[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/temat/458123.html" "target=_blank]Dodatek "Ingerencja i prewencja"[/link] [/b][/wyimek]
Dziennikarzom, pisarzom i satyrykom cięto teksty, plastykom odrzucano projekty, reżyserom wyrywano sceny, a miliony czytelników i widzów pozbawiano wolnego słowa. Z kolei ludzie młodzi, a nawet 40-latki, cenzury nie doświadczyli w ogóle. Naszym dodatkiem chcemy dziś jednym przypomnieć, a drugich powiadomić, czym przez 45 lat tak zwanej Polski Ludowej były u nas INGERENCJA i PREWENCJA.
Ingerencja oznaczała usunięcie przez cenzora całości lub części utworu. Prewencja zaś to działanie wyprzedzające moment rozpowszechnienia utworu, a więc uniemożliwiające jego społeczny odbiór. Tym właśnie zajmował się Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Poza tym autor i redaktor często otrzymywali reprymendę od władzy politycznej, czyli Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, za samą próbę nieprawomyślnego przekazu, a jeśli się to powtarzało – byli karani zakazem pisania i odwoływaniem ze stanowiska.
A więc prewencji towarzyszyła represja. W krajach ościennych – ZSRR, NRD i Czechosłowacji – w ciągu wielu lat nie stosowano cenzury prewencyjnej, a jednak kaganiec założony tam twórcom zamykał im usta bez porównania bardziej niż w PRL. Ów pozorny paradoks wynikał z niebywałej ostrości represji. U sąsiadów po prostu każdy redaktor i – co gorsza – niemal każdy autor stawał się ze strachu własnym cenzorem.
U nas jednak wiele rzeczy przemycano, omijając sprytnie zapisy cenzorskie oraz pisząc aluzyjnie. Stąd właśnie znane powiedzenie o PRL jako najweselszym baraku obozu socjalistycznego. Autorzy nauczyli się pisać między wierszami, a czytelnicy – między nimi czytać. Cała szkoła polskiego felietonu opierała się na tej umiejętności. Cenzorzy okazywali się bezradni albo przymykali oczy. Niezmiernie rzadko, ale zdarzało się też, że sam cenzor radził, jak ominąć jakiś głupi zapis. U schyłku PRL, jak w epoce upadku monarchii habsburskiej, zwykli ludzie, nawet niektórzy cenzorzy, nie wierzyli już w celowość utrzymywania fikcji...