Reklama

Średniowieczny Manhattan i krzywe wieże Bolonii

Dopóki lato za oknem, dopóty warto odwiedzić włoskie miasta, zwłaszcza San Gimignano czy Bolonię. Tym bardziej że są to miejsca pełne historii, a przy tym tętniące współczesnym życiem.

Publikacja: 22.08.2025 05:07

Symbole Bolonii – Asinelli i Garisenda

Symbole Bolonii – Asinelli i Garisenda

„Na razie jest to długi i złocisty korytarz fasad, do którego wchodzi się przez wąską bramę. Wszystko tak jak za czasów, kiedy tu w poselstwie przyjechał Dante od Florentczyków, kiedy to bogate i wspaniałe miasto należało odwodzić od koalicji ze Sieneńczykami. Polityka wtedy była skomplikowana i wrogowie śmiertelni jednym mówili językiem. Całe San Gimignano jest zbudowane w stylu tej przedziwnej epoki. Całe jest jakąś dekoracją do dziejów, które przebrzmiały czy w ogóle nie nadeszły. Na placu przed katedrą wędrowne trupy śpiewacze dają teraz czasami przedstawienie oper Rossiniego, ale nie dla tych przecie pełnych wdzięku utworów stworzyła średniowieczna rywalizacja te wieże, te mury. San Gimignano delle belle torre – tak się nazywa to miasto w języku popularnych skrótów. Wież tych teraz sterczy trzynaście, a jeszcze stosunkowo niedawno było trzydzieści pięć. Nie miały właściwie żadnego przeznaczenia, tylko w zapale czysto sportowym mieszkańcy tego zakątka, każdy nad swoim domem, budowali z żółtego kamienia okolicznych wzgórz taką wieżę: czyja będzie wyższa? Aż nareszcie sam magistrat prześwietnego miasta zbudował jedną wieżę na ratuszu i wydał rozkaz, żeby żadna inna »prywatna« wieża nie przewyższała magistrackiej. Oczywiście nikt już wtedy nie chciał budować i tak zostało San Gimignano po dziś dzień ze swoimi bezcelowymi, pustymi wieżami; pomiędzy ich żółtymi kamieniami wyrosły graby i oliwki, mieszkania pod wieżami zubożały i stały się puste” – pisał Jarosław Iwaszkiewicz w „Podróżach do Włoch”.

San Gimignano – kamienna korona

Te słowa wracają, gdy w lipcowe przedpołudnie wchodzimy polną drogą od strony tenuty Sovestro pod mury San Gimignano. Z daleka miasto wygląda jak wyrastająca z ziemi kamienna korona. Nad dachami stoją wieże – nieruchome, dumne, trochę melancholijne, jakby patrzyły na świat z góry i nie chciały już brać udziału w jego codziennym biegu.

Czytaj więcej

Od bezpieczeństwa do prestiżu. Strzeliste wieże pychy

Jadąc do San Gimignano samochodem, trzeba pamiętać, że znalezienie w sezonie wolnego miejsca na okolicznych parkingach to tak, jakby wygrać na loterii. Ale warto próbować, bo droga wijąca się przez wzgórza Val d’Elsa, gdy latem toskańskie słońce rozświetla liczne winnice, a co kilka kilometrów mija się kamienne miasteczka, każde z kościołem i dzwonnicą, pozostawia niezapomniane wrażenia. Jednak „nasza”, znana nam od trzech lat boczna, nieco ponad dwukilometrowa polna droga, zmuszająca do niewielkiej wspinaczki w lipcowym słońcu, ukazuje cały górujący nad okolicą majestat miasta – z nieproporcjonalnymi smukłymi wieżami, które wyrastają nagle spomiędzy gajów oliwnych. To wrażenie potęguje fakt, że wieże ustawione są jak aktorzy na scenie – każda stoi samotnie, a jednocześnie tworzą wspólną kompozycję. Nie są ukryte. Są dumne.

Przekraczamy Porta San Giovanni. Wewnątrz mury chłodzą nagrzane słońcem powietrze. Ulica o tej samej nazwie, brukowana i lekko wznosząca się, prowadzi w stronę serca miasta. Po bokach – sklepy z lokalnym białym winem Vernaccia, oliwą, serami i skórzanym rękodziełem. W powietrzu miesza się zapach pizzy, bazylii, szafranu i dziczyzny.

