Byłem gościem w domu i donna Linda przejęła dużą część obowiązków męskich na swoje barki, okazując niewyczerpalną przychylność. Wiem, że gestów czułości ukochanej osoby nie można zastąpić żadnym prezentem, dlatego tutaj składam jej hołd za wyrozumiałość i wzorową edukację synów, którzy na próżno oczekiwali od ojca opiekuńczych skrzydeł. My, reporterzy, często robimy jakieś głupstwa, codziennie rzucamy wyzwania, nieustannie szukając adrenaliny, wyłączności, jakiegoś hitu, wygrania z konkurencją. Taka jest nasza natura. Dziennikarz jest jak skorpion ze słynnej przypowieści afrykańskiej, który prosi żabę o przetransportowanie go na drugi brzeg rzeki, ale w połowie drogi kąsa żabę śmiercionośnym żądłem, tym samym skazując także siebie na śmierć. A kiedy żaba – zanim utonęła – w poczuciu krzywdy zapytała: „Dlaczego?!”, drapieżny pajęczak odrzekł: „Taka jest moja natura”. Temat ekstremalnych eksploracji pozostał już za mną, teraz wojażuję pięciogwiazdkowo z panią Lindą, która wcześniej nigdy nie odważyła się wyruszyć ze mną na spartańskie szlaki.
A dzieci?
Patrycja założyła rodzinę w Polsce, a Konrad i Maksy ruszyli – niczym kiedyś Marco Polo – spod Wenecji do Chin. Podobnie jak ojciec nauczyli się czuć wszędzie swojsko, chociaż są nazbyt Polakami we Włoszech, do przesady Włochami w Polsce, przesadnie Europejczykami w Azji. Ale też czują się jak w domu zarówno w rodzinnym Bassano del Grappa, jak i w Warszawie czy Szanghaju. Synowie zaczęli latać samolotem, zanim siusiali do nocnika. Jestem z nich dumny. Nie noszą w sobie wirusa nacjonalizmu, zostali zaszczepieni przeciwko wszelkim szowinistycznym postawom. Do ich pokolenia będzie należeć świat.
Tropem legendarnej karawany Azalai
Ten sam codzienny rytm, to samo jedzenie, ta sama woda, te same katusze. Mordercza podróż przez bezmiar pustyni, pradawnym transsaharyjskim szlakiem handlowym z kopalni soli w Taoudenni do mitycznego Timbuktu, przez wielu nazywana jest drogą przez piekło.
Niektórzy nie przepadają za panem, chociaż nie zawsze wiedzą dlaczego.
W zasadzie ludzie bardziej napawają się cudzymi niepowodzeniami niż ich sukcesami. Ja jestem facetem, który nie mówi „przepraszam”, gdy ktoś w tramwaju nadepnie mi na nogę. Jestem brutalnie szczery, głoszę bezkompromisowe poglądy, nie układam się i nie poddaję się dyktatowi maniakalnej poprawności. To przysparza mi wrogów przyszywających mi często nawet łatkę ksenofoba, rasisty.
Kobiety wypowiedziały bitwę kulturową „śmierć patriarchatowi”. Pan zaś latami budował swój wizerunek, który nie wpisuje się w słabość i starość…
Pragnąc uniknąć zniekształceń i nieporozumień, każde zjawisko należałoby uchwycić za pomocą odpowiednich soczewek. Jak świat światem zawsze obowiązywała prosta zasada: żeby cokolwiek osiągnąć, potrzebny jest charakter i siła. Kiedyś faceci napinali muskuły i podkreślali swój potencjał. Dziś mamy całe zastępy mężczyzn sfrustrowanych, pozbawionych charyzmy i mentalnie wykastrowanych. Feminizacja życia odebrała im nie tylko spodnie, ale i poczucie pewności siebie – nie wiedzą, co to znaczy być fighterem. A podjęcie walki z wyzwaniem to kwintesencja męskości. Dziś w epoce demaskulinizacji rzesza zniewieściałych indywiduum coraz częściej odwiedza salony kosmetyczne. Społeczeństwo patriarchalne stawia kobiety w niekorzystnej sytuacji, ale nie tylko one są ofiarami. W rzeczywistości patriarchat jest również szkodliwy dla mężczyzn. Ile razy dziecko słyszało: „nie płacz”, „nie bądź maminsynkiem”... Wszechobecny mit o wyższości machizmu jest często misją narzuconą. Przewrót cywilizacyjny dowartościował w życiu społecznym kobiety, które zdominowały płeć brzydką. W rezultacie są bardziej wyzwolone, prowadzą aktywne życie seksualne, lepiej zarabiają, są dowartościowane, bez kompleksów, śmiało patrzą mężczyznom w oczy i sięgają po wszystko, na co mają ochotę.
