[b]Rz: Weźmie pan udział w sobotnich uroczystościach rocznicowych w Hucie Pieniackiej?[/b]
Franciszek Bąkowski, sekretarz stowarzyszenia huta pieniacka: To mój moralny obowiązek. Jeździmy tam praktycznie co roku, w zeszłym było nas dziesięć osób, wynajęliśmy busika i pojechaliśmy. Była modlitwa, przedstawiciele władz Hołubicy (gminy, na której terenie leżała przed wojną Huta), konsul i dużo młodzieży z polskich szkół we Lwowie. Ale z Polski tylko my.
[b]Dzisiaj po Hucie Pieniackiej nie został już żaden ślad, ocalał tylko cmentarz, jeszcze z okresu przedwojnia.[/b]
To była leśna osada otoczona wioskami ukraińskimi, ale w samej Hucie mieszkali niemal wyłącznie Polacy i kilka osób pochodzenia żydowskiego.
W stosunkach z Ukraińcami z sąsiednich wsi nie było niechęci. Mój ojciec był kowalem, miał kuźnię i warsztat – remontował powozy m.in. dla senatora Edwarda Dubanowicza, który mieszkał w pobliskiej Hucie Szklanej oddalonej od naszej wioski o trzy kilometry. I pamiętam, że ojciec podkuwał konie również dla Ukraińców, niekiedy bardzo tanio, po kosztach – płacili 2 złote, tyle co za dwie podkowy.