Reklama
Reklama

Już tutaj czuć, że San Gimignano żyje historią i z historii. Ale ta historia nie jest muzealnym eksponatem – jest obecna w każdym kroku, w każdym kamieniu. Między XI a XIV wiekiem San Gimignano przeżywało swój złoty okres. Przez środek miasta biegła via Francigena – średniowieczny, o długości 1800 kilometrów szlak pielgrzymkowy prowadzący z Canterbury przez Francję, Szwajcarię aż do Rzymu. Tu był przystanek, w którym spotykały się karawany kupieckie, pielgrzymi i dyplomaci.

Arkady przy via dell’Indipendenza w Bolonii

Arkady przy via dell’Indipendenza w Bolonii

Bogactwo płynęło strumieniem. Kupcy handlowali szafranem, wełną, winem, a najbardziej wpływowe rodziny inwestowały w architekturę. Wieże San Gimignano zostały zbudowane między XII w. a pierwszą połową XIII w., z wyjątkiem Torre Grossa. Do 1300 r. było ich 72, z czego 13 przetrwało do dzisiaj. Stały się manifestem statusu: kto miał wyższą wieżę, ten miał większe wpływy. Były jak rodzinne „drapacze chmur”, strzelające w niebo dla prestiżu i władzy.

Via San Giovanni dochodzimy do Piazza della Cisterna. To jedno z najbardziej fotogenicznych miejsc w San Gimignano. Plac o kształcie trójkąta, wyłożony kamieniem, otoczony jest wieżami i pałacami. W centrum stoi studnia – od wieków źródło życia miasta. Latem, kiedy turyści gromadzą się tu z lodami w ręku, plac wygląda jak średniowieczna pocztówka ożywiona współczesnymi kolorami. Z tymi lodami, a właściwie gelato jest ciekawa historia. Na tym jednym palcu znajdują się dwie lodziarnie: Gelateria Dondoli i Gelateria dell’Olmo. Pierwsza na szyldzie ma napis „Najsłynniejsze Lody Świata”, druga – „Najlepsze Gelato na Świecie”. Upał robi się nieubłagany. Po odstaniu w coraz dłuższej kolejce mam w ręku gelato pistacjowe i cytrynowe – kontrast smaków, tak samo wyraźny jak kontrast między średniowiecznym placem a tłumem całkiem współczesnych turystów.

Tu wyrastają wieże Ardinghelli – rodu gibelinów (stronników władzy cesarskiej we Włoszech). Zbudowane w XIII w., dziś są niższe niż pierwotnie – magistrat kazał skrócić wszystkie wieże przewyższające ratuszową. Ale nawet niższe wciąż wyglądają potężnie.

Kilka kroków dalej stoją wieże Salvucci, zwane bliźniaczymi. Pierwotnie miały prawie 52 m wysokości. Ich ustawienie obok siebie było demonstracją siły, rodzajem architektonicznego wyzwania rzuconego Ardinghellim.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Bolonia: kolebka współczesnych uniwersytetów

Torre del Diavolo (Wieża Diabła) to jedna z najbardziej znanych wież w San Gimignano, usytuowana po północnej stronie Piazza della Cisterna i stanowiąca część Palazzo dei Cortesi. Zgodnie z legendą właściciel, wróciwszy z długiej podróży, zastał wieżę wyższą niż wcześniej. Przypisano to interwencji sił nieczystych, co nadało jej obecne miano. Budowla wyróżnia się złowieszczą formą oraz zastosowaniem białego wapienia.

Torre Chigi, przy Piazza della Cisterna i via San Giovanni, uchodzi za jedną z najpiękniejszych zachowanych wież. Wzniesiona w 1280 r. przez rodzinę Useppi, ma nietypowy detal – wejście znajduje się na pierwszym piętrze. Zabieg ten był podyktowany względami bezpieczeństwa: w niespokojnych czasach rywalizacji rodów drabinę opuszczano w ciągu dnia, a na noc chowano.

Kilka kroków dalej wchodzimy na Piazza del Duomo, gdzie wznosi się Torre Grossa – najwyższa w mieście. W 1311 r. zakończono jej budowę, a 54 me wysokości czyniły ją symbolem dominacji miasta. Z jej szczytu widać dachy San Gimignano, inne wieże i rozciągające się wzgórza Val d’Elsa. Obok stoi Torre Rognosa, zwana także wieżą zegarową. Jest starsza, ma około 51 m, a w XIII stuleciu to ona wyznaczała maksymalną dopuszczalną wysokość prywatnych wież.

Zanurzamy się w uliczki, oglądając po kolei Duomo di Santa Maria Assunta, idąc via di San Mattteo, dochodzimy do kościoła Św. Augustyna; wracając, zachodzimy do Parco Della Roca, pozostałości po murach obronnych.

Do miasta wracamy dwa dni później, ale wieczorem. Kiedy słońce zachodzi, San Gimignano cichnie. Turyści odjeżdżają autokarami, a miasto zostaje prawie puste. Prawie, bo akurat na Piazza Pecori ma się odbyć koncert muzyki Pucciniego, na który ściągają głównie miejscowi.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Włosi ratują kolejną krzywą wieżę. To część „średniowiecznego Manhattanu”

Spacerujemy utartymi szlakami. W powietrzu wciąż unosi się zapach pizzy, pieczonych warzyw, słychać brzęk kieliszków z restauracyjnych ogródków. Wieże w świetle latarni wyglądają jak ciche strażnice – nie bronią już miasta, ale wciąż patrzą na dolinę. Chyba to właśnie wieczór jest najlepszym momentem, by poczuć prawdziwe San Gimignano. Bez tłumów, gdy echo kroków odbija się od murów, a powietrze pachnie rozgrzanym kamieniem.

Miasto wież i niekończących się arkad

Podróż z San Gimignano do Bolonii to jak przejście z teatru kameralnego do opery. Toskańskie miasteczko, zamknięte w średniowiecznych murach, zostaje za plecami, a przed oczami wyrasta miasto dużo większe, tętniące życiem, wielowarstwowe i dzisiaj wielonarodowe. Bolonia – miasto, które od stuleci patrzy na świat spod swoich arkad i ponad dachami krzywych wież.

Piazza di Porta Ravegnana jest sceną, na której stoją dwa najważniejsze symbole Bolonii – Asinelli i Garisenda. W średniowieczu miasto miało około 180 wież. Dziś pozostało ich około 20, ale te dwie są najbardziej rozpoznawalne. Asinelli – wyższa, niemal 97-metrowa – wznosi się prosto jak strzała. Garisenda – niższa i mocniej pochylona – wygląda jakby miała runąć. Dante, który mieszkał w Bolonii, pisał o jej pochyleniu w „Boskiej Komedii”. Dziś Asinelli jest w remoncie, a Garisenda otoczona rusztowaniami. Nie można wejść, ale to wcale nie przeszkadza. W ich obecności chodzi nie tylko o panoramę – chodzi o świadomość, że te wieże od wieków są tu strażnicami, które patrzą na zmieniające się miasto.

Współczesna panorama San Gimignano

Współczesna panorama San Gimignano

Foto: G.Cygonik (4)

Reklama
Reklama

Bolonia to jednak nie tylko wieże. To przede wszystkim arkady. Żadne inne miasto we Włoszech nie może pochwalić się takim ich nagromadzeniem. Łącznie około 40 km – ciągną się przez całe centrum, łączą place, ulice, kamienice, uniwersytety, sklepy, kawiarnie. Arkady są esencją miasta. Latem chronią przed słońcem, zimą przed deszczem. Spacer nimi to jak przechadzka w cieniu historii. Każda ma inny rytm kolumn, inną wysokość, czasem sklepienie zdobione freskami, czasem gładkie jak nowy pergamin.

Najbardziej znana jest arkada przy Via Zamboni – prowadząca w stronę uniwersytetu, najstarszego w Europie. Dalej arkady przy Strada Maggiore i Piazza Maggiore – monumentalne, szerokie, w których można zgubić się w cieniu. Ale najbardziej niezwykła jest arkada przy San Luca – ciągnąca się prawie 4 km, z 666 łukami, prowadząca aż do sanktuarium na wzgórzu. Latem, gdy słońce pali ulice, przejście arkadą to jak wędrówka chłodnym tunelem czasu.

Spacerując arkadami, mijamy sklepy z makaronem w witrynach, trattorie pachnące ragù alla bolognese i niezwykły, ni to bar, ni to sklepik – lokal, w którym przygotowują niesamowite bułki z mortadelą bolońską z różnymi dodatkami.

Czytaj więcej

Miejsca z najlepszą kuchnią na świecie. Nikt nie jada tak dobrze jak Europa

Piazza Maggiore, serce miasta, latem rozbrzmiewa muzyką dobiegającą z rozlicznych trattorii. W tle widać wieże, a z każdej strony otaczają monumentalne budynki – bazylika San Petronio, Palazzo del Podestà, Palazzo d’Accursio. Wszystkie połączone siecią arkad, jakby miasto było jednym wielkim zadaszonym dziedzińcem.

Reklama
Reklama

Późnym popołudniem Bolonia jest jeszcze piękniejsza. Szukając ochłody, koniecznie trzeba – co też zrobiliśmy po kilometrach spaceru pod arkadami – wejść w boczną uliczkę Piazza Maggiore i iść w kierunku Mercato di Mezzo. To tętniący życiem targ spożywczy z licznymi sklepikami sprzedającymi sery, makarony i tortellini, ze stoiskami pełnymi świeżych warzyw, owoców i ryb. Można tutaj odpocząć przy małym stoliku i pijąc zimny aperol, obserwować nieustający ruch turystów i miejscowych.

Wieże dumy i rywalizacji

Latem w San Gimignano i Bolonii wieże stoją w ciszy, rozgrzane słońcem, obserwując turystów, którzy zadzierają głowy, żeby uchwycić je w obiektywie. Dziś wydają się po prostu pięknymi reliktami przeszłości. Ale w średniowieczu nie były ozdobą, tylko narzędziem.

Wieża miała znaczenie praktyczne: broniła, strzegła, dawała przewagę. Ale jeszcze ważniejsze było to, co mówiła. Bo w świecie, w którym status społeczny był równie kruchy jak pokój między sąsiadującymi rodami, wieża stanowiła publiczną deklarację: „Jesteśmy na szczycie” – i to w dosłownym sensie.

Piazza della Cisterna w San Gimignano otoczony jest wieżami i pałacami

Piazza della Cisterna w San Gimignano otoczony jest wieżami i pałacami

Spacerując latem po San Gimignano i Bolonii, trudno nie pomyśleć o tym, że dzisiejsze drapacze chmur w Nowym Jorku, Londynie czy w jakimkolwiek innym nowoczesnym mieście są nowoczesnymi odpowiednikami tych średniowiecznych wież. W średniowieczu: herb rodu na szczycie – dziś: logo korporacji. Wtedy wejście na wieżę było dostępne tylko dla właściciela i jego rodziny, dziś tylko dla pracowników i wybranych gości.

Reklama
Reklama

Wieże, niezależnie od epoki, zawsze były symbolem ambicji. Kamienne, ceglane, szklane – wszystkie mówią to samo: „Jesteśmy wysoko”. Patrzę na nie i myślę, że w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło. W średniowieczu wieża była manifestem ambicji rodu. Dziś drapacze chmur są manifestem ambicji korporacji. Wszak Iwaszkiewicz miał rację pisząc: „Całe San Gimignano jest jakąś dekoracją do dziejów, które przebrzmiały czy w ogóle nie nadeszły…”. Może rzeczywiście – może wieże stoją tu nie po to, by opowiadać dawne dzieje, ale po to, by przypominać, że ambicja, która pnie się w górę, nigdy się nie kończy...

„Na razie jest to długi i złocisty korytarz fasad, do którego wchodzi się przez wąską bramę. Wszystko tak jak za czasów, kiedy tu w poselstwie przyjechał Dante od Florentczyków, kiedy to bogate i wspaniałe miasto należało odwodzić od koalicji ze Sieneńczykami. Polityka wtedy była skomplikowana i wrogowie śmiertelni jednym mówili językiem. Całe San Gimignano jest zbudowane w stylu tej przedziwnej epoki. Całe jest jakąś dekoracją do dziejów, które przebrzmiały czy w ogóle nie nadeszły. Na placu przed katedrą wędrowne trupy śpiewacze dają teraz czasami przedstawienie oper Rossiniego, ale nie dla tych przecie pełnych wdzięku utworów stworzyła średniowieczna rywalizacja te wieże, te mury. San Gimignano delle belle torre – tak się nazywa to miasto w języku popularnych skrótów. Wież tych teraz sterczy trzynaście, a jeszcze stosunkowo niedawno było trzydzieści pięć. Nie miały właściwie żadnego przeznaczenia, tylko w zapale czysto sportowym mieszkańcy tego zakątka, każdy nad swoim domem, budowali z żółtego kamienia okolicznych wzgórz taką wieżę: czyja będzie wyższa? Aż nareszcie sam magistrat prześwietnego miasta zbudował jedną wieżę na ratuszu i wydał rozkaz, żeby żadna inna »prywatna« wieża nie przewyższała magistrackiej. Oczywiście nikt już wtedy nie chciał budować i tak zostało San Gimignano po dziś dzień ze swoimi bezcelowymi, pustymi wieżami; pomiędzy ich żółtymi kamieniami wyrosły graby i oliwki, mieszkania pod wieżami zubożały i stały się puste” – pisał Jarosław Iwaszkiewicz w „Podróżach do Włoch”.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Historia świata
Ostatni sampan na Jangcy
Historia świata
Jak się zaczął i skończył Skype
Historia świata
Rudolf Valentino, pierwszy amant kina
Historia świata
Kursk, czyli pierwsza katastrofa Putina. Po 25 latach nadal pełno zagadek
Historia świata
Transport w krajach afrykańskich i Oceanii. Metro, część IV
Reklama
Reklama