Narkotyki od dawna służyły człowiekowi w walce z fizycznymi i psychicznymi cierpieniami. Taki zbawienny z pozoru, ale zgubny w rzeczywistości wpływ na organizm człowieka wzbudzał zainteresowanie wojskowych. Marzenia o posłusznej, a zarazem niezwyciężonej armii przyczyniły się w największym stopniu do masowego rozpowszechnienia narkotyków traktowanych jako idealne psychostymulatory. Już Aleksander Wielki doceniał rolę opium. Na jego rozkaz hoplici greckiej falangi wdychali przed walką dym ze specjalnych makowych kulek, uodparniając się na ból po odniesionych ranach. Cały szlak tego niezwyciężonego zdobywcy znaczyły pola makowe uprawiane specjalnie z jego rozkazu. Ale dopiero era nowożytna, wraz z rewolucją przemysłową i odkryciami w dziedzinie chemii, przyniosła upowszechnienie narkotyków w skali globalnej.
Bohaterowie uzależnieni od morfiny
Zaczęło się od wojny prusko-francuskiej w 1870 r. Niemieccy sztabowcy zastanawiali się intensywnie nad zwielokrotnieniem zdolności armii do błyskawicznych długich przemarszów gwarantujących uzyskanie strategicznej przewagi nad nieprzyjacielem. Początkowo stawiano na przemysł spożywczy, który zaproponował tzw. grochową kiełbasę, tj. mieszankę mączki grochowej, słoniny i łoju, jednak ta zamiast dodawać żołnierzom potrzebnej energii, przyprawiała ich o rozstrój żołądka. Wtedy do akcji wkroczył przemysł chemiczny, z ówczesnym know-how, czyli morfiną. Narkotyk usuwał zmęczenie i poprawiał koncentrację, dlatego kolumny pruskich piechurów nie tylko błyskawicznie rozpełzły się po Francji, zamykając przeciwnika w twierdzach, ale mimo wielokilometrowych przemarszów były zdolne do zwycięskich ataków. Był to skutek rozkazu sztabu generalnego, aby wojskowi lekarze nie szczędzili podopiecznym morfinowych zastrzyków. I wszystko zakończyłoby się dobrze, gdyby nie równie szczodre skutki uboczne: do Niemiec powróciły tysiące bohaterów uzależnionych od morfiny. Symptomy i skala zjawiska były tak widoczne, że początkowo medycyna określiła nowy rodzaj schorzenia jako chorobę wojskową.
A dalej historia potoczyła się niemal automatycznie, bo na pruski patent odpowiedziała Francja marząca o militarnym rewanżu. Tamtejsi chemicy zaczęli eksperymentować z orzeszkami cola używanymi powszechnie przez tubylców afrykańskich kolonii. Wydestylowany ekstrakt dodano do sucharów, którymi w Algierii żywiła się Legia Cudzoziemska. Efekt przerósł oczekiwania, gdy jeden z regimentów pokonał w rekordowym czasie odległość 70 km i mimo panującego upału był gotowy do marszu w drogę powrotną. Niestety, z wynalazku trzeba było zrezygnować, gdy okazało się, że efektem ubocznym regularnego spożywania narkotyku jest niekontrolowana agresja połączona z seksualną nadpobudliwością, co w dłuższej perspektywie przyniosłoby armii efekt odwrotny od zamierzonego.
Ale mleko już się rozlazło i zarówno morfina, jak i cola trafiły na rynek cywilny. Oba psychotropy były dostępne w powszechnej sprzedaży oraz reklamowane przez apteki jako panaceum na wszystkie choroby. Co więcej, narkotyk francuski został wykorzystany przez przemysł spożywczy w postaci specjalnego trunku pod nazwą „wino-cola". W tym samym czasie lekarze i chemicy starali się pomóc uzależnionym od morfiny. Efektem ich pracy stał się nowy środek – kokaina uważana za nieszkodliwy zamiennik, a zatem bezpieczny lek. Europa weszła w I wojnę światową z kokainą, którą wielomilionowe armie wciągały nader chętnie, bo nowy środek oprócz efektów znanych morfinistom przytępiał strach przed śmiercią, co ułatwiało okopowe życie w skrajnych warunkach. Ponadto narkotyk poprawiał refleks i koncentrację, dlatego rozpowszechniał się szybko w nowych rodzajach wojsk – flocie podwodnej i lotnictwie. Najbardziej znanym kokainistą był ówczesny as myśliwski Luftwaffe – Hermann Göring.
Kokainę produkował na masową skalę przemysł amerykański, a dostawy narkotyku trafiały w potężnych ilościach także do Rosji. Jednak wschodni sojusznik Ententy w charakterystyczny dla siebie sposób udoskonalił działanie psychostymulatora. Na początku wojny car Mikołaj II wprowadził w armii prohibicję, dlatego wojsko radziło sobie, jak tylko mogło. Na froncie kaukaskim (tureckim) armia masowo paliła opium i haszysz. Ale najbardziej piorunującym wynalazkiem na froncie zachodnim okazał się „okopowy koktajl" – kokaina rozpuszczona w przemycanym spirytusie. Z takim wynalazkiem Rosja wkroczyła w wojnę domową i na efekty nie trzeba było długo czekać. Wzajemne okrucieństwa przeszły do historii, podobnie jak dokonywane pod wpływem „okopowego koktajlu" słynne ataki psychologiczne oficerskich batalionów białej armii, które szły w zwartych kolumnach na karabiny maszynowe czerwonych. Portal Narkotyki.ru wykazał nawet wyższość rosyjskiego patentu narkotykowego. Konfrontacja miała miejsce w dwudziestoleciu międzywojennym podczas lokalnego konfliktu Boliwii i Paragwaju o tereny roponośne. Armia paragwajska dowodzona przez rosyjskich oficerów – emigrantów (i pojona mieszanką wódki z kokainą) rozbiła boliwijskie siły zbrojne, które ograniczały się do żucia liści koki.