Decyzja o inwazji zapadła zaledwie dzień wcześniej, o 21.30. „W porządku, ruszamy" – oświadczył naczelny dowódca sił alianckich gen. Dwight Eisenhower, kiedy brytyjski serwis meteorologiczny Tet Office przekazał mu prognozę dobrej pogody na kolejne 24 godziny.
Operacja, której nadano kryptonim Overlord, zakładała przełamanie umocnień wału atlantyckiego na pięciu najbardziej wysuniętych plażach tego regionu. Wojska amerykańskie w sile czterech dywizji piechoty, dwóch dywizji powietrznodesantowych i dwóch dywizji Rangersów otrzymały zadanie zajęcia plaż o kryptonimach Omaha i Utah. Trzy dywizje brytyjskie miały uderzyć na plaże Sword i Gold, a 3. Kanadyjska Dywizja Piechoty miała opanować plażę Juno.
Flota inwazyjna zrzuciła kotwice naprzeciw plaż 6 czerwca, na godzinę przed świtem. Nim jednak barki desantowe ruszyły w kierunku wybrzeża, alianckie lotnictwo w sile 3500 bombowców ciężkich oraz 1500 bombowców lekkich i średnich przeprowadziło zmasowane bombardowanie dziesięciu baterii wroga. Ogień w kierunku niemieckich umocnień otworzyło także sześć alianckich pancerników.
O skali działań świadczą liczne raporty i wspomnienia uczestników tych wydarzeń. Jakże wymowne są słowa Johna Taylora, starszego sierżanta lotnictwa 50. dywizjonu RAF: „Zbliżał się właśnie świt... Nie widzieliśmy zbyt wiele, ponieważ było ciemno, ale gdy tylko niebo pojaśniało, podlecieliśmy, zbombardowaliśmy i zlikwidowaliśmy pozycje wroga. Gdy zawracaliśmy, między chmurami pojawiły się prześwity... I wtedy zobaczyliśmy te setki barek desantowych podążających w stronę plaż".
Każda z sześciu plaż stała się osobnym polem bitwy. Każdy atak charakteryzował się inną dynamiką i był okupiony różną liczbą ofiar. Najbardziej dramatyczny przebieg miał amerykański desant na plaży Omaha. Z 34 250 żołnierzy 1. Armii USA zginęło aż 2 tysiące ludzi. Na innych plażach opór niemiecki był tylko odrobinę słabszy. 50. Dywizja II Armii Brytyjskiej o godz. 7.30 zaatakowała plażę Gold. W ciągu następnych godzin zginęło 413 żołnierzy. Desant zamienił się w koszmarny, straszny sen. Niektórzy żołnierze ginęli od razu po otwarciu bram barek, rozszarpani przez pociski niemieckich karabinów MG42 nazywanych „piłą Hitlera". Inni przeciążeni sprzętem tonęli wepchnięci do wody przez przerażonych, tratujących ich kolegów. Przez kilka godzin na plażach panował totalny chaos. Nikt z atakujących nie był przygotowany na tak trudne warunki, w jakich przyszło im walczyć.