Przed jurtą, odwiecznym filcowym namiotem koczujących pasterzy, sędziwa kobieta składa pocałunek na czole mężczyzny, który jeszcze przed chwilą miał na sobie mundur generała mongolskiej armii. Jest tak, jakby czas zatrzymał się w wielkiej azjatyckiej epopei w chwili, gdy waleczny Czyngis-chan opuszczał rodzinę, by wyruszyć na podbój nowych dalekich ziem.
Scena pożegnania musiała wyglądać podobnie. Tylko że teraz chodzi o wyprawę na pustynię Gobi, a spadkobiercą wielkiego wodza, mężczyzną, który właśnie opuszcza swoją jurtę, jest Gurragczaa, kosmonauta – bohater narodowy, symbol współczesnej Mongolii.
Potomkowie Czyngis-chana
Kiedy na początku lat 90. odwiedziłem Mongolię, imię wojennego geniusza Czyngis-chana, bezwzględnego władcy szerzącego śmierć i spustoszenie, który w ciągu trzech dziesięcioleci zbudował wielkie scentralizowane imperium, nie istniało w podręcznikach historii. Na początku, po wielu latach i niezliczonych walkach z innymi plemionami, stał się władcą wszystkich mongolskich ziem, po czym podbił Azję Środkową, Zakaukazie, Iran i Irak, zajmując ziemie aż po wybrzeże Morza Śródziemnego.
Najokrutniejszy zdobywca wszech czasów przeszedł do historii jako brutalny ciemiężca, militarny geniusz i niemal półbóg. Krwawy władca stworzył najrozleglejsze z imperiów i zyskał nieśmiertelność, żyjąc w genach, sercach i umysłach swych potomków aż do 1921 r., kiedy Armia Czerwona, wspomagając rewolucję mongolską, zajęła Mongolię Zewnętrzną i ustanowiła rząd komunistyczny.
Czytaj więcej
Gęsta chmura brązowego pyłu spowiła w poniedziałek Pekin - to rezultat silnych wiatrów wiejących...