W roku 1827 tuż za Rogatkami Wolskimi w dwóch posesjach spaliło się wiele zabudowań drewnianych, ogniem zajęły się dworki, a „zaraz z początku tego pożaru zapewne zmorzony snem, 18-letni młodzieniec niezdołał uciec i postradał życie". Po dwóch tygodniach spalił się dwór przy Krochmalnej.
Trzy lata później, ostatniego dnia lipca „o godzinie 2 wszczął się pożar przy Rogatkach Czerniakowskich, spłonęły 3 Dworki, których 2 wdowy są właścicielkami. Przyczyną pożaru (iak mówią) była zostawiona świczka szabasowa".
Mijały lata, a drewniana zabudowa dalej paliła się, i jak podejrzewano, zamiast płacić za rozbiórkę podkładano ogień, by mieć wolne miejsce pod budowę ceglanego już domu. W roku 1842 „znowu wybuchł pożar. Spłonął zupełnie dworek przy rogu ulic Zielnej, Śto Krzyzkiej i Bagno oraz uszkodzona została kamienica wraz z oficynami, będąca własnością Mahońbauma właściciela magazynu mebli". Czy w tym przypadku chciano usunąć zawalidrogę tanim sposobem? Jeśli tak było, to katastrofa przerosła wyobraźnię sprawców.
Koniec epoki
Niskie domy drewniane z jedno-, a nawet dwuspadowymi dachami przypominały dawne czasy i sielskie bytowanie. A tu rzeczywistość skrzeczała – w roku 1856 bardzo ładny dworek na posesji „No 1388a własnością W. Karola Minter będący, a położony u zbiegu ulic Marszałkowskiej i Widok (czyli tam, gdzie dziś Rotunda PKO – przy. red.) jest rozbierany". Stanąć tam miała murowana kamienica, bo po drugiej stronie Marszałkowskiej były dworzec kolei wiedeńskiej i komora celna, więc doskonała lokalizacja.
Dworki już tylko przeszkadzały i przez kilkadziesiąt lat nie szanowano ich. W kronikach znajdujemy opisy, jak to w roku 1863 pozbyto się takiego domu na Chmielnej ku Żelaznej, gdyż stanąć tam miała kamienica, a na Nowolipiu, na wprost Karmelickiej, rozebrano kolejny, bo „trzeba było otworzyć komunikację z Dziką i Nowolipkami".
Pewne sentymenty zaczęły budzić się pod koniec stulecia. „Kurier Warszawski" informował o „rozbiórce dworku u zbiegu Elektoralnej i Solnej. Tam to ksiądz Baudouin założył przytułek dla podrzutków, najliczniej znajdowanych na przedmieściu wolskiem". Znany społecznik, zwany „wielkim jałmużnikiem Warszawy", miał nazwisko, którego przeciętny człowiek nie był w stanie prawidłowo wymówić, więc spolszczono je i dziś koło Jasnej mamy ulicę Boduena.