Niektórzy lubią opisywać Jangcy jako rodzaj jedwabnej wstęgi otaczającej Chiny i dzielącej je niemal dokładnie na dwie części. Górna połowa zawiera serce, duszę i mózg kraju: krainę istot wysokich, bladych, mówiących po mandaryńsku i żywiących się zbożem. A także dyskretnych i konserwatywnych, prawdziwych spadkobierców pięciu tysięcy lat historii Państwa Środka. Dolna połowa obejmuje mięśnie kraju: silnych, ciemnoskórych, jaskrawo ubranych ludzi, którzy jedzą ryż i mówią zawiłymi nadmorskimi dialektami. Nadto mężczyzn i kobiety, których energia, dowcip, wnikliwość i kunszt kulinarny rozpowszechniły chińskie produkty i kulturę na resztę świata. „To Matka Rzek – głoszą niektórzy. – Jest sercem, dosłownie i w przenośni, kraju, przez który przepływa z majestatycznym rozmachem”.
Samotny żagiel na „Niebieskiej Rzece”
Wszystko wskazuje na to, że sampan, którym żeglujemy, jest ostatnim widzianym na wodach „Niebieskiej Rzeki”, nic więc dziwnego, że jeden ze statków pasażerskich zmienił swój kurs, aby dać pasażerom szansę sfotografowania z bliska zjawy z dawnych czasów. Nasza łódź napędzana jest wyłącznie starym, połatanym żaglem usztywnionym charakterystycznymi równoległymi listwami dla zapewnienia jego płaskości i regulowanym za pomocą licznych szotów. To siostrzana jednostka znacznie większej morskiej dżonki, chwalonej jeszcze przez Marco Polo i opiewanej przez Josepha Conrada za swoje doskonałe właściwości nawigacyjne.
Czytaj więcej
Surrealistyczna osada Airão Velho nad Rio Negro to kolebka portugalskiej kolonizacji. Co ma dziś...
My też zachwycamy się relaksacyjnym charakterem podróży. Lekki, przyjemnie orzeźwiający powiew pozwala zapomnieć o istnej saunie, jaka panuje w pełni lata na lądzie. Temperatura wprawdzie utrzymuje się w pobliżu 30°C, ale bardzo wysoka wilgotność sprawia, że człowiek czuje się jak w parówce.
Przed zachodem słońca postanawiamy wpłynąć do wąskiej zatoczki, która zapewnia możliwość spokojnego przenocowania. Zanim zdecydowaliśmy się na dojście do brzegu, nurt zniósł nas nieco w dół rzeki. Nie było wyjścia, przyszło zamienić się w burłaków i ciągnąć jednostkę pod prąd. Przejście jednego kilometra po kamienistym brzegu w żarze przesiąkniętym wilgocią wymaga wytężonego wysiłku. I jeśli wydaje nam się to katorgą, wyobrażam sobie, ile zdrowia kosztowało kulisów holowanie tu całymi dniami, a nawet tygodniami ciężkich statków.