Gdy w oknach pociągów kolejki miejskiej w Tokio wyłaniał się widok kompleksu Pałacu Cesarskiego, pasażerowie musieli pokłonić się w stronę siedziby władcy. Przedstawienia teatralne zaczynano od pieśni na cześć cesarza i rytualnych pokłonów. Jego portrety w urzędach często były zasłonięte welonami, by nie onieśmielać zwykłych śmiertelników wizerunkiem boskiego władcy. Dzieci w szkołach uczyły się piosenek mówiących o radości z oddawania życia dla cesarza, a gdy dorastały, ginęły w samobójczych szarżach, wznosząc okrzyki na cześć władcy. Broń, z którą żołnierze szli w bój, formalnie należała do władcy, a na każdym karabinie był stempel z cesarską chryzantemą. Kult japońskiego imperatora Hirohito pod pewnymi względami przewyższał kult Stalina. Różnił się od niego jednak tym, że Japończycy, w odróżnieniu od Sowietów, rzeczywiście uważali swojego przywódcę za wcielonego boga. Po wojnie różnego rodzaju „eksperci” tłumaczyli, że za ten fanatyzm odpowiedzialny był szintoizm, czyli tradycyjna japońska religia. Ile jest jednak prawdy w tej teorii?