji zamierzenia. W nie do końca jasnych okolicznościach za zgodą urzędu wojewódzkiego budynek przy Bielańskiej dostała w wieczyste użytkowanie prywatna firma Polcolor, później Reduta. Choć w umowie zobowiązała się do budowy muzeum, prócz wmurowania tam kamienia węgielnego w okrągłą, 50., rocznicę powstania nic się nie działo. Właściciel Antoni Feldon bezkarnie grał na nosie warszawiakom ponad dziesięć lat! Rozczarowanie kombatantów rosło z roku na rok.Nie pomogli, mimo obietnic, kolejni prezydenci stolicy: Wyganowski, Święcicki, Piskorski, Kozak... Dlaczego? Dlaczego polityka komunistów z czasów PRL faktycznie była kontynuowana w tym względzie w ciągu kilkunastu lat Rzeczypospolitej Polskiej?

Na moment nadzieję powstańców ożywiły plany Andrzeja Wajdy, by w budynku gazowni na Woli zorganizować panoramę powstania warszawskiego na wzór Panoramy Racławickiej. I z tych projektów nic nie wyszło.

Dopiero w 2003 roku ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński obiecał powstańcom ich prawdziwe muzeum. Wskazał zupełnie nową lokalizację – ponadstuletni budynek elektrowni tramwajowej przy ul. Przyokopowej – i zaskoczył stanowczą deklaracją, że muzeum ma tam być gotowe już za rok, na okrągłą, 60. rocznicę powstania. I wszystko ruszyło w zadziwiającym tempie. Także dzięki prężnej i zaangażowanej ekipie 30-latków, których skupił wokół siebie Jan Ołdakowski, najpierw pełnomocnik prezydenta Kaczyńskiego, potem dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

Nie pomogli, mimo obietnic, kolejni prezydenci stolicy: Wyganowski, Święcicki, Piskorski, Kozak... Dlaczego polityka z czasów PRL faktycznie była kontynuowana w ciągu kilkunastu lat Rzeczypospolitej Polskiej?

Razem podjęli się przedsięwzięcia, wokół którego, mimo początkowej nieufności i niedowierzania, szybko wytworzył się sprzyjający klimat społeczny. Gdy rozpoczęła się publiczna zbiórka pamiątek do tego muzeum, powstańcy i ich rodziny ruszyli tłumnie pomnażać zbiory. Wreszcie uwierzyli, że bitwę o pamięć 1944 roku i historyczną prawdę można wygrać. I że ta prawda znalazła wreszcie swoje miejsce tam, na Woli, w gmachu z czerwonej cegły.

– To zdecydowany koniec konspiracji. Warszawiacy i ich krewni z kraju i zagranicy już bez lęku dzielą się swoimi rodzinnymi tajemnicami z 1944 r. przechowywanymi w zakamarkach pamięci i domowych szufladach przez ponad pół wieku – stwierdziła w 2004 roku, tuż przed 60. rocznicą powstania, Ewa Junczyk-Ziomecka, córka powstańca z batalionu „Zaremba-Piorun”. Wspominała, jak po wojnie w rodzinnym domu, jako kilkuletnie dziecko, odkryła w szufladzie zawsze zamkniętej na klucz przewiązane biało-czerwoną wstążką pudełko z dokumentami o ojcu i wtedy poznała jego pseudonim: „Sokół”.

– Myślę, że ojciec nie miałby pretensji, gdyby jego pamiątki znalazły się w Muzeum PW tworzonym przez pokolenie urodzone w wolnej Polsce. Zawiedziony wielokrotnie może wątpiłby dalej. Ale by skruszyć jego sceptycyzm, zawiozłabym go na Przyokopową, gdzie 31-letni inżynier porównuje prace przy muzeum do operacji na otwartym sercu, a dziesiątki wolontariuszy od 17 do 80 lat w białych kaskach biegają tam nerwowi i zaaferowani – opisała gorączkę przygotowań do otwarcia muzeum Ewa Ziomecka.

Od lipca 2004 r. Muzeum Powstania Warszawskiego zwiedziło już ponad milion osób.

Placówka zaczyna się nawet rozrastać. W przyszłym roku ma być otwarta nowa część ekspozycji, poświęcona powojennym losom powstańców. Znajdzie się w piwnicach komunistycznej bezpieki, w gmachu dzisiejszego Ministerstwa Sprawiedliwości – tam, gdzie dokonał się mroczny epilog powstania.

* Cytaty pochodzą z książki: „Bitwa o prawdę” Jacka Sawickiego. DiG. 2005

Dla żołnierzy Armii Krajowej po 1945 roku zmienia się tylko okupant. Słyszą o „zaplutych karłach reakcji”, „wrogach Polski ludowej”, „zdrajcach spod znaku Sosnkowskiego i »Grota«, którzy wtrącili Warszawę w bezcelowe powstanie”. Dopiero wolna Polska, o którą walczyli także w powstaniu warszawskim, odda im hołd. „Bitwa o prawdę” – tak blisko 60-letnie zmagania o pamięć powstania warszawskiego nazwał w swojej książce o tym samym tytule historyk dr Jacek Sawicki, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Historia
80. rocznica marszu śmierci z KL Stutthof. 170 km w mrozie sięgającym poniżej 20 stopni
Materiał Promocyjny
Jaką Vitarą na różne tereny? Przewodnik po możliwościach Suzuki
Historia
Krzysztof Kowalski: Zabytkowy łut szczęścia
Historia
Samotny rejs przez Atlantyk
Historia
Narodziny Bizancjum
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Historia
Muzeum rzezi wołyńskiej bez udziału państwa
Materiał Promocyjny
Psychologia natychmiastowej gratyfikacji w erze cyfrowej