Po ataku na Pearl Harbor wielu Amerykanów przestraszyło się, że lada chwila „Japońce" rozpoczną inwazję na Zachodnie Wybrzeże USA. Nadgorliwi lub niezrównoważeni psychicznie obywatele donosili o japońskich nalotach na Kalifornię i o dywersantach kryjących się za każdym rogiem. Każdy przedstawiciel japońskiej mniejszości zamieszkujący USA był postrzegany jako potencjalny szpieg i sabotażysta. Odzywały się głosy, by wsadzić tę „piątą kolumnę" do obozów internowania. Federalne Biuro Śledcze (FBI) przystąpiło do aresztowań potencjalnych wywrotowców już w pierwszych godzinach wojny. Zatrzymano około 5,5 tys., z czego większość została wypuszczona przez sądy i poddana dozorowi. To jednak nie uspokoiło opinii publicznej domagającej się krwi.
Prezydent Franklin Delano Roosevelt wsłuchał się w „głos ludu" i 19 lutego 1942 r. wydał Rozporządzenie nr 9066 polecające dowódcom okręgów wojskowych wyznaczyć miejsca, do których zostaną przesiedlone niepożądane osoby. Na podstawie tego rozporządzenia przesiedlono do obozów internowania blisko 120 tys. Amerykanów pochodzenia japońskiego zamieszkujących kontynentalną część USA. 80 tys. z nich stanowili nissei i sansei, czyli potomkowie imigrantów w drugim lub trzecim pokoleniu, mający obywatelstwo USA i wychowani w amerykańskiej kulturze. Pułkownik Karl Bendesten, jeden z architektów tego programu (syn imigrantów z Niemiec), stwierdził, że internowany powinien zostać każdy, kto ma choć kroplę japońskiej krwi. Do obozu można było więc trafić, nawet jeśli było się Japończykiem jedynie w 1/16 lub kilkuletnim sierotą niewychowywanym przez Japończyków. Szef FBI J. Edgar Hoover był wściekły z powodu masowego internowania Amerykanów pochodzenia japońskiego. Popsuło mu ono misterne gry operacyjne toczone z wywiadami państw osi.
O tym, że ta akcja przesiedleńcza była nie tylko zbrodnicza, ale również całkowicie niepotrzebna, może świadczyć również to, że na wsadzanie Japończyków do obozów nie zdecydowało się amerykańskie terytorium najmocniej doświadczone japońską agresją – Hawaje. Japońska populacja liczyła tam aż 150 tys. ludzi i władze terytorium obawiały się, że ich internowanie zdestabilizuje gospodarkę lokalną. Poza tym wielu nissei służyło w Gwardii Narodowej Hawajów oraz w jednostce roboczej Ochotnicy Zwycięstwa Varsity. W marcu 1942 r. wojskowy gubernator Hawajów Delos Emmons przestraszył się jednak scenariusza, w którym archipelag zostaje zaatakowany przez japońskich dywersantów ubranych w japońskie mundury. Utworzył więc w sekrecie z żołnierzy Gwardii Narodowej pochodzenia japońskiego Hawajski Prowizoryczny Batalion Piechoty, który 5 czerwca 1942 r. wysłał do Camp McCoy w Wisconsin, gdzie został on przemianowany na 100. Batalion Piechoty. W ten sposób powstała pierwsza w armii USA jednostka wojskowa złożona z Japończyków. Jednostka, której żołnierze walczyli z niezwykłą odwagą i poświęceniem na polach bitew Europy, udowadniając na każdym kroku, że są amerykańskimi patriotami.
Od Salerno po Dunaj
Wkrótce po zamknięciu 120 tys. Amerykanów pochodzenia japońskiego w obozach internetowania część biurokratów z Waszyngtonu zaczęła się zastanawiać, czy to na pewno była dobra decyzja. W lipcu 1942 r. Elmer Davis z Biura Informacji Wojennej wysłał list do prezydenta Roosevelta, w którym zaproponował stworzenie jednostki bojowej złożonej z nissei (zapewne nie był świadomy tego, że formowany jest już 100. Batalion Piechoty). Miałaby być ona odpowiedzią na japońską propagandę mówiącą o amerykańskim antyazjatyckim rasizmie. Pomysł ten poparł zastępca sekretarza wojny John McCloy, czyli jeden z architektów programu masowego internowania Japończyków. Prezydent Roosevelt ogłosił więc 1 lutego 1943 r. powstanie 442. Pułkowej Grupy Bojowej, jednostki ochotniczej złożonej z nissei, ale dowodzonej przez białych oficerów.
Początkowo planowano, że uda się zrekrutować do niej 3 tys. ochotników z kontynentalnych USA i 1,5 tys. z Hawajów. Zaciąg za drutami obozów internowania kiepsko jednak szedł. Tam udało się zwerbować tylko około 1 tys. ludzi. Na Hawajach zgłosiło się jednak ponad 10 tys. nissei, z czego przyjęto 2686. Wysłano ich na szkolenie do Camp Shelby w Missisipi, gdzie spotkali się z żołnierzami 100. Batalionu Piechoty, który przyjął jako swoje motto „Pamiętaj o Pearl Harbor".