Dlaczego Amerykanie chcą wygnać prezydenta Andrew Jacksona ze swojego najliczniej drukowanego banknotu? Czyżby „król Andrew" – jak go nazywano, kiedy był prezydentem – okazał się postacią zbyt kontrowersyjną dla poprawnych politycznie elit współczesnej Ameryki?
Na pewno nie można powiedzieć, że był świętym. Establishment Wschodniego Wybrzeża uważał go za „dzikusa z zachodu" i „króla motłochu". Już jego zaprzysiężenie wskazywało, że jest prezydentem z ludu, a nie przedstawicielem arystokracji plantatorskiej Wirginii czy inteligencji Nowej Anglii, z których wywodzili się jego poprzednicy. Andrew Jackson został bowiem wychowany w surowych warunkach leśnego pogranicza Karoliny Południowej, wśród ludzi stanowiących najbiedniejszą warstwę wolnego amerykańskiego społeczeństwa przełomu XVIII i XIX w. Do końca życia pozostał człowiekiem o prostych upodobaniach i prostym sposobie życia. Stąd też przylgnęło do niego określenie „ludowy prezydent", który swoją prezydenturę rozpoczął w waszyngtońskiej tawernie Gadsby'ego otoczony tłumem ludzi mu podobnych, oderwanych od roli i wyrębu lasów.
Ziemia łez
Biografia Andrew Jacksona jest gotowym scenariuszem na widowiskowy serial telewizyjny. Aż dziw bierze, że jeszcze nikt nie podjął się ekranizacji barwnego życia tej malowniczej postaci. Andrew Jackson w niczym bowiem nie przypominał swoich uładzonych poprzedników. Jego życie było pasmem nieszczęść rodzinnych, ale także przygód, romansów, pojedynków, wzlotów i upadków.
Urodził się dwa miesiące po śmierci ojca, irlandzkiego imigranta, po którym dostał imię. Jego ojciec pochodził z miejscowości Carrickfergus w Irlandii Północnej. Do 1756 r. mieszkał z żoną Elizabeth Hutchinson Jackson we wsi Boneybefore w hrabstwie Antrim. Tam urodzili się jego dwaj synowie i starsi bracia przyszłego prezydenta – Hugh (1763 r.) i Robert (1764 r.). Andrew senior dowiedział się, że w regionie Waxhaws w południowo-zachodniej partii Apallachów powstała osada założona przez prężnie rozwijającą się społeczność irlandzką. Po wielu trudach podróży przez ocean Jacksonowie przybyli w 1765 r. do Filadelfii, gdzie za resztki oszczędności zabranych z Irlandii kupili wóz i konie, żeby odbyć długą i żmudną wędrówkę do porośniętego gęstymi lasami regionu Waxhaws, który swoją nazwę wziął od lokalnego plemienia Indian. Pełni nadziei Jacksonowie nie mogli się spodziewać, że ich życie w Nowym Świecie będzie okupione wieloma tragediami. Rodzina osiadła na 200-akrowej farmie, która farmą była jedynie z nazwy. Andrew senior od rana do wieczora w pocie czoła karczował las i próbował zamienić tę nieprzyjazną ziemię w gospodarstwo rolne. Zadanie to jednak przerosło irlandzkich imigrantów. Zaledwie dwa lata po przybyciu do Ameryki 29-letni Jackson zmarł po wypadku przy pracy. Jego żonie Elizabeth przypadł trud wychowywania w samotności trzech małych chłopców: Hugh, Roberta i urodzonego 15 marca 1767 r. Andrew juniora. Zapewne nie podołałyby temu wyzwaniu, gdyby nie pomoc siostry i jej męża – Jamesa i Jane Crawfordów, którzy w Waxhaws mieli dużą i bardzo dochodową farmę. Nagła śmierć męża zapoczątkowała serię nieszczęść w życiu Elizabeth Jackson.
W 1780 r. do Waxhaws dotarła wojna o niepodległość. Wychowani w duchu irlandzkiej nienawiści do Anglików młodzi Jacksonowie w porywie patriotycznego zapału i ku rozpaczy matki zgłosili się na ochotnika do armii kolonialnej. Jedynie 18-letni Hugh mógł zostać przyjęty, ale 16-letni Robert i 13-letni Andrew zgodzili się wykonywać zadania pomocnicze, byleby tylko wziąć udział w wojennej przygodzie. Zapłacili za to straszną cenę. 29 maja 1780 r. w bitwie pod Waxhaws, zwanej także masakrą pod Waxhaws, zginął Hugh, a jego bracia wkrótce dostali się do brytyjskiej niewoli po potyczce pod Hanging Rock. O skali nienawiści, jaką żołnierze króla Jerzego darzyli kolonistów, świadczy smutny epizod z tego okresu. Angielski oficer, któremu Andrew odmówił wyczyszczenia butów, ciął go szablą przez głowę. Ostrze zsunęło się po czaszce chłopca, opadając na ramię i raniąc go aż do kości. Podobna kara spotkała też Roberta. Obaj bracia, ranni i wycieńczeni ospą, którą zarazili się w niewoli, zostali zmuszeni do pokonania marszem 60 km. Elizabeth Jackson zdołała wprawdzie ubłagać angielskiego dowódcę, aby uwolnił jej synów, ale Robert wkrótce zmarł z wyczerpania. Niewiele później zatrzymało się też serce zrozpaczonej matki. Andrew Jackson został na świecie sam. Ameryka, która miała być dla jego rodziny początkiem nowego wspaniałego życia, okazała się ziemią łez.