Stulecia patriarchatu sprowadziły kobiety do podrzędnej roli w rodzinie, uważano je za gorsze.
Od zawsze wiem, że prawdziwa wartość kobiet tkwi w ich wnętrzu, a nie w zewnętrznych formach, a równouprawnienie jest przede wszystkim w głowach. Zmiany społeczne mające na celu ograniczenie męskiej dominacji i podkreślenie równouprawnienia kobiet znalazły swoje żałosne odbicie nawet w języku. Nigdy nie oswoję się z wymyślanymi na siłę i ośmieszającymi feminatywami, żeńskimi nazwami stanowisk: inżynierka, doktorka, profesorka, adiunktka, menedżerka, psycholożka, ministra. Dążąc do równoprawności kobiet i do uwidocznienia ich w przestrzeni publicznej, politycy używają powtarzanych natarczywie i do znudzenia takich cudactw językowych, jak naukowczynie i naukowcy, posłanki i posłowie, pracowniczki i pracownicy. Wcale się nie zdziwię, jak jutro dla osób nieidentyfikujących się z żadną płcią wymyślone zostaną nowe rodzajniki.
Od początku wojny jestem za tym, aby Europa zamknęła swoje granice przed wszystkimi obywatelami Federacji Rosyjskiej.
Pisał pan, że nigdy nie był fanem Ukraińców.
Rzadko wtykam nos do polityki. Z powodu bolesnych historycznych rozliczeń dotyczących zbrodniarza Stepana Bandery nigdy nie okazywałem Ukrainie szczególnej sympatii. Irytuje mnie dobrze tam prosperujący kult UPA oraz ucieczka ukraińskich elit przed prawdą wołyńską. Zełenski wykazał się brakiem niegodnej sojusznika elementarnej lojalności, bo zamiast ubolewania za zabicie dwóch Polaków w Przewodowie brnął w obrzydliwym kłamstwie. Ostatnimi czasy widzieliśmy festiwal nagannych zachowań i obłudnych deklaracji. W odpowiedzi na słowa rzecznika MSZ, że Zełenski powinien przeprosić za Wołyń, ambasador Ukrainy w Polsce oburzony napisał na Twitterze: „Jakiekolwiek próby narzucania prezydentowi Ukrainy czy Ukrainie, co musimy w sprawie wspólnej przeszłości, są nieakceptowalne i niefortunne”. Nadto szef ukraińskiego IPN Anton Drobowycz stwierdził, że Kijów nie może się zgodzić na nowe wykopaliska i ekshumacje Polaków w Ukrainie, ponieważ ich groby w Polsce są nadal zagrożone. Jako jeden z warunków stawiał przywrócenie tablicy upamiętniającej żołnierzy UPA zabitych przez sowieckie NKWD na górze Monasterz.
Polski ślad w Peru
40 lat temu krakowscy kajakarze odkryli dla świata kanion Colca, drugą dzisiaj, po Machu Picchu, największą atrakcję turystyczną Peru. Odcięci od świata stawiali czoło niezliczonym trudom i niebezpieczeństwom. Najwyższe wodospady w czeluściach najgłębszego kanionu na naszym globie, zostały nazwane imieniem Jana Pawła II.
Za bycie w kontrze do Ukraińców niektórzy uważają, że układa się pan z Putinem.
Poznałem Rosję i Rosjan jak mało kto. Zostawiłem tam dużą część serca, ale w obliczu bestialstwa agresji kremlowskiego psychopaty na Ukrainę i apokaliptycznych scen, które nie pozwalają zasnąć w nocy, odciąłem się na zawsze od tego kraju. Nie poznaję już moich dawnych przyjaciół, którym machina propagandowa przewróciła w głowie. Od początku wojny jestem za tym, aby Europa zamknęła swoje granice przed wszystkimi obywatelami Federacji Rosyjskiej.
Ludzie w pańskim wieku są dawno na emeryturze. A pan?
Niedawno ktoś właśnie o to już pytał. Nie bacząc na podstarzały wiek, który przypisuje się takiemu jak ja 80-latkowi, na przekór wyłysiałej głowie, nie potrafię pozbyć się ducha młodości, którym wciąż jestem przesiąknięty. Chociaż gdy rozpamiętuję nieskończoność eksperiencji i ekscytujących doznań na podróżniczo-reporterskim szlaku, wydaje mi się, że sięgnąłem wieku 200 lat. I wciąż nie mam dość.
Jacek Pałkiewicz – dziennikarz, obywatel świata, ambasador Polski na wszystkich kontynentach. Odkrywca źródła Amazonki, weteran Syberii, Sahary, Borneo, Nowej Gwinei, specjalista od karkołomnych wypraw i przełamywania barier. Survivalowy guru, uczył kosmonautów i elitarne jednostki antyterrorystyczne sztuki przetrwania. Autor wielu książek, więcej na: www.palkiewicz